Kocham moje miasto w burzy. Nawet gdy strumienie płyną po bruku, z dachów kamieniczek wielkimi kroplami kapie woda i trzeba biec do tramwaju. Ciepło, radosne spotkania i przytulne knajpki ze smacznym jedzonkiem – ach ach
Jakiś czas temu byliśmy na Grand Budapest Hotel. Cudo! Wyśmienity film, z historią właściwie o niczym, ale za to jakim sposobem pokazania, nakręcenia, gry aktorskiej… Gładka elokwencja i iście konsjerski sposób wysławiania się – autentycznie przysmak dla uszu. Gorąco polecam!
A tak poza tym – czekam na lato i oczywiście MŚ, z drineczkami i piwkiem w ogródku, aktualnie mając przedsmak w postaci LM, podniecania się Cristiano (gnojek pewnie ma niewiele pod kopułą, ale i tak go czczę, za geniusz i tyci tyci odrobinę 😀 za to, co zapewne ma gdzie indziej :D) i ciepłego powietrza, które w radiu określili jako wietnamskie 😉 Duszność nad dusznościami, chociaż… brakowało mi tego. Coraz bliżej lato! Jeszcze tylko chłopa sobie znajdę i dostąpię pełni szczęścia 😉