Baba za kierownicą

Z rodzicielem nie należy się uczyć jeździć. Stara to prawda, jednak jak tu być jej wiernym, gdy nie ma nikogo innego, kto by w razie czego zwrócił uwagę, że z prawej coś jedzie, a z lewej idą ludzie…

Tym sposobem wyjechałam dnia któregoś na ulicę z ojczulkiem u boku. Chyba nawet na egzaminie się tak nie stresowałam. O dziwo, nie był jednak AŻ TAK upierdliwy, jak bym się spodziewała, niemniej ponieważ całe życie siedział w samochodzie od strony kierowcy, w charakterze pasażera nie sprawdził się o tyle, że zupełnie inaczej postrzegał krawędzie. Tzn. gdy miałam zaparkować, wrzeszczał zawczasu: Parkuj! PARKUJ! Skręcaj, bo nie wyrobisz!!!!

No to skręcałam, więc zawsze było za blisko prawej strony. Nie inaczej stało się półtora tygodnia temu, gdy próbowałam zaparkować przed firmą. Tata oczywiście wskazał mi lukę, w której zresztą, owszem, czołg by się zmieścił, ale ja, ma się rozumieć, jak zwykle wzięłam nie taki zakręt jak trzeba. No i zaparkowało mi się tak, że ktoś, kto chciałby się dostać do auta obok, musiałby się nieźle spłaszczyć – chciałam więc poprawić, tatko już mi tam sapał, że nie będzie żadnych poprawek, skoro już wjechałam, ale się uparłam. Wsteczny wrzuciłam, ruszyłam i nagle słyszę, jak tata wrzeszczy: STÓÓÓÓÓÓÓÓÓJ!!!!!!!!!!!

Patrzę zdziwiona, co mu tam znowu się ubzdurało, po czym próbuję się odkręcić i widzę, jak samochód obok nieznacznie buja…
Gdybym była sama, to bym po prostu zgasiła silnik i tak sobie zawisła bokiem na cudzym wozie, po czym się rozryczała rzewnymi łzami. Ale że był tata, to się wydarł, że mam zrobić to i tamto, i spierdalać, no więc spierdoliłam dalej, zaparkowałam gdzieś w krzakach i poszłam na rekonesans, który się nie udał, bo do tego samochodu przyleciała niemal natychmiast właścicielka, obejrzała i prędko wróciła.

Smętnym krokiem, na dygoczących kolankach weszłam do pracy, a tam oczywiście już niemal wszyscy wiedzieli, bo przecież patrzenie na ludzi, którzy parkują, to naturalna rozrywka na dobry początek dnia. Czułam się jak oferma i się bałam okropnie, ale na szczęście nic się nie stało, bo otarłam się taką gumową osłonką na boku, więc żadnej rysy nie zrobiłam. Najadłam się jednak strachu i wstydu, i nie wiedziałam, czy iść do tej babki i ją przepraszać, ale właściwie za co miałam ją przepraszać, że jej samochód dotknęłam? 😉 Na szczęście mnie nie zna 😀

Co jednak było ważne – wszystkie koleżanki mnie gorąco pocieszały, opowiadając co lepsze anegdoty wzięte ze swojego życia, natomiast informatycy, czyli czołowa loża szyderców, w trakcie mej akcji robili sobie w kuchni kawę i nie widzieli nic. Tym sposobem sprawa przyschła. No zresztą co, każdemu może się zapomnieć, ile kiedy zrobił skrętów kierownicą… 😉

Nie odpuszczam jednak, jeżdżę już sama, i gdyby tylko nie trzeba było nigdzie parkować, tylko tak sobie krążyć w kółko, to byłabym pewnie znacznie bardziej zadowolona z życia 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

58 odpowiedzi na „Baba za kierownicą

  1. ~M. pisze:

    Poza tytułem i paroma zdaniami, nic więcej nie przeczytałem, bo muszę już zająć pierwsze miejsce, za sterami pod tym wpisem!Pozdrawiam czujnie!

    • Czerwona pisze:

      Haha, no spoko, tu naprawdę już nie ma tłumów 😉 Ale jakoś wiedziałam, że będziesz pierwszy :)Pozdrowienia uśmiechnięte :)

  2. ~M. pisze:

    No, już jestem bardziej merytoryczny 😀 Nie przejmuj się, każdy musi zaliczyć jakąś „przygodę” z autem. Dobrze, że przytarłaś tylko plastik. Trzeba się objeździć, wyczuć auto i będzie bezstresowo! W końcu byłaś już kierowniczką 😉 Pozdrowienia zmotoryzowane!

