Piąte, nie ostatnie

Trochę się zagadałyśmy z mamą i tak jakby… no, drożdże nam zaczęły kipieć. Zauważyłyśmy ów fakt, gdy były już przy brzegu garnka i ani myślały zwolnić. Zerwałyśmy się obie gwałtownie z obelgami na ustach, po czym zaczęłyśmy biegać w tę i nazad w popłochu, albowiem do wyrobu ciasta miałyśmy przygotowane słownie nic. Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie cukru, szklanki, mąki, miarek, mama wrzeszczała na wredne grzyby, i zaklinała je, żeby się przestały zachowywać niegodnie a parszywie (ma się rozumieć, podaję tu wersję złagodzoną), ja natomiast, czerwona na twarzy i rozczochrana, myłam i wbijałam jajka do miseczki podanej przez rodzicielkę, która oczywiście okazała się za mała (miska, nie matka), w związku z czym rozbełtywałam je, dźgając od góry widelcem niczym obłąkany terier podczas kopania dziury. Na wyścigi dodawałyśmy składniki, wyglądając zapewne z boku, jakby nas kto puścił z nakręconego w przyspieszonym tempie filmiku.
Zmieszałyśmy wszystko w ostatniej chwili, gdy drożdże już bez mała bulgotały. Udało się.

Spieszę zatem donieść, że aktualnie w moim domu rozkosznie pachną makowce.
CZTERY.

Zważywszy, że mama upiekła również piernik i coś tam jeszcze, podejrzewam, że ciasta wyjdą nam w tym roku… No, tak, jak teraz wyszły. Czyli obficie.

Ale od czego są tabletki na trawienie? 😉

Wesołych Świąt, kochani!

Opublikowano Bez kategorii | 23 komentarzy

Mądrość buddyjska nr 42

SĄ TAKIE DNI, KIEDY PO PROSTU NIE WYPADA KOGOŚ NIE OPIERDOLIĆ.

A jak to poprawia samopoczucie, to nie macie pojęcia. A może macie? 😉

Opublikowano Bez kategorii | 20 komentarzy

Idealna synchronizacja

Wiele już lat minęło, odkąd ktoś postawił mi świeczki na torcie. Ale to nic nie szkodzi, bo właśnie dziś w pracy zrobiono mi wielką imprezę, na której zjawili się absolutnie wszyscy, eleganccy i uroczyści jak nigdy, a w prezencie dostałam pieniążki, wuchtę żarcia i dwa kieliszki wina.
Fajnie jest mieć urodziny w dzień Wigilii firmowej 😀

Opublikowano Bez kategorii | 38 komentarzy

Plan oszczędnościowy

Nie ma nic lepszego niż facet, który ma urodziny tuż po mnie, stwierdziłam właśnie. Początkowe przerażenie, spowodowane powinnością obdarowania Strzelca prezentem nie tylko z okazji Bożego Narodzenia, ale również przyjścia na świat (wieki temu), zostało niniejszym poskromione poprzez mój naturalny poznański zmysł gospodarności i oszczędności. Mianowicie obmyśliłam prezent, który nie bije po kieszeni, ba, ujmuje wysiłku umysłowego nie tylko mnie, ale i jemu – co przy odpowiedniej interpretacji dowodzi dodatkowo, jaka to ja troskliwa jestem i fokle – no i jest jednocześnie prezentem i dla mnie.

Innymi słowy – kupuję Strzelcowi na urodziny bilet do kina. A on kupuje bilet do kina na moje urodziny. Oczywiście doszliśmy do porozumienia, że idziemy na ten sam film i w ten sam dzień. Prawdopodobnie w jego święto, ale niech tam stracę, wystarczy, że dołoży popcorn do zestawu 😉

I tym sposobem nie ma już odwrotu: musicie przyznać, że jestem geniuszem. 😀

Opublikowano Bez kategorii | 22 komentarzy

Takie tam

Cały dzień wydaje mi się, że jest niedziela, i co chwilę mam miłą niespodziankę 😉

Co u mnie? Listopad w mojej branży jest bardzo zapracowany, dopiero teraz się to szaleństwo uspokaja, w związku z czym powoli odgrzebuję się z dziwnego stanu zamrożenia psychosomatycznego. Piorę, sprzątam, odkurzam, chodzę do kina, czytam książki, piję wino, delektuję się jedzeniem, słucham chilloutu, spotykam się z ludźmi. Ogólnie nic specjalnego. Tyle tylko, że wszystko trochę bardziej cieszy :)

Wczoraj ze Strzelcem weszliśmy do Empiku i to był duży błąd. On obległ dział fantastyki, ja kryminałów. Kiedy po dłuższym czasie spotkaliśmy się gdzieś w połowie tej przestrzeni, każde z nas z niewiarygodnie smutną miną miało tylko jedno do powiedzenia: „Ja chcę cały ten regał!”.

A teraz siedzę w wysprzątanej kuchni, co daje mi poczucie estetycznego szczęścia. Niedawno sprawiliśmy sobie zmywarkę i do tej pory nieodmiennie się nią zachwycam. Jakie to cudowne, gdy wszystkie naczynia nie leżą na widoku i nie krzyczą, że brudno, tylko są schludnie upchnięte w niebiańskiej maszynie! W tej sytuacji nawet wyjmowanie ich i wykładanie na półki wydaje się czystą przyjemnością.

Na dworze pada i wieje, w domu więc rozkosznie przytulnie i pachnie mandarynkami. Łagodne światło pod szafkami daje poczucie ciepła i koi zmęczenie. Dobrze jest.

Powoli zaczynam czuć magię świąt. Na Placu Wolności już pojawił się jarmark z ekologiczną żywnością i grzańcami; czekam jeszcze na drugi na Starym Rynku, gdzie za tydzień dodatkową atrakcją będzie odbywający się po raz kolejny Festiwal Rzeźb Lodowych (zamierzchła relacja z tego wydarzenia TU – losie, to było już dwa lata temu!).

Z ostatniej chwili – Lech wygrał wreszcie mecz, i to 4:0 :)

I na koniec tego wyjątkowo chaotycznego wpisu: Strzelec, przebywający u rodziców na imieninach, napisał mi właśnie SMS: „Od 17 nic tylko jem. Czuję się jak kobieta blisko rozwiązania”. Obrazowe porównanie 😉

Opublikowano Bez kategorii | 27 komentarzy

Ustrzeleni

Oprócz samego faktu powrotu do siebie, fajne w tym jest jeszcze jedno – że wszyscy znajomi Strzelca robią na mój widok takie: „oooo!” i się szczerze uśmiechają :)

Oczywiście nadal się boję tego związku, bo zaufania nie da się odbudować tak prędko, ciągle jeszcze nachodzą mnie myśli bolesne, zastanawiam się, analizuję… To moja wada, za dużo pracuję głową, za mało sercem 😉 Ale doświadczenie pokazuje, że serce bywa zdradliwe. A teraz nie mogę popełnić błędu, on też nie…

W związku z tym jednak na razie jesteśmy bardzo grzeczni 😉 Niemniej jakieś pogaduchy w przestrzeni łóżkowej i małe przytulanka już tworzymy, dzięki czemu poznaję jego prawdziwą naturę. Na przykład że mój silny, wielki mężczyzna podczas czułej, intymnej sytuacji potrafi wyznać, co następuje:
– Wiesz co… Obejrzałbym sobie „Króla Lwa”!

Naprawdę mi go brakowało 😉

Opublikowano Bez kategorii | 36 komentarzy

Rzecz o wychodzeniu

Weekend z Brasil i Antylią. Jechałyśmy tramwajem do centrum na podbijanie świata; jako praworządne obywatelki skasowałyśmy oczywiście bilety, to samo zrobił pewien dziadunio. Niestety traf chciał, że jego bilet… utknął. Kasownik się najwyraźniej zawiesił i zablokował papier w środku. Dziadunio usiłował bardzo ostrożnie wyjąć swą własność, ale mu się nie udało, więc ruszył do motorniczego, by poinformować go o kłopocie. W tym czasie ja nagle postawiłam sobie za punkt honoru pomóc i sama spróbowałam wyciągnąć ten bilet. Pociągnęłam ostrożnie, a ponieważ się poruszył, to w dalszej kolejności chwyciłam nieco odważniej. Gdy był już w połowie, wykrzyknęłam: „O! Idzie!”…

… i w tym momencie się urwał.

Stałam ze wzrokiem barana, dzierżąc w dłoni tę połówkę, na której niestety nie było godziny ni daty, jeno dwie smętne dziury po zepsutych zębach urządzenia. Dziadunio to zobaczył i spytał bezradnie „I co teraz?”, a ja nie umiałam mu na to odpowiedzieć. Dobre dwa przystanki jechaliśmy w milczeniu, które przecinało tylko moje kompletnie smutne usprawiedliwianie się, że „przecież wychodził” i „myślałam, że wyjdzie do końca”. Przyszedł jednak moment wysiadania, ale uświadomiłam sobie, że jeśli ten pan by potem chciał się przesiąść, to na bilecie czasowym, który utknął w środku, raczej daleko nie zajedzie. Znalazłam się w stanie skrajnego zdenerwowania, lecz na szczęście nagle mnie olśniło i podałam mu swój bilet, który był jeszcze trochę ważny, ze skruchą proponując, żeby go przyjął w ramach rekompensaty.
Na to dziadunio się uśmiał, oznajmiając, że też już wysiada i że nic się nie stało. Nawet nie wiecie, jak mi ulżyło! Bo niby intencje miałam jak najlepsze, ale wiadomo jak to jest – dobrymi chęciami piekło wybrukowane.

Morał zatem z tego taki – pamiętajcie: gdy nie chce wyjść – nie wyjmujcie na siłę 😉

A mnie pozostaje już tylko powtórzyć to, co powiedziała mi podczas tego zdarzenia Brasil:
Ale urwał! 😀

Opublikowano Bez kategorii | 51 komentarzy

Róg obfitości

Atrakcji u mnie pod dostatkiem… Ad rem:

Któregoś dnia z mieszkania siostry dzwoni mama i woła:
– Spójrz przez okno, szybko, samochód się pali!!!
Nie mam pojęcia, kiedy znalazłam się przy szybie, z obłędem w oczach i nagłym zatrzymaniem akcji serca, ale patrzę, zero dymu czy ognia, gdzie on się niby pali?!
-… komuś na ulicy!!

Ludzie, toż ja prawie zeszłam na wylew krwi do mózgu. Normalnie potem godzinę jeszcze mi się nogi w kolanach trzęsły… Moja mamusia umie dozować napięcie, nie ma co 😉

A jak już jesteśmy przy mojej mamusi, to nie tylko tym mnie zresztą ostatnio przeraziła. Otóż od paru dni odczuwa ból w lewej części szczęki, który promieniuje aż do ucha. Najpierw myślała, że to problem laryngologiczny, potem że jakieś niedobitki wyrwanego już zęba. Poszła do dentystki, a ta postawiła druzgocącą wręcz diagnozę, która mnie osobiście zwaliła z nóg i od teraz będę żyła w ciągłym strachu. Otóż… mojej mamie rośnie ZĄB MĄDROŚCI!!!!!!!!!! Aaaaaaaaaa!!!!!!!!! To straszne! W tym wieku? A ja nie mam ani jednego! Czyli jeszcze mogą mi wyjść całe 4, i mogę na nie czekać całe życie…!

Tak się przejęłam tą wizją, że tej samej nocy przyśniło mi się przekornie, iż zaczęły mi wypadać wszystkie zęby po kolei. Wystraszyłam się kosmicznie, ale w porywie rozsądku sama sobie wyjaśniłam, że to niemożliwe, żeby one wypadały, bo przecież wczoraj nimi jadłam kolację i jakoś nie zauważyłam, aby się ruszały; po czym zaczęłam błagać bliżej nieokreśloną istotę, by to wszystko okazało się snem. I się okazało :) Poczujcie wraz ze mną tę ulgę… 😉

A tak poza tym to byłam w stolicy na imprezie i z braku pociągów oraz noclegu, jak również czynnych w nocy knajp, nocowałam w… dworcowej kafejce internetowej 😀 Co ciekawe, cała kafejka była zajęta przez ludzi o podobnym celu (czyli „byle do rana”). Tylko jedną osobę interesował komputer, resztę krzesło i ciepło oraz że trzecia godzina gratis 😉 Tak więc trip miałam że mucha nie siada – a ponieważ mróz akurat dopadł, to jestem teraz z lekka przeziębiona. Lecz co tam, trzeba mieć o czym wnukom opowiadać, no nie? :)

No i… nie wiem, co z tego będzie, ale spotkałam się z Wyjątkowym. Zaczęliśmy rozmawiać, i tak jakoś… rozmawiamy nadal 😉 Jednak nie będę go już tak nazywać. Będzie Strzelcem i już. Dlaczego? Bo nim jest 😀 Ma urodziny dzień po mnie :)

A co dalej – się zobaczy…

Opublikowano Bez kategorii | 42 komentarzy

A gdy jest już ciemno

Wracałam z miasta, całkiem wstawiona. Dość rzec, że po piwie i 3 lampkach wina. Kulturalnie jednak jechałam autobusem, śpiąc snem sprawiedliwego i budząc się co dwa przystanki, spośród których na szczęście jeden okazał się moim. Wysiadłam zatem i tradycyjnie skierowałam się ku parkingowi, ażeby po drodze podesłać jeszcze całusa autku.

I tak idę, i z daleka widzę na jego boku jakąś białą smugę. Podchodzę, patrzę – kupa jak mamut. Od razu mi się ciśnienie podniosło na pierzaste bydlę, które śmiało mojego Vincentego obsrać, ale cóż, wyjęłam chustkę i zaczęłam czyścić – i nagle skonstatowałam, że coś mi nie pasuje. Znacie to uczucie, kiedy coś jest nie tak, ale nie wiadomo, co? Właśnie. Stanęłam więc w pół gestu, usiłując dotrzeć do sedna problemu – i olśnienie nadeszło. Zrozumiałam, że…

…po prostu wycieram cudzy samochód 😀

Oczywiście natychmiast przestałam, powiedziałam: „Łejery”, po czym, pełna głębokiej wdzięczności, że się nie włączył żaden alarm, zrobiłam w tył zwrot, resztę kupy olałam i zwiałam.
Vi stał obok, całkiem czysty.

Oj no bo ciemno było, każdemu się może pomylić… :)

Opublikowano Bez kategorii | 52 komentarzy

Refleksja po roku

Ostatnio koledzy z pracy rozpatrywali, na co lepiej zachorować – na Alzheimera czy na Parkinsona. Powszechnym jest, iż korzystniej mieć Parkinsona i troszkę wylać niż przez Alzheimera zapomnieć wypić, niemniej jeden spierał się dość ostro z takim punktem widzenia. Dlatego Czerwona, przodownik trzęsących się rączek, wysunęła bez zbędnego namysłu argument ostateczny i nie do podważenia, mianowicie: „lepiej wylać niż zapomnieć wypić, albowiem gdy się wyleje, to zawsze można ZLIZAĆ”.

I tym sposobem po roku pracy zaczęto mnie identyfikować z seksualnym rozpasaniem. A tak dobrze mi szło 😉

Opublikowano Bez kategorii | 32 komentarzy