Są dwa miejsca w domu, gdzie mi się najlepiej rozmawia. Łóżko i kuchnia.
Dlaczego akurat te? Sama nie wiem. Łóżko zasadniczo jest chyba naturalne, bo skoro wpuszczasz kogoś w swoją pościel lub chociażby rozkładasz je przed nim i pozwalasz zasiąść (bez skojarzeń ;P), to tak jakbyś pokazywał, że rozmówca jest mile widziany i to „z bliska”.
Ale kuchnia? Co ona ma w sobie magicznego, że tak zachęca do zwierzeń?
Czy to dlatego, że tam przygotowuje się życiodajne jedzenie, czyli podświadomie uznajemy ją za na tyle intymne miejsce, że ktoś, kto się w niej znajduje, nadaje się do powierzania mu tajemnic? A może sprawia to właśnie ta bliskość pożywienia, którym można się zająć dla niepoznaki w razie schodzenia rozmowy na niebezpieczne tory? Wyzwala w nas poczucie bezpieczeństwa i stąd ten efekt? Czy też powodem jest swoboda, z jaką normalnie się tam poruszamy, a która niekoniecznie ma zastosowanie np. w pokoju? Albo fakt, że spędzamy w kuchni po prostu dużo czasu, zawsze jest coś do zrobienia i niejako „kuchenne” rozmowy wchodzą nam w krew?
Od dawna się zastanawiam nad tym fenomenem i nadal nie doszłam do konkretnych wniosków.
Ot, takie myśli udziwnione; wyjaśnienie pewnie jak zwykle banalnie proste.
A może to jedynie kwestia światła…??
______
Cytat (tylko trochę, ale zawsze) a propos:
„Życie jest jak kuchnia – aby zrobić w niej cokolwiek, trzeba pobrudzić ręce.”
Honoré de Balzac
u mnie w domu rodzinnym wszyscy goście od razu pakują się do kuchni. Mamy ogromną kuchnię i kiedyś było to jedyne (oprócz sypialni) wykonczone pomieszczenie…wydaje mi sie jednak, ze kuchnie w bloku najczesciej nie nadaja sie do celów spotkan..
Oj nadają się, nadają
skoro tak mówisz, mi wydają się takie malutkie…
Kuchnia zawsze pozostanie kuchnią wraz z jej klimatem…
ta racja – tam najbardziej czuje się klimat tego ca chcemy nazywać domem…
Kuchnia to daje poczucie swobody większe niż salon. Jest mniej oficjalnym miejsem. U mnie w rodzinie i wśród znajomych to norma, że goście najpierw są przyjmowani w kuchni i nikt się nawet nie śmie obrazić! Wręcz cierpią osoby które maja małą kuchnię i nie mogą ustawić w niej stołu. Ja też najbardziej lubię siedzieć w kuchni.
U mnie też wszyscy goście pakują się do kuchni, tam się rozkręca każda rozmowa, mimo że mało w niej miejsca 😉
Dużo czasu spędzam w kuchni… nawet nie gotując.
Ja np. jak muszę coś załatwić z rodzicami, to czekam, aż wejdą do kuchni… W pokojach negocjacje idą znacznie gorzej 😉
Cytat z mojego ukochanego Balzaca mnie rozczulil:)
Cudny, nieprawdaż?