Weekend z Brasil i Antylią. Jechałyśmy tramwajem do centrum na podbijanie świata; jako praworządne obywatelki skasowałyśmy oczywiście bilety, to samo zrobił pewien dziadunio. Niestety traf chciał, że jego bilet… utknął. Kasownik się najwyraźniej zawiesił i zablokował papier w środku. Dziadunio usiłował bardzo ostrożnie wyjąć swą własność, ale mu się nie udało, więc ruszył do motorniczego, by poinformować go o kłopocie. W tym czasie ja nagle postawiłam sobie za punkt honoru pomóc i sama spróbowałam wyciągnąć ten bilet. Pociągnęłam ostrożnie, a ponieważ się poruszył, to w dalszej kolejności chwyciłam nieco odważniej. Gdy był już w połowie, wykrzyknęłam: „O! Idzie!”…
… i w tym momencie się urwał.
Stałam ze wzrokiem barana, dzierżąc w dłoni tę połówkę, na której niestety nie było godziny ni daty, jeno dwie smętne dziury po zepsutych zębach urządzenia. Dziadunio to zobaczył i spytał bezradnie „I co teraz?”, a ja nie umiałam mu na to odpowiedzieć. Dobre dwa przystanki jechaliśmy w milczeniu, które przecinało tylko moje kompletnie smutne usprawiedliwianie się, że „przecież wychodził” i „myślałam, że wyjdzie do końca”. Przyszedł jednak moment wysiadania, ale uświadomiłam sobie, że jeśli ten pan by potem chciał się przesiąść, to na bilecie czasowym, który utknął w środku, raczej daleko nie zajedzie. Znalazłam się w stanie skrajnego zdenerwowania, lecz na szczęście nagle mnie olśniło i podałam mu swój bilet, który był jeszcze trochę ważny, ze skruchą proponując, żeby go przyjął w ramach rekompensaty.
Na to dziadunio się uśmiał, oznajmiając, że też już wysiada i że nic się nie stało. Nawet nie wiecie, jak mi ulżyło! Bo niby intencje miałam jak najlepsze, ale wiadomo jak to jest – dobrymi chęciami piekło wybrukowane.
Morał zatem z tego taki – pamiętajcie: gdy nie chce wyjść – nie wyjmujcie na siłę 😉
A mnie pozostaje już tylko powtórzyć to, co powiedziała mi podczas tego zdarzenia Brasil:
Ale urwał! 😀