    • Czerwona pisze:

      Wiem, ale w pierwszej chwili poczułam się koszmarnie, no i nadal parkowanie to najgorszy punkt programu 😉 Ale cóż, bez praktyki ani rusz, trzeba ćwiczyć i ryzykować kolejnymi otarciami 😉 Ostatecznie dlatego kupowałam niedrogie auto – wiedziałam, że będzie miało ze mną przechlapane ;DPozdrowienia senne, dobranoc zatem :)

  3. ~M. pisze:

    Znowu mnie szpiegują ;-D Przed wejściem do Ciebie googlałem o kostce brukowej, jej układaniu itp. (stąd to zamieszanie w domu o które się ostatnio pytałaś-remonty wielkie na działce…). No i jakie reklamy wyświetlają mi się od razu u Czerwonej??? Np. firmy Bruk-Bet. I śmieszne i straszne…Pozdrowienia chyba ostatnie!

    • ~Czerwona pisze:

      Haha, no cóż, nie od dziś wiadomo, że w necie nic się nie ukryje 😉 Wczoraj czytałam, że zostawiamy tam całkiem sporo śladów swojej obecności, więc kto wie, jak kto to wykorzystuje… Pozdro rozważające :)

      • ~M. pisze:

        Czytałem kiedyś taką poradę-zacznij wpisywać w mailach, w google itp. miejscach teksty, pytania o czymś zupełnie nietypowym dla Ciebie i większości ludzi, np. o hodowli pieczarek lub o ubrankach dla psów-zobaczysz po paru dniach jakie reklamy Cie zasypią…Pozdrowienia czułe!

        • Czerwona pisze:

          Permanentna inwigilacja! Ale reklamy o powiększaniu penisa dostawałam niezależnie od tego, czy wchodziłam na strony porno, hi hi ;)Pozdrowienia seksowne :)

  4. ~Little Witch pisze:

    Zastanawiam się, co mi przyjdzie wyczyniać, jak w końcu się zbiorę w sobie i wyruszę w drogę po zdobycie prawka, zdobędę je (ile to potrwa – hmmm… ?) i zacznę grasować po holenderskich, wąskich uliczkach, wzdłuż grachten (kanałów), przy których nawet barierek często ni ma, a gdzie często są miejsca parkingowe (już widzę siebie oczyma wyobraźni wpadącą do wody) Losie! Dobrze, że chociaż autostrady mają przecudne, szerokie… 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Spoko, ja się każdego dnia na nowo zastanawiam, co jeszcze wyczynię, dzisiaj pół drogi jechałam na hamulcu ręcznym 😀 Ale parkowanie i tak jest nadal najbardziej nieznośne 😉 Chociaż ufam, że wszystkiego się można nauczyć i to kwestia wprawy. A prawko przydaje się jednak bardzo, więc zabieraj się, zabieraj!

  5. ~wiedzma pisze:

    sie w ogole nie przejmuj :) O tak : http://www.youtube.com/watch?v=pFZf03kocqI

  6. ~K. pisze:

    myślę, że parkowanie to najgłupsza rzecz jaką trzeba robić…zamiast cieszyć się komfortem i przyjemnością jazdy, rozwijaniem szybkości na pięknych polskich drogach, robieniem zimnego łokcia, trzeba myśleć o tym, że zaraz trzeba będzie zostawić swoje cudeńko i zaparkować narażając je na ewentualne uszkodzenia…właśnie dlatego boję się zrobić prawko 😀

  7. ~antylia pisze:

    Oj tam, każdy na początku swojej kariery za kółkiem miał jakieś przygody, a Ty wychwalaj niebiosa, że informatycy nic nie widzieli, bo ży by nie dali 😀

    • ~Czerwona pisze:

      To rzecz pewna 😉 Ale człowiek chciałby bardzo od początku być mistrzem, a ile się strachu i wstydu naje w międzyczasie, to głowa mała… No ale wesoło się to potem opisuje, dopóki nic się nie stanie 😉 Tfu tfu…

  8. ~anka pisze:

    no najlepsze z tego wszystkiego jest „no to s.pierdolilam…” ha ha, rany boskiee dlatego wlasnie nie mam prawa jazdy hi hi;) panicznie boje sie tych wjazdow miedzy dwa auta tylem przodem brrr… takze podziwiam cie jak moge;)

    • ~Czerwona pisze:

      Tyłem to w ogóle nierealne, co Ty 😉 Nawet się za to nie zabieram i pewnie prędko nie zabiorę 😀 Ale wciąż żywię nadzieję, że jestem w stanie to skumać w stopniu podstawowym, tak więc trzeba wierzyć, a prawko fajnie mieć, mimo wszystko, mówię Ci :)

  9. paulina804 pisze:

    wiadomo – tata by chciał jak najlepiej, ale nie zdaje sobie sprawy jak stresuje :))paulina804.blog.onet.pl

  10. ~agg pisze:

    Mój ojciec to furiat i panikarz, więc nie jeździłam z nim tylko z siostrą. Na początku pewne manewry wydawały mi się nie do nauczenia, ale już od roku jeżdżę sama i pewne rzeczy same przyszły naturalnie. Najważniejsze to próbować. Powodzenia 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Ja trochę pojeździłam z tatą, ale teraz drogę do pracy pokonuję sama. Natomiast w inne trasy pewnie się jeszcze przejadę z nim, bo w Poznaniu nawet doświadczony kierowca jest w stanie w tej chwili się załamać, tyle remontów… Ale praktyka czyni cuda, więc mam nadzieję, że będzie coraz lepiej :)

      • ~agg pisze:

        Oj, nie jest tak źle z tymi remontami 😉 idzie przywyknąć, tylko trzeba się „rozjeździć” 😉

        • Czerwona pisze:

          No nie wiem, na jednej trasie to co jadę, to zmieniają mi organizację ruchu, a już co najmniej jakiś palik na środku jezdni ustawiają 😉

  11. ~Katia pisze:

    Ja mogę powiedzieć tak – nie z rodzicielem, a z mężem. Masakra. Nie dość, że panikuję w trakcie jazdy, to jeszcze Tomek panikuje i krzyczy i cuda się dzieją. A jak ta święta krowa robię co mi każe, a to wcale nie zawsze jest najlepszy manewr. Cóż z siedzenia pasażera może to wyglądać inaczej. A Ty sie nie przejmuj. Ja ostatnio bym w bramę wjechała. o.O

    • ~Czerwona pisze:

      Ja dzisiaj jechałam na ręcznym, i się dziwiłam, dlaczego mi auto nie chce jechać więcej niż 50/h 😀 No cóż, pewnie nie ostatnia to przygoda, ale, moja droga, praktyka czyni mistrza 😀

      • ~Katia pisze:

        Tia. 😉 Ja za to nie mogę się oduczyć wchodzenia w zakręt ze sprzęgłem. Wcaaaaaale mnie wtedy nie wyrzuca. 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Ja się właśnie zastanowiłam, jak biorę zakręty, i kurcze nie pamiętam 😀 W ogóle mam chyba zaniki pamięci, bo wczoraj zapomniałam zamknąć auto 😀

  12. ~margolka pisze:

    Hmmm, ale gdybyś coś jednak porysowała, to rozumiem, że też byś spier…ła?. Hmmm… niezbyt to fair by było…

    • ~Czerwona pisze:

      Tak, pojechałabym gdzie indziej, żeby zaparkować lepiej i znów czegoś nie porysować. A potem bym wróciła, żeby zobaczyć, czy coś się stało i w razie czego pokryć koszty, co zresztą i tym razem zrobiłam, tylko że nic się nie stało, więc poszukiwanie właściciela nie miało większego sensu. Czytamy ze zrozumieniem :)

      • ~margolka pisze:

        Nie napisałaś ani słowa o tym, ze gdyby coś się jednak stało, to byś się pokazała. Pewności więc nie było. Napisałaś za to, że poszłaś na rekonesans, który się nie udał, bo babka przyszła – zabrzmiało to trochę tak, jakbyś się specjalnie przed nią chowałas.Owszem, pisałaś dalej o przepraszaniu itd, ale nadal nie było napisane, jakbys się zachowała, gdyby faktycznie coś się stało.Wiec uważam, że jak najbardziej przeczytałam wszystko ze zrozumieniem.A sam fakt odjeżdżania w inne miejsce w takiej sytuacji wzbudził jednak moje wątpliwości. Bo co za róznica, czy się sprawdzi czy coś się stało od razu, czy dopiero jak się już odjedzie…? Tego nie rozumiem. Wydaje mi się, ze w takiej sytuacji odruchem naturalnym jest wysiąść z samochodu i spojrzenie na ewentualne szkody. Stąd moje wnioski. Wierz, mi czytałam tę notkę nawet kilka razy, zeby nie komentować pochopnie

        • ~Czerwona pisze:

          Nie napisałam, bo to nie był post o tym, jak bym się zachowała, lecz o tym, co się stało :) Być może faktycznie za mało weszłam w szczegóły, żeby każdy zrozumiał krok po kroku, co i jak, jednak czasem po prostu niektóre rzeczy są dla mnie tak oczywiste, że nawet nie pomyślę o tym, by trzeba było je napisać. Ale jeśli nie wierzysz w moją uczciwość… cóż. Nie będę Cię przekonywać, no chyba że przez przypadek :)Natomiast co do odjeżdżania, to myślę, że nie chciałabyś stanąć na ulicy, po której jeżdżą (i cofają!) tiry :) Dla mnie najważniejsze jest moje bezpieczeństwo, a nie rysa na samochodzie.

          • ~Margolka pisze:

            Nie chodzi o to, czy wierzę, czy nie. Nie poddawałabym jej w wątpliwość, gdyby nie to, że słowo „spier..amy” kojarzy mi się jednoznacznie z ucieczką. O tym, ze ulica była ruchliwa też nic nie napisałaś. Parking pod firmą raczej mi się z tym nie kojarzy.. Wiesz, czytanie ze zrozumieniem to jedno, a domyślanie się całej otoczki to inna sprawa :) Okej byłam jedyną osobą, która na to zwróciła uwagę, ale jestem dość wrażliwa na takie kwestie a wpis nie był dla mnie jednoznaczny.

          • ~Czerwona pisze:

            Tak, ja wiem, że generalnie jesteś bardzo wrażliwa na moje wpisy :) Ale tak na przyszłość – wątpliwości nie rozwiewa się własnymi dopowiedzeniami. Jeśli chcesz coś uściślić – wystarczy zapytać. Twój komentarz natomiast wg mnie nie miał charakteru pytania, tylko osądu.

          • ~Margolka pisze:

            Czerwona sorry, ale teraz to ja w ogóle nie rozumiem o co Tobie chodzi. Nie wiem o co się wkurzyłaś, bo dla mnie sprawa była jasna po Twojej pierwszej odpowiedzi. Napisałam, co mnie uderzyło w tej notce. Mogłam przemilczeć, ale nie mam w zwyczaju – zawsze jestem szczera, więc napisałam jaką mam wątpliwość. Podkreślam – WĄTPLIWOŚĆ a na pewno nie jakiś osąd. Napisałaś w odpowiedzi jak było, więc przyjęłam to do wiadomości i wiedziałam, ze źle zrozumiałam. Chociaż tekst o czytaniu ze zrozumieniem był moim zdaniem nieadekwatny.wątpliwości nie rozwiewa> się własnymi dopowiedzeniami. – dokładnie to samo napisałam w komentarzu powyżej – że nie o to chodzi, żeby snuć domysły…Jeśli chcesz coś uściślić -> wystarczy zapytać. – wydawało mi się, ze zapytałam „hmmm” oznaczało wątpliwość „?” pytanie – „gdybyś” i „byłoby” -przypuszczenia, nie potwierdzone zresztą.> Tak, ja wiem, że generalnie jesteś bardzo wrażliwa na moje> wpisy :) – a to już w ogóle pierwsze słyszę… Nie wiem, co masz na mysli. Ja pisząc „wrażliwa” myślałam o kwestiach uczciwości. I nie miało tu nic do rzeczy to, ze to by Twój wpis. Totalnie nie wiem, o co Tobie chodzi.Przykro mi, gdybym wiedziała, że tak potraktujesz jedno moje zdanie, to bym sobie je naprawdę darowała. Nie miałam zamiaru ani nikogo obrazić, ani urazić, ani osądzać. Wytłumaczyłam Ci, dlaczego tak, a nie inaczej odebrałam ten wpis- chodziło o jedno słowo. Nie wiedziałam też, że w taki sposób mnie odbierasz, bo wydawało mi się, ze się dobrze dogadujemy

          • ~Czerwona pisze:

            Dla mnie „rozumiem” oznaczało domniemanie, i o to właśnie słówko mi chodziło. Po prostu każda z nas uczepiła się czego innego i broniła swoich racji. Parę razy nam się już to zdarzyło na moim blogu, stąd moja złośliwa uwaga – przyznaję :) Ale to ciekawe, jak niektóre konfiguracje gramatyczne potrafią dla dwóch osób znaczyć coś zupełnie innego, zwłaszcza gdy dyskusja odbywa się wyłącznie przy pomocy słowa pisanego. Trudne to, kurcze 😉 Tak czy owak, podsumowując – ja jestem uczciwa, a Ty nie miałaś nic złego na myśli – i jest ok :)

          • ~margolka pisze:

            No to przyznam, że mi ulżyło, bo się wczoraj naprawdę przejęłam.Więc jeszcze tylko na koniec wyjaśnię, żebyś wiedziała jak to wygląda z mojego punktu widzenia, że uzywam słowa „rozumiem” kiedy chcę się upewnić i podkreślić, że tak to wygląda z mojego punktu widzenia – tym samym daję rozmówcy możliwość, żeby wyprowadził mnie z błędu. Skrót myślowy od „jeśli dobrze rozumiem to … , dobrze myślę?”Staram się zawsze mówić to, co faktycznie myśleć, bo nie znoszę obłudy, więc jeśli miałam jakąś wątpliwość – napisałam Ci o niej. Możliwe, że gdybyśmy się nie znaly, to bym odpuściła, ale założyłam, że będziesz wiedziała, że nie mam zlych intencji i jeśli jestem w błędzie, to mnie z niego wyprowadzisz i znając mnie trochę, nie pogniewasz się. Dlatego przyznaję, ze byłam trochę zaskoczona tym, co z tego wyniknęło.Słowo pisane zawsze jest trudniej zinterpretować, daltego staram się zawsze precyzyjnie wszystko wyjaśnić, bo nie znoszę niedomówień a jeszcze bardziej wszelkich konfliktów. Na blogowisku tego typu nieporozumienia niestety sie zdarzają, bo czasami naprawdę intencje mogą być źle odczytane.Natomiast jeśli chodzi o samo bronienie swoich racji – nie widze w tym nic złego. Tak samo, jak w tym, że dwie osoby moga miec różne zdanie na dany temat. Rzecz w tym, jak o tym rozmawiają – czy są kulturalne i przede wszystkim życzliwe, wtedy zawsze jest mi łatwiej zaakceptować inne zdanie drugeij osoby. A w przypadku bronienia racji – najwazniejsze żeby nie narzucać na siłe tej racji drugiej osobie. Bo że są dwie to jeszcze nie jest koniec świata i uwazam, że nie powód do konfliktu. Dlatego też Twoje stwierdzenie mocno mnie zaskoczyło i naprawdę nie wiedziałam, co masz na myśli.Przyznaje tez uczciwie, że za złośliwościami nie przepadam – sama się nimi raczej nie posługuję, bo wolę jak ktoś wali prosto z mostu.Wiem, rozpisałam się, ale naprawdę wolę zawsze wytłumaczyć więcej, niż za mało. Lubię jasne sytuacje i czystą atmosferę, w przeciwnym wypadku naprawdę się gryze,.

          • Czerwona pisze:

            Wiem, co masz na myśli, niby to tylko blog, ale i we mnie każdy konflikt budzi odrazę i męczy ogromnie. Na szczęście obie należymy do osób, które chcą od razu wszystko wyjaśnić i spór zażegnać. Najbardziej na świecie nie znoszę ludzi, hołdujących zasadzie, że trzeba swoje przetrawić w samotności. Owszem, krótka chwila jest potrzebna na ochłonięcie, ale gdy przeradza się w godziny czy nie daj Boże dni… Okropnie się wtedy denerwuję, ponieważ nie mam możliwości porozumienia się i ostatecznie zawsze czuję się winna, nawet gdy nie powinnam… A zazwyczaj wystarczy przecież na spokojnie pogadać :)

  13. ~margolka pisze:

    A co do innej kwestii – ja akurat z moim tatą lubiłam i lubie jeździć. Prawie się nie odzywa a uwagi miał tylko w uzasadnionych przypadkach – nawet, gdy dopiero sie uczyłam. A najgorzej jest z moim wujkiem i dziadkiem. Z frankiem też róznie..

    • ~Czerwona pisze:

      Wszystko w sumie zależy od charakteru, ale jednak znaczna większość osób, z którymi rozmawiam, jest zdania, że z ojcami się jeździ najgorzej 😉

      • ~margolka pisze:

        To w takim razie chyba mam szczeście, bo z moim tatą czuję się najpewniej a przy tym jego obecność mnie w ogóle nie stresuje, bo nie komentuje mojej jazdy :) nie kaze mi zwalniac, przyspieszać ani hamować :)

        • ~Czerwona pisze:

          Widocznie jest bardzo spokojnym człowiekiem :) Ale w sumie może i dobrze, że mój tata taki nerwowy, dzięki temu prędko zapragnęłam jeździć sama, a tak być może nadal bym się tego bała 😉

          • ~Margolka pisze:

            W moim przypadku to, czy jeździłam z kimś, czy nie, nie miało znaczenia :) W zasadzie od poczatku chciałam jeździć sama, ale miałam wtedy 17 lat i jeździłam nie swoimi samochodami, musiałam więc przystać na warunki innych – a były takie, że przez pół roku jeżdżę z kimś :)

          • ~Czerwona pisze:

            Temu się akurat nie dziwię, ja bym swojego samochodu też nie pożyczyła komuś, kto ledwo usiadł za kółkiem, bez osoby towarzyszącej :) Sama mogę nim jeździć i robić nim różne cuda, ale inni – w życiu! 😉

          • ~Margolka pisze:

            Akurat bardziej chodziło o to, że mam 17 lat…

          • ~Czerwona pisze:

            Mogłaś mówić, że statystycznie najwięcej wypadków powodują kierowcy między 18 a 39 rokiem życia, a Ty przecież jeszcze się do tej grupy nie zaliczałaś 😉

          • ~margolka pisze:

            Mój tato od razu mowił (i do dzisiaj to podtrzymuje), że nie pozwoliłby mi robić prawka dopóki nie skończylabym dwadzieścia parę lat gdybym była chłopakiem. Ten dozór to nawet nie z troski o samochód tylko z obawy przed moimi głupimi pomysłami :) Chodzilo o to, zeby zobazczyli, jak jeżdżę i żebym zdobyła trochę doświadzcenia za kółkiem, zebym potem nie szarżowała.

          • Czerwona pisze:

            Po sobie mogę zapewnić – głupie pomysły (i pomyłki, i zdarzenia, etc.) za kółkiem zupełnie nie zależą od wieku 😀

  14. ~Mela pisze:

    Nie przejmuj się tym parkowaniem tak, prawko masz dosłownie ‚chwilkę’, kwestia wprawy no nie? Będzie dobrze. I co to znaczy baba za kierownicą – baby jeżdżą znacznie lepiej od facetów, udowodnione:) No chyba że się akurat zdekoncentruje, bo musi poprawić makijaż albo coś;)

    • ~Czerwona pisze:

      Ja nawet o włączeniu radia na razie w aucie nie myślę, a co dopiero o makijażu, mógłby mi zalać oczy i też bym nie zauważyła 😀 No ale wiesz, komuś znajomemu auto porysować to tak ciut niedobrze, obcego jeszcze można jakoś przeżyć 😉

      • ~Mela pisze:

        Czysto egoistycznie, to lepiej chyba znajomemu- wyrozumiały będzie bardziej, nieznajomy stwierdzi, że celowo ‚skasowałaś’ jego auto, a rysę rozciągnie do rozmiarów mega;) Tak z ciekawości,Ty też jesteś tak przeczulona na punkcie swojego samochodu? Generalnie, nikomu nic rysuj, jak się da:) i wszyscy będą zadowoleni:))Jak dzisiaj się parkowało?

        • ~Czerwona pisze:

          Oj, z tymi znajomymi to różnie bywa, chyba zależy od stopnia zażyłości 😉 W każdym razie bardzo się staram już nic nie rysować, na razie wybieram miejsca z kilometrowym zapasem hihi, ale z czasem może się odważę parkować w mniejszych lukach 😉 Dziś parkowało się dobrze, chociaż miałam chwilę grozy, gdy przede mną zaczął cofać tir 😀 Trzeba mieć oczy dookoła głowy, słowo daję… I tak, niestety też jestem przeczulona na punkcie samochodu. Ale wszystko to, bo ja go kocham, no…! 😉

  15. Ken_G pisze:

    Ja to bym wolała jednak na początek pojeździć sama. Szybciej się uczę i mniej stresuję, kiedy nikt nie patrzy mi na ręce :)))

    • Czerwona pisze:

      To fakt, ale jednak uwagi starych wyjadaczy też bywają istotne i pomocne, więc warto się jednak z nimi przejechać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *