Słowo na niedzielę

Dziś parę anegdotek, na dobre trawienie placków i innych niedzielnych przysmaków.

1. Mój tata w zamierzchłych czasach, gdy jeszcze do autobusu można było wskakiwać w biegu, próbował właśnie ową sztukę wykonać z dodatkowym utrudnieniem, mianowicie w tłumie. Wsadził rękę w pojazd, chwycił poręcz i zamierzał rzecz jasna władować tam resztę ciała, ale niestety nie zdążył, bo bus zwiększył prędkość. Groziła katastrofa, na szczęście po drodze tatuś dostrzegł światełko w tunelu w postaci słupa, chwycił się go wolną ręką, a tamtą wyszarpnął z tłumu, razem z trzymaną teczką i bonusem w postaci faceta, który miał to nieszczęście stać na linii ognia.
W sumie z opowieści publicznotransportowych można by tomik poezji napisać. Miód na duszę, a temat niewyczerpywalny. Może kiedyś się tego podejmę, kto wie.

2. Pewna dziewczyna ma trendy żółwia. Otóż miękła mu skorupa z braku światła, więc weterynarz zalecił kąpiele słoneczne. Ze względu na niesprzyjającą porę roku zwierzak został zabrany do solarium i po uprzednim wykupieniu minut spokojnie mógł robić się na bóstwo. Pomogło! Ciekawe tylko, czy się przypadkiem nie uzależnił po tej kuracji, w końcu tanoreksja straszy…

3. Na ogrodzie posadziliśmy lilie tygrysie. Po pewnym czasie tata zauważył, że w kątach liści mają takie dziwne kuleczki. Uznał, że to paskudne tarczniki się wdały, więc zaczął walkę. Pryskał zawzięcie, wydłubywał i zduszał, lecz kulki ciągle powracały. W końcu nie wytrzymał nerwowo i ściął całe łodygi. Dziś znalazł w domu starą gazetę o roślinach. Artykuł o lilii tygrysiej. „Lilia ta jako jedyna wytwarza w kątach liści młode cebulki służące do lepszego rozmnażania się”. W kątach liści… W kątach liści… W kątach liści???!!!

4. Rok temu był mecz Polska – Finlandia. Oglądamy go z A. i jego kumplami. Oczywiście nasi dostają baty. Ostatni gol, chłopacy odwracają wzrok z obrzydzeniem, a ja, pełna filozoficznego optymizmu, rzucam na forum:
– No proszę, jaki to z nas chrześcijański naród. Taką radość zgotowaliśmy bliźniemu, dzięki nam cała Finlandia będzie świętować.
 Kumpel, z błyskiem olśnienia w oczach:
– Dziewczyny są zajebiste! Żaden facet na świecie by tego nie wymyślił…

5. Również rok temu poszłam na imprezę do akademca. Świeżo po rozstaniu, więc postanowiłam się świetnie bawić. Akademik jak to akademik, wyciągnął flaszki i jazda. Tym razem jednak wystąpił dodatkowy akcent, mianowicie w pewnym momencie przed koleżanką z roku ukląkł jej chłopak i się jej oświadczył! W mojej głowie zawitała myśl o całkowitym poddaniu się flaszkom, tak na rozweselenie. Koledzy zaś mój zamysł z ochotą spełnili, wobec czego dzwoniłam po tatusia już nieco wstawiona. Na finisz otrzymałam drinka pół na pół, po którym prawie rzygnęłam, ale prawie robi dużą różnicę, czyli wytrzymałam. Ostatni krzyżyk na drogę i idę do auta. W połowie drogi ziemia skręca pod jakimś dziwnym kątem, a ja czuję, że chyba się głupkowato śmieję. Wsiadam i zaczynam opowiadać, jaka to niespodzianka nas spotkała, jak to było fajnie, gadam całą drogę, absolutnie szczęśliwa. Wchodzimy do domu, a tata do mamy, zrezygnowany: „Dziecko nam się upiło…”.
Następnego dnia z koszmarnym kacem poszłam na naukę jazdy na nartach i jeździłam najlepiej jak do tej pory, z gracją i swobodą. Rękę złamałam dopiero tydzień później.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *