Cały dzień wydaje mi się, że jest niedziela, i co chwilę mam miłą niespodziankę 😉
Co u mnie? Listopad w mojej branży jest bardzo zapracowany, dopiero teraz się to szaleństwo uspokaja, w związku z czym powoli odgrzebuję się z dziwnego stanu zamrożenia psychosomatycznego. Piorę, sprzątam, odkurzam, chodzę do kina, czytam książki, piję wino, delektuję się jedzeniem, słucham chilloutu, spotykam się z ludźmi. Ogólnie nic specjalnego. Tyle tylko, że wszystko trochę bardziej cieszy
Wczoraj ze Strzelcem weszliśmy do Empiku i to był duży błąd. On obległ dział fantastyki, ja kryminałów. Kiedy po dłuższym czasie spotkaliśmy się gdzieś w połowie tej przestrzeni, każde z nas z niewiarygodnie smutną miną miało tylko jedno do powiedzenia: „Ja chcę cały ten regał!”.
A teraz siedzę w wysprzątanej kuchni, co daje mi poczucie estetycznego szczęścia. Niedawno sprawiliśmy sobie zmywarkę i do tej pory nieodmiennie się nią zachwycam. Jakie to cudowne, gdy wszystkie naczynia nie leżą na widoku i nie krzyczą, że brudno, tylko są schludnie upchnięte w niebiańskiej maszynie! W tej sytuacji nawet wyjmowanie ich i wykładanie na półki wydaje się czystą przyjemnością.
Na dworze pada i wieje, w domu więc rozkosznie przytulnie i pachnie mandarynkami. Łagodne światło pod szafkami daje poczucie ciepła i koi zmęczenie. Dobrze jest.
Powoli zaczynam czuć magię świąt. Na Placu Wolności już pojawił się jarmark z ekologiczną żywnością i grzańcami; czekam jeszcze na drugi na Starym Rynku, gdzie za tydzień dodatkową atrakcją będzie odbywający się po raz kolejny Festiwal Rzeźb Lodowych (zamierzchła relacja z tego wydarzenia TU – losie, to było już dwa lata temu!).
Z ostatniej chwili – Lech wygrał wreszcie mecz, i to 4:0
I na koniec tego wyjątkowo chaotycznego wpisu: Strzelec, przebywający u rodziców na imieninach, napisał mi właśnie SMS: „Od 17 nic tylko jem. Czuję się jak kobieta blisko rozwiązania”. Obrazowe porównanie 😉