Baba za kierownicą

Z rodzicielem nie należy się uczyć jeździć. Stara to prawda, jednak jak tu być jej wiernym, gdy nie ma nikogo innego, kto by w razie czego zwrócił uwagę, że z prawej coś jedzie, a z lewej idą ludzie…

Tym sposobem wyjechałam dnia któregoś na ulicę z ojczulkiem u boku. Chyba nawet na egzaminie się tak nie stresowałam. O dziwo, nie był jednak AŻ TAK upierdliwy, jak bym się spodziewała, niemniej ponieważ całe życie siedział w samochodzie od strony kierowcy, w charakterze pasażera nie sprawdził się o tyle, że zupełnie inaczej postrzegał krawędzie. Tzn. gdy miałam zaparkować, wrzeszczał zawczasu: Parkuj! PARKUJ! Skręcaj, bo nie wyrobisz!!!!

No to skręcałam, więc zawsze było za blisko prawej strony. Nie inaczej stało się półtora tygodnia temu, gdy próbowałam zaparkować przed firmą. Tata oczywiście wskazał mi lukę, w której zresztą, owszem, czołg by się zmieścił, ale ja, ma się rozumieć, jak zwykle wzięłam nie taki zakręt jak trzeba. No i zaparkowało mi się tak, że ktoś, kto chciałby się dostać do auta obok, musiałby się nieźle spłaszczyć – chciałam więc poprawić, tatko już mi tam sapał, że nie będzie żadnych poprawek, skoro już wjechałam, ale się uparłam. Wsteczny wrzuciłam, ruszyłam i nagle słyszę, jak tata wrzeszczy: STÓÓÓÓÓÓÓÓÓJ!!!!!!!!!!!

Patrzę zdziwiona, co mu tam znowu się ubzdurało, po czym próbuję się odkręcić i widzę, jak samochód obok nieznacznie buja…
Gdybym była sama, to bym po prostu zgasiła silnik i tak sobie zawisła bokiem na cudzym wozie, po czym się rozryczała rzewnymi łzami. Ale że był tata, to się wydarł, że mam zrobić to i tamto, i spierdalać, no więc spierdoliłam dalej, zaparkowałam gdzieś w krzakach i poszłam na rekonesans, który się nie udał, bo do tego samochodu przyleciała niemal natychmiast właścicielka, obejrzała i prędko wróciła.

Smętnym krokiem, na dygoczących kolankach weszłam do pracy, a tam oczywiście już niemal wszyscy wiedzieli, bo przecież patrzenie na ludzi, którzy parkują, to naturalna rozrywka na dobry początek dnia. Czułam się jak oferma i się bałam okropnie, ale na szczęście nic się nie stało, bo otarłam się taką gumową osłonką na boku, więc żadnej rysy nie zrobiłam. Najadłam się jednak strachu i wstydu, i nie wiedziałam, czy iść do tej babki i ją przepraszać, ale właściwie za co miałam ją przepraszać, że jej samochód dotknęłam? 😉 Na szczęście mnie nie zna 😀

Co jednak było ważne – wszystkie koleżanki mnie gorąco pocieszały, opowiadając co lepsze anegdoty wzięte ze swojego życia, natomiast informatycy, czyli czołowa loża szyderców, w trakcie mej akcji robili sobie w kuchni kawę i nie widzieli nic. Tym sposobem sprawa przyschła. No zresztą co, każdemu może się zapomnieć, ile kiedy zrobił skrętów kierownicą… 😉

Nie odpuszczam jednak, jeżdżę już sama, i gdyby tylko nie trzeba było nigdzie parkować, tylko tak sobie krążyć w kółko, to byłabym pewnie znacznie bardziej zadowolona z życia 😉

Opublikowano Bez kategorii | 58 komentarzy

Mistrze riposty

Czerwona: – Nie lubię, jak facet jest mocno owłosiony na torsie, bo wtedy podczas seksu te włosy z niego zlatują na kobietę i robi się bałagan.
w-i-a-r-a: – Hm, to może dlatego zawsze podobali mi się łysi?
Czerwona: – Nie wiem, ale na pewno ogoleni.

Ktoś ma jeszcze jakieś pytania odnośnie mojego długiego weekendu? :)

Opublikowano Bez kategorii | 26 komentarzy

Drobne przyjemności

Obraziłam się na lato, język mu pokazuję i właściwie mi wisi, czy będzie ciepło, czy nie, i tak złapałam jesienny nastrój i czekam na moment, gdy nie będzie mi głupio łazić w płaszczu, botkach oraz z kilometrowym szalem wokół szyi.

Tymczasem byłam w sklepie i zakupiłam, co następuje:

– pistacje
– mozzarellę
– chrupki kukurydziane
– Desperadosa
– olej z pestek dyni
– suszone pomidory.

Nie wiem, co takiego jest w powyższym (zwłaszcza w chrupkach, prawda), ale na samą myśl o tym wszystkim mam pewien rodzaj orgazmu. Uwielbiam czytać o jedzeniu, uwielbiam jedzenie i uwielbiam kuchnię inną niż polska. Jawią mi się nowe smaki, kolorowe specjały na talerzu, podane w cudnym miniogródku, wyrastającym wprost na wąziutkiej uliczce, w otoczeniu białych domków z przewieszającymi się obficie przez balkony kwiatami, śmiech, śpiew, ogniści mężczyźni…

Włochy dzikim szturmem opanowały ostatnio mą głowę. Może od oglądania wakacyjnych zdjęć rodziny, może od śpiewu siostrzeńca, który błyskawicznie nauczył się włoskich piosenek, może od książki, która wcale o Włoszech nie traktuje, niemniej jest autorstwa Tiziano Terzani – florentyńczyka… Nie wiem, tak czy owak bardzo pragnę i pożądam odpoczynku w tym namiętnym kraju. I właściwie zupełnie nie pojmuję, dlaczego mnie tam jeszcze nie ma! Moje dusza jak nigdy wcześniej potrzebuje zastrzyku optymizmu, relaksu i wszechobecnego podrywu, a ciało słońca, opalenizny, uwodzicielskich kropel przejrzystej morskiej wody, dotyku…

… taaak, istotnie złapałam jesienny nastrój 😉

Ale nie, nie będę się już irytować pogodą za oknem. Grunt to dobry plan – czyli przyszłoroczny urlop odbędę poza Ojczyzną. Tak się stanie.

A teraz zjem sobie 52385271043 suszonego pomidora i będę szczęśliwa :)

Opublikowano Bez kategorii | 52 komentarzy

Skutki picia… piwa :)

Chciałam niniejszym ogłosić, że najlepsze piwo w Poznaniu można wypić w Brovarii (KLIK). I nie jestem w tej opinii odosobniona, zważywszy, że na miejsce w ogródku regularnie czekają kolejki chętnych, a nie powiem, żeby na Starym Rynku brakowało knajp. No ale bo to piwo miodowe i pszeniczne…! W dodatku wytwarzane NA MIEJSCU! Prosto ze zbiorników do kurków płynie, obłęd. I jak oni tam cudnie w środku mają! Na szczęście ceny nie zwalają z nóg, dzięki czemu wczoraj z dziewczynkami totalnie się… no, zabawiłyśmy :) Co skutkowało narodzinami takich oto mono- i dialogów:

* Ja, po opowiedzeniu im swojej historii – Boli…
E., natychmiast rozkładając czule ręce do przytulenia: – Moja biedna, nie martw się durnym facetem!
Ja – … ale mnie boli od stanika 😀

* Ja, rechocząc: – Dlaczego życie jest takie do bani, ale jest takie wesołe?


* Umawiamy się na imprezę, jedząc lody.

Ja: – A wtedy nie miał przyjechać twój facet? Nie będzie miał pretensji?
E.: – A może i tak. – Po chwili namysłu, wojowniczo – No to wielkie mi rzeczy, jak przyjedzie i będzie stękał, to mu powiem… – z łyżeczki skapuje jej lód prosto na nogi – Kurwa.
Przetrawiamy chwilę, po czym E. komentuje: – To mu powiedziałam 😀

* Wracam z toalety i dzielę się wrażeniami:
– Ejjjj, coś wam zdradzę, coś niesamowitego… – zaczynam tajemniczo, po czym kontynuuję z nagłą radością wymalowaną na obliczu. – Normalnie w kiblu są automatyczne mydła! Bez naciskania leci 😀

* Idziemy na Kaponierę, skąd mamy nocny, i wyśpiewujemy, co nam wpadnie do łba, m.in. po kolei wszystkie piosenki dzieciństwa, czyli Ogórek, Muminki etc., i nagle uświadamiam sobie, że nie pamiętam czołówki ze Smerfów. Męczy mnie to coraz dotkliwiej, w końcu siadamy na ławeczce obok jakiegoś chłopaka i debatujemy, że w Smerfach był Klakier i Gargamel, i że oni tam po muchomorach skakali i fokle, słowem usiłujemy za wszelką cenę znaleźć punkt zaczepienia, który by pociągnął za sobą wspomnienie całej piosenki. W końcu E., pokazując brodą faceta, szepcze nieśmiało, że może on będzie wiedział. No to pytam grzecznie:
– Przepraszam pana bardzo, ale czy pamięta pan może, jak brzmiała piosenka ze Smerfów?

Koleś już w połowie pytania się uśmiecha, najwyraźniej doskonale wiedząc, czego będę chciała, i bez chwili wahania intonuje: „Hej dzieci, jeśli chcecie zobaczyć Smerfów las” 😀

Jaka szkoda, że poszedł do innego autobusu, bo chętnie bym go przygarnęła. Na wspólne śpiewanie oczywiście 😉

No to posłuchajmy TU :)

Opublikowano Bez kategorii | 41 komentarzy

Bilet powrotny

Naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy to może ze mną jest coś nie tak. Znów stało się to, nad czym nie miałam kontroli, czego nie umiałam, a może nie chciałam przewidzieć, co dotknęło nagle a niespodziewanie, i boli tak okropnie.

Doskonale pamiętam, jak zabrakło mi powietrza w płucach, oddychałam szybko, jakbym tonęła, ale ciało nie chciało się wypełnić tlenem, w głowie nie istniało nic prócz myśli „dlaczego”, patrzyłam w jeden punkt. Niczego nie było, łez też nie, tylko to kłucie rozbijające od środka, rozsadzające żołądek. Nie wiem, ile razy jeszcze zdołam to udźwignąć.

Dzisiaj, po trzech tygodniach od rozstania, usiłowaliśmy jakoś poskładać nasze relacje, by nam nie przeszkadzały w pracy. Dwa miesiące związku to raczej krótko, ale wystarczająco, żeby potem ciężko było przejść nad jego końcem do porządku dziennego. Zwłaszcza że strata mężczyzny to dla mnie zawsze automatyczna strata przyjaciela.

Rozmawialiśmy długo, w sumie pierwszy raz tak szczerze – i uderzyło mnie, jak bardzo, będąc z kimś, człowiek boi się otworzyć, lęka się prawdy, przeszłości, demonów. Zwłaszcza własnych. A potem, gdy wreszcie odsłania swoje niedoskonałości i próbuje się z nimi zmierzyć – lekcja okazuje się przyjść nie w porę.

Za późno już. Znów płaczę samotnie.

Opublikowano Bez kategorii | 22 komentarzy

Taka miłość jest jedna

Jak co roku przy okazji jakichkolwiek wyjazdów, tak i tym razem zastanawiała mnie mocno pogoda, jaką ześle mi los. Urlopowy wachlarz pogodowy mam wyjątkowo rozrośnięty, jednak teraz naiwnie spodziewałam się dla urozmaicenia ładnej aury. Mam nauczkę na przyszłość, zaiste! Trzy dni nieustającej ulewy, stany alarmowe na rzekach, które jeszcze parę chwil wcześniej były łagodnymi strumykami, do tego wiatry oraz burze.

Czerwona na wakacjach.

Ale nie będę tak całkowicie narzekać, bowiem w dzień przyjazdu był upał, drugiego pogoda w kratkę, trzeciego cudowne słońce, a na koniec pobytu znów było widać góry.

I powiem Wam, że nic nie robi tak dobrze na żale i smutki jak spędzanie wakacji na szlaku (zwłaszcza z Brasillą i Nivejuszem). Ostre powietrze, spocenie, brak tchu, przeklinanie i stękanie, łzawe podczołgiwanie się trzech bab tuż pod szczytem, rezygnacja z mini-herbaty za 6zł i ta wieczna nadzieja, że na pewno za zakrętem już nie będzie pod górkę – to jest to, co kocham, uwielbiam, ubóstwiam, nawet gdy potem zad kwęka przy każdym ruchu.

(No i nie zapominajmy o wiecznej miłości do PKP, w którym siki wydala się w pozycjach, o jakie byśmy się nawet nie podejrzewali, oraz dzieli los tułacza z pisklętami – tak, PISKLĘTAMI – które robią pi-pi-pi, z wyraźnym zwielokrotnieniem natężenia pipania podczas postojów.)

Widoki wynagradzają wszystko. Prawda?

blog_uk_3741146_4693465_tr_gory1blog_uk_3741146_4693465_tr_strumien11 blog_uk_3741146_4693465_tr_gory

Przecudowne, wściekle zielone, pachnące lasem i strumykami, kochane Karkonosze.

Opublikowano Bez kategorii | 61 komentarzy

Mądrość buddyjska nr 40

„NAJWIĘKSZY EGOIZM PRZEJAWIA SIĘ W TYM, ŻE PRÓBUJEMY SPRAWIĆ, BY TA DRUGA OSOBA ŻYŁA TAK, JAK NAM SIĘ PODOBA.

M. Wojciechowska

Opublikowano Bez kategorii | 45 komentarzy

Najpiękniejszy

Po obejrzeniu:

– 75825 ofert na necie
– 25423 opinii na forum
– 65467 porad i wskazówek, jak wybrać, na co zwracać uwagę i jak się nie dać naciąć
– 3 aut, w tym sedana bez wspomagania kierownicy, w którym dosłownie stękałam z wysiłku podczas nawrotki
– 1 samochodu, który chwycił mnie za serce parametrami, klimą i oczywiście kolorem

kupiłam swoje pierwsze WŁASNE cztery kółka. Moje, moje, tylko moje!!!!!!

Teraz zostało mi już tylko uroczyste nadanie imienia. I zapachu.

:)

Opublikowano Bez kategorii | 53 komentarzy

Defekt muzgó

Oglądamy z Wyjątkowym „Mrocznego rycerza” na kompie. Mija dobre 20 minut, gdy:

Ja: – Nie rozumiem. Jakie znaczone banknoty? O co tu chodzi?

Wyjątkowy odwraca ku mnie głowę, a wzrok jego odpowiada „żartujesz, prawda?”. Mój wzrok zawiera jednak tylko znaki zapytania, więc Wyjątkowy zaczyna cierpliwie wyjaśniać:

– Mówili o nich w tej scenie, gdy Batman rozmawia z Gordonem, kojarzysz?

Głucho.

– Wtedy, jak Batman pytał Gordona o tego prokuratora, czy można mu ufać… Rozjaśnia się?

Nic się nie rozjaśnia. Mój mózg, zdziwiony, pracuje na pełnych obrotach, ale za nic na świecie nie przypomina sobie tego momentu, a Wyjątkowy, zamiast zwyczajnie powiedzieć, o co loto, najwyraźniej uznaje za punkt honoru przywrócić mi pamięć.

– I gdy Gordon się odwraca na sekundę, to Batman nagle znika, pamiętasz?

Gówno tam pamiętam…

– No po tym napadzie… Potem widzi Rachel z tym prokuratorem…

Coś mi świta, otwieram usta, wciągam powietrze:

– Aaaa…

Chłop mój patrzy z taką nadzieją, jakby mi miały z buzi ptaszki wylecieć…
Niestety w międzyczasie uświadamiam sobie, iż przebłysk olśnienia jest chwilowy, i już wiem, że okryję się hańbą. W celu odwrócenia uwagi od defektu umysłu przybieram więc uroczą minkę plus wyszczerz zębów i strzelam:

– … aaa wiesz co? A puśćmy to jeszcze raz od początku, co?

To tylko ja.

Ale i tak możecie mi pogratulować, ponieważ zachowałam dla siebie zasadnicze pytanie tej historii, mianowicie:
A KTO TO WŁAŚCIWIE JEST GORDON???

Opublikowano Bez kategorii | 37 komentarzy

The world is mine!

Długo, bardzo długo się w sobie zbierałam, żeby to wreszcie powiedzieć. Wyjątkowy nawet nie zauważył, jak kolosalne dylematy mną telepały i jaką walkę musiałam ze sobą stoczyć, by wydusić w końcu magiczne słowa:

– Beeeejb…?
– Ehe?
– A DASZ MI SIĘ PRZEJECHAĆ AUTEM?

😀

Poinformowałam go uczciwie, że droga jest prosta jak drut, ale na końcu czeka nas skręt w lewo… Przeżegnał się, westchnął, zapewnił, że zamknie oczy. I jazda.

Tiaa… Dobre sobie. Ludzie, ja tego auta nawet zapalić nie mogłam. Do tej pory nie wiem, co wykombinowałam, ino przekręcałam kluczyk na dwanaście możliwych sposobów i nic. A Wyjątkowy jednym ruchem paluszka. I tak mi przekręcał chyba trzy razy, bo tyleż razy zakaszlało i zgasło, nawet się o centymetr nie ruszyłam. Za pierwszym jeszcze mi się to wydało normalne, ze drugim się zdenerwowałam troszkę, a za trzecim… cóż, wreszcie sobie przypomniałam, że wciskam niewłaściwy pedał, ponieważ gaz jest po prawej, a nie w środku 😀 Oczywiście się nie przyznałam, Wyjątkowy okazał łaskę i nie uzewnętrznił przerażenia, i udało się, pojechałam!

Początku drogi w ogóle nie pamiętam, tak się skupiłam na swoich sandałach, bowiem się cholerne blokowały przy każdym ruchu nogą. Niech żyje zmyślny wybór obuwia, prawda 😉 Ale po chwili i to okiełznałam, przez wąski tunel przejechałam, przed wjazdem na trasę wyhamowałam, na górce rzecz jasna olałam użycie ręcznego i niezwykle prędko wzięłam zakręt w prawo, a później to już była czysta przyjemność. Prosta droga, na dodatek między polami i lasami, więc nie mogłam odmówić sobie tej radochy i wykrzykiwałam regularnie standardowe zdanie, z którego jestem powszechnie znana, czyli: „Ależ tu cudnie!”. Ostatecznie zrobiłam też ten skręt w lewo, a potem grzecznie zaparkowałam na poboczu i było po wszystkim.

Moje pierwsze 12,6 km – w czasie których popełniłam dwa wykroczenia, czyli brak zielonego liścia na aucie i przekroczenie prędkości o całe 10km/h 😀

Opublikowano Bez kategorii | 41 komentarzy