Czy, czy, czy

Problem polega na tym, że im więcej ma się lat, tym bogatsza kumulacja doświadczeń w umyśle. Trudniej przywyknąć do kogoś, trudniej też zmienić swoje oczekiwania czy przyzwyczajenia, oparte na bazie długotrwałej samotności, która wiązała się zawsze z samowystarczalnością. Owszem, pozbawioną towarzystwa, ale jednak wolną od cudzych potrzeb, od własnych potrzeb. Od cudzych rozczarowań, od własnych rozczarowań. Od cudzych i własnych lęków.

Trudno jest być z kimś, kto się boi tego bycia. I kto, co gorsze, traktuje ten strach jako naturalne uczucie w związku z kimś, a także jako całkowicie wyczerpujące wyjaśnienie braku zaangażowania. Albo inaczej – nie braku, tylko chwiejności. Nie wiadomo, co myśleć w sytuacji, gdy ktoś ma zrywy zainteresowania, chęci bliskości, wspólnej radości – a parę chwil później następuje zwrot o 180 stopni. I nawet nie można mieć o to do niego pretensji – wszak powiadomił, że ma z tym problem. Wszak nie robi tego ze złej woli. Wszak taki jest. Po prostu.

To usprawiedliwienie wytrąca z ręki każdy argument. Taki jestem i już. Postaram się, ale nie wiem, czy wyjdzie.
W domyśle – albo to zaakceptujesz, albo cześć. Ale jeśli cześć, to będzie wielkie zdziwienie z jego strony. Bo przecież uprzedzał…

Nie wiadomo, jak walczyć o człowieka, który może i chce, ale boi się pokochać. Zmieniać się? Zmieniać jego? Zostać? Odejść?

Ile można czekać? Czy jest na co czekać? W imię czego czekać? Czy jeszcze się w ogóle ma na to ochotę?

I czy to czekanie nie jest przypadkiem wygodnym rozwiązaniem? Czekaniem tylko na zrządzenie losu, na wydarzenie, które za nas podejmie decyzję? Na wszelki wypadek, żeby mieć czyste sumienie?

Pada deszcz, zostawia cienkie, poprzerywane kreseczki na szybie. Pomalowałam paznokcie na żółto. Znów mam katar.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

40 odpowiedzi na „Czy, czy, czy

  1. ~Ruda pisze:

    Widzę, że masz w głowie co najmniej tyle wątpliwości co ja. Pewnie mało to pocieszające… Lepiej, aby takich wątpliwości nie było. I gdzie szukać odpowiedzi na nurtujące pytania? Chciałabym to wiedzieć. W swoim wnętrzu może? Podążać za intuicją? Za uczuciem? Za rozsądkiem? Ach, gdyby to było prostsze…

    • ~Czerwona pisze:

      Tylko że ja już za bardzo sama nie wiem, co czuję, co mi podpowiada intuicja, co rozsądek 😉 Wszystko skołowaciało, na różnych etapach odrzuciłam każde z moich odczuć i teraz nie jestem pewna, co zostało, co dominuje i za czym podążać… Chwilami czuję się, jakby to był raczej mój przyjaciel niż ukochany. Chwilami go pożądam i uwielbiam totalnie. A chwilami mam ochotę uciec na zawsze. Ech, faktycznie, czy to naprawdę nie może być prostsze… I najgorsze, że dla niego pewnie jest znacznie łatwiejsze niż dla mnie…

  2. ~tubycie pisze:

    Jakbyś siedziała w mojej głowie, Czerwoniasta Ty… Też zastanawiam się, co dalej. Chyba czekam, ale nie mam pojęcia na co. Może, tak jak wspomniałaś, na jakieś objawienie, okoliczności zewnętrzne? Może, aż we mnie coś dojrzeje, wyklaruje się z czasem? A może to wygodnictwo i czekanie na nowego faceta – a obecny jest zapchajdziurą. Uczucia wciąż silne, burzliwe, namiętne, ale jednak bez tej pewności, poczucia bezpieczeństwa, stabilności. I myśli „co będzie, to będzie”. U Ciebie zresztą też, jak pamiętam, związek odgrzewany…

    • ~Ruda pisze:

      Hmm… fajnie się zebrałyśmy, że tak to skomentuję.

      • ~Czerwona pisze:

        Właśnie, nawet się nie spodziewałam, że ktoś się tu ze mną połączy w bólu, a tu proszę 😉 Co ciekawe, jak się jest w takim bezpiecznym związku, to często się tęskni za tą niepewnością 😉 Ale jest różnica między niepewnością a pewnością. Jakkolwiek idiotycznie to brzmi 😉 Chodzi mi o fakt, że można być w związku i nie być pewnym uczuć drugiej osoby, co jednak może jakoś stymulować do starań, do działania. Niestety ja akurat jestem właśnie pewna, pewna, że on na razie nie może mi zaoferować miłości. Gdybym chociaż nie miała tej pewności, nie usłyszała, że on się boi, że ma z tym problem… Ale ja się nie muszę domyślać, ja to wiem. I dlatego to wszystko jest takie trudne… A przy tym, kiedy chce, potrafi być naprawdę świetny…

        • ~tubycie pisze:

          Wiesz, deklaracja „taki już jesteś” brzmi dość wygodnicko – nie dość, że pozbywa się odpowiedzialności, ma święty spokój, to jeszcze sprawia wrażenie uczciwego. Złote rozwiązanie. Mam ochotę potrząsnąć „Dorośnij chłopie”. To, że ktoś „jakiś jest” nie znaczy, że nie może się zmienić. Ale tylko w teorii dobra jestem, a życie życiem 😉

        • ~tubycie pisze:

          Wiesz, deklaracja „taki już jestem” brzmi dość wygodnicko – nie dość, że pozbywa się odpowiedzialności, ma święty spokój, to jeszcze sprawia wrażenie uczciwego. Złote rozwiązanie. Mam ochotę potrząsnąć „Dorośnij chłopie”. To, że ktoś „jakiś jest” nie znaczy, że nie może się zmienić. Ale tylko w teorii dobra jestem, a życie życiem 😉

          • ~Czerwona pisze:

            A może to ja powinnam dorosnąć i wreszcie przestać się krzywdzić… Bo decyzja pozostania z nim mnie wcale nie uszczęśliwia. Ale rozum swoje, a… właściwie nawet nie wiem, czy serce swoje, bo serce też już zaczyna się buntować. Może to tylko zwykły strach? Ech, pokręcone to wszystko…

  3. Ken_G pisze:

    Wiesz co, nie chcę, żeby to dziwnie czy nieprzyjemnie zabrzmiało, ale czytając tego posta miałam wrażenie, że skądś to znam. Historia lubi się powtarzać… Czy aby Twój były nie mówił czegoś podobnego? Osobiście uważam, że to wygodne – korzystać ze związku i samemu dawać tylko tyle, ile pasuje. I nie można mieć do niego pretensji, bo przecież otwarcie mówi, że ma problem. Taaa…. coś sporo facetów dzisiaj ma ten problem, że chce zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie będę wyrokować w tej konkretnej sprawie, piszę tylko o swoich odczuciach po przeczytaniu.

    • ~Czerwona pisze:

      Aktualny też już raz miał z tym problem, ale sądziłam, że po takim czasie zdąży mu minąć… Jak widać niekoniecznie. Dokładnie, zgadzam się z Tobą. Też to zauważyłam, że faceci mają chyba jakiś problem z zaangażowaniem (chociaż kobiety w sumie też). Wszak luźny związek jest wygodny, daje im więcej swobody, a jednocześnie też wszelkie przywileje bycia z kimś. Zero odpowiedzialności. A przecież nie jestem nienormalna, nie oczekuję w tym momencie bycia ze sobą 24/dobę. Moje wymagania naprawdę nie mają nic wspólnego ze słodkim ćwierkaniem uzależnionych od siebie nastolatków…Jestem tym już zmęczona, przyznaję. Ostatnio nawet obojętnieję, co jest bardzo dobre dla mojej psychiki, ale nie oszukujmy się, nie może tak być. Ech, kur.wa…

      • Ken_G pisze:

        Chęć bliskości i zaangażowania to chyba nie wymagania z kosmosu. A dziś coraz częściej słyszę/widzę/czytam o wygodzie, braku czasu i związkach luźnych lub nawet otwartych. Wqrwia mnie to. Wiem, że są ludzie, którym to odpowiada, ale nie wszystkim, do cho*lery! Taki stereotypowy facet zawsze skorzysta, kiedy mu się zaproponuje układ, no bo czemu nie. Ale od siebie to nic, bo zapracowany, nie ma czasu na randki, okazywanie emocji albo „ma problem”. Sam by się postarał, powalczył.Jak tak sobie myślę, to jednak faktycznie nie opłaca się być dobrą, miłą i zaglądającą w oczy. Pokazujesz, że ci zależy, to jesteś wykorzystywana. A olewasz pokazowo, latają jak pieski. Zawsze byłam wredna, złośliwa i na dystans i widzę, że nie ma powodu, żeby się zmieniać.

        • Czerwona pisze:

          Niestety to prawda. Teraz coraz łatwiej jest być w związku, nie będąc w nim jednocześnie, zbyt łatwo jest się rozstać, zbyt mało się o kogoś walczy… Nie wiem, może ja też za mało walczę. Chociaż jak tu walczyć, gdy druga osoba nie widzi problemu, bo jej tak wygodnie…Nie wiem, chyba czas na zmiany w moim życiu. Który to już raz… Aczkolwiek ciągle naiwnie wierzę, że jednak czeka mnie kiedyś dobry związek 😉

          • Ken_G pisze:

            No tak, w końcu masz już te prawie sto lat ;))) Rozmyślania nad grobem i takie tam…Jeszcze z piętnaście związków przed tobą. Chyba że wolisz jeden, a konkretny :))) Menów ci u nas dostatek – tylko żeby się trafił fajny, a nie sami z problemami.

          • Czerwona pisze:

            Wiem, wiem 😉 Tylko ostatnio jestem zbombardowana ślubami, ciążami albo co najmniej świeżymi zakochaniami i trochę mi to naciska na mózg 😉 Ale postaram się poprawić :)

  4. ~K. pisze:

    Skoro druga osoba szczerze powiedziała o swoich obawach, o swoich przemyśleniach w kwestii związku, to może rozwiązaniem będzie powiedzenie tej osobie równie szczerze tego, co tutaj napisałaś. Bez przesady, nie będziesz wiecznie czekać, poza tym odwieczny argument- bez ryzyka nie ma zabawy 😛 Niech zaryzykuje, kiedyś trzeba przestać zasłaniać się obawami i lękami, z nimi trzeba walczyć, a nie wykorzystywać jako usprawiedliwienie swojego zachowania.

    • Czerwona pisze:

      Nie zmusi się nikogo do miłości. A on najwyraźniej wcale się nad tym nie zastanawia, po prostu płynie na fali wydarzeń. Masz rację, wiem to i dojrzewam do ostatecznych rozwiązań. Żeby to jeszcze było trochę prostsze… Na szczęście rozum powoli zwycięża :)

  5. ~dobra wróżka pisze:

    Uśmiechnęłam się 😉 Bo sama miałam z tym kiedyś problem.. Ale tak naprawdę to brak dojrzałości z jego strony. No bo ok, może nie potrafi się otworzyć, może jest jakieś drugie dno, ale co z tego właściwie? Ile można czekać? Zawsze trzeba się zastanowić, jakie będzie wspólne życie z tym kims.. bo przecież istnieje duże prawdopodobieństwo, że on się nie zmieni…i co wtedy?

    • Czerwona pisze:

      No właśnie nic z tego nie wynika. Żeby coś się zmieniło, byśmy musieli być po prostu bliżej i częściej razem. A ja mam wrażenie, że coraz rzadziej się widzimy czy kontaktujemy. Chyba bez sensu w tym trwać…

  6. ~antylia pisze:

    :(( przykro mi i takiej notki się nie spodziewałam :( nie wiem co napisać, bo facetó już dawno przestałam rozumieć… Mam nadzieję, że się chłop ogarnie.

  7. ~jejusz pisze:

    Ej no Bejbe, ale przeciez do cholery jedzy mialo byc juz tylko dobrze?No bo chyba po to miala byc ta druga szansa, nie?

  8. ~jejusz pisze:

    Ej no Bejbe, ale przeciez do cholery jedzy mialo byc juz tylko dobrze?No bo chyba po to miala byc ta druga szansa, nie?

  9. ~M. pisze:

    Aż strach coś napisać. A do tego nie bardzo wiem co napisać :-/Trzymaj się :-*

  10. ~małarurka pisze:

    Taka niepewność swoich uczuć i wymigiwanie się ta niepewnością w moich oczach zakrawa na niedojrzałość. Wiesz, wcale mnie to nie dziwi bo poniekąd wielu facetów tak ma. W organizacje wyjazdu na mecz na drugi koniec europy to się potrafią zaangażować do ostatniej kropli krwi a w uczucia i odpowiedzialność to ani krzty nie chcą włożyć. Wygodnictwo i konformizm!!! Rolę kobiet widzę w tej sytuacji tak: albo akceptujemy to duże dziecko koło siebie, korzystamy z chwil uniesienia i zajmujemy się sobą, gdy ich pochłania jakaś niecierpiąca zwłoki sprawa albo walczymy i czekamy na księcia na białym koniu. Nie wierzę w facetów dla których związek jest najważniejszy!

    • Czerwona pisze:

      Ja też nie, ale nie o to chodzi. Nauczyłam się bardzo dobrze, że facetom trzeba dać dużo swobody, zresztą mi samej to odpowiada. Ale ja po prostu wiem, nie że czuję, ja wiem, że on nie jest zakochany. Wiecznie mi powtarza, że potrzebuje czasu, żeby się zakochać, „bo się boi”. A ja już nie wierzę, że czas ma na to jakikolwiek wpływ… Bo to by musiał być czas spędzany razem, a nie osobno. Tak więc niestety, pozostanie mi chyba czekać na innego księcia 😉

  11. ~małarurka pisze:

    Taka niepewność swoich uczuć i wymigiwanie się ta niepewnością w moich oczach zakrawa na niedojrzałość. Wiesz, wcale mnie to nie dziwi bo poniekąd wielu facetów tak ma. W organizacje wyjazdu na mecz na drugi koniec europy to się potrafią zaangażować do ostatniej kropli krwi a w uczucia i odpowiedzialność to ani krzty nie chcą włożyć. Wygodnictwo i konformizm!!! Rolę kobiet widzę w tej sytuacji tak: albo akceptujemy to duże dziecko koło siebie, korzystamy z chwil uniesienia i zajmujemy się sobą, gdy ich pochłania jakaś niecierpiąca zwłoki sprawa albo walczymy i czekamy na księcia na białym koniu. Nie wierzę w facetów dla których związek jest najważniejszy!

  12. ~ana pisze:

    Lecz katar a te kolorowe paznokcie niech poprawiają humor , który psuje się przez deszcz …

    • Czerwona pisze:

      Leczę nadal, może w końcu mi minie to choróbsko, bo już trochę przesadziło z uporem 😉 Codziennie mam inny kolor, to jest dopiero terapia 😀

  13. nifka pisze:

    Poruszasz temat, o który ja dziś nieco zahaczyłam, tylko z innej perspektywy.Zawsze mówię, że jeśli ktoś wierzy że warto czekać, to niech czeka. Niektóre czekanie jednak kończy się brakiem powodzenia, wtedy przychodzi rozgoryczenie. Wtedy