Schowek na niewypowiedziane

Jestem wściekła na siebie. Tak, na siebie, za to, że tak bardzo boję się wyrażać uczucia. Umiem je od biedy napisać, nie umiem ich wymówić. Umiem się wśród ludzi śmiać, złościć, denerwować. Ale marzeń nie wypowiadam na głos; romantyzm od razu powlekam cynizmem. A smutek chowam głęboko w siebie. Płaczę w samotności, do ludzi wychodzę twarda.

Dzięki czemu teraz, w chwili słabości nie ma mnie kto przytulić. Zresztą nawet gdyby, to i tak nie potrafiłabym tego gestu przyjąć tak zwyczajnie, bez skrępowania. Tak, jak to się powinno przyjmować. Przytulam innych, ale samej siebie nie pozwalam dotknąć.

Nie zwierzam się z bolączek. Kiedy tylko zaczynam, coś mnie hamuje, słyszę w głowie: „jesteś żałosna, co to kogo obchodzi, i tak nie zrozumie, a jeszcze wyśmieje”.

Nie ufam nikomu. Albo raczej: ufam – do pierwszego rozczarowania. Zawsze nadchodzi, razem z tym nieznośnym „a nie mówiłam”, głosem rozsądku wyrytym jak mantra…

Ironia.

Zwykle milczenie się opłaca. Ale nie zawsze. Nie dziś.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *