Pojechałam wczoraj obejrzeć nową, za parę dni ruszającą trasę tramwajową. Jestem zachwycona!
Trasa biegnie, począwszy od łąk i rozbudowujących się osiedli, poprzez mój ukochany Most Rocha, potem wzdłuż kamieniczek, szkół z czerwonej cegły, parków, wreszcie tuż obok Starego Rynku. Dorobiliśmy się nowych chodników z białej kostki, pięknych łańcuchowych barierek, ławek, lamp. Obrazu dopełniają klomby i zasiana trawa wraz ze specjalnym systemem nawadniania. Może to nic odkrywczego, ale… Ten cudowny klimat, ta cisza po wyłączeniu z ruchu samochodów, ludzie czytający na ławeczkach gazety… Tego mi było trzeba! Ot, spokojny, leniwy wieczór, gdy tramwaje jeszcze nie jeżdżą i nikt nie boi się przechodzić przez ulicę… Nie wiem, dlaczego, ale strasznie, ogromnie lubię, kiedy można swobodnie chodzić po ulicy. To dla mnie taka namiastka wolności, chwilowe zapomnienie, radość. Tak samo jak siedzenie po turecku wprost na chodniku, leżenie na trawie lub chodzenie boso. Ozone friendly 😉 W takich miejscach, jak deptak czy właśnie trasa tuż przed otwarciem, człowiek czuje, że jest częścią tego miasta, a nie tylko anonimowym ludzikiem wśród mas.
Poznań jest piękny. I nie przemawia przeze mnie wyłącznie patriotyzm regionalny 😉
Wystarczy spojrzeć na nasz Stary Rynek z odnowionymi kamieniczkami, fontannami na każdym rogu, ogródkami tętniącymi życiem do późnych godzin nocnych i koziołkami codziennie punktualnie o 12:00 .
Wystarczy przejechać się ulicą Fredry, z pięknym budynkiem UM, operą, wielką podświetlaną fontanną (fontanny to moje familijne zboczenie) oraz parkiem przed Zamkiem.
Wystarczy wskoczyć na rower i okrążyć Jezioro Maltańskie z trybunami w kształcie statku. Wystarczy zboczyć z tej trasy i znaleźć się w pięknym, rozległym Nowym Zoo, by tam podziwiać nie tylko tygrysy, wielbłądy i orły, ale też przepiękne egzotyczne motyle. Wystarczy zjechać na dół do kolejnych jeziorek w dolinie, by odkryć uroki fiołków i wspaniałych dębów.
Wystarczy wjechać na mój ukochany most, aby po jednej stronie dostrzec pyszniącą się katedrę, szereg pastelowych domków i nowe, jakby wyjęte z bajki osiedle nadwarciańskie, a po drugiej łąki i licznych wędkarzy na nietkniętym, wciąż dziewiczym terenie otaczającym rzekę. Wcale nie przeszkadza brak bulwarów i hałaśliwych tłumów, wręcz przeciwnie, ten pozorny nieład ma w sobie ogromny urok.
Wystarczy pojechać rowerkiem na Cytadelę, gdzie można porządnie zabłądzić, zwłaszcza gdy się jest mną 😉 Miejsce absolutnie magiczne, bo łączy życie ze śmiercią, groby poległych z zabawą wielu pokoleń. Obszerne tereny, mnóstwo zieleni, morze trawy i pełno alejek, a to wszystko w atmosferze szacunku dla przodków.
Wystarczy odwiedzić mnie na uczelni; Sołacz to wszak najbardziej urokliwa dzielnica Poznania. Cudne domy z tradycją, Park Sołacki z kaczkami (tymi bezpartyjnymi) oraz stawami, po których – uwaga – można popływać łódką, jak w powieściach Jane Austen! I ta niepowtarzalna aleja z kasztanowców, o które pieczołowicie dba moja Alma Mater.
Wystarczy przejść się po parku porastającym Fort IIa, który kryje w sobie tyle z moich dziecięcych tajemnic…
Dużo by mówić.
Wiadomo, wiele tu jeszcze do zrobienia. Jak wszędzie są lepsze i gorsze inwestycje, dużo sypiących się domów, śmierdzących ulic, niewyciętych chwastów; zaniedbanych miejsc, które oczyszczone z brudów stuleci mogłyby spokojnie konkurować z perełkami wymienionymi przeze mnie. Jak w każdym postkomunistycznym mieście widać bogactwo bloków z wielkiej płyty i wszechobecny wandalizm. Ale…
…to miasto ma duszę!
W końcu to MOJE miasto 😉 Tej!