Źle się zaczął ten rok. I tak sobie trwamy razem w tej kiepskiej kondycji, on i ja. Męczę się, każdą dobrą rzecz wydzieram z trudem, żaden pozytyw nie przychodzi samoistnie, jak do tej pory, nawet gdy bywało gorzej. Zawsze tak reagowałam na kłopoty z pracą, teraz znów nastał ten moment. Najlepsze, że one wydarzają się wewnątrz mnie. Nie żeby ktoś miał zastrzeżenia. Zdaję sobie sprawę, że wszystko zależy od mojego nastawienia. Od zawsze źle, strasznie źle reaguję na zmiany, które dzieją się wbrew mnie. A to już kolejny raz, i naprawdę potrzebuję zmienić coś w końcu po swojemu. Tylko na razie nie dostałam szansy…
„Problem polega na tym, że ty wiesz, czego nie chcesz, ale nie wiesz, czego chcesz”.
Ja to bym chciała mieć święty spokój, po prostu. I całą masę roślin wokół. Jakieś pomysły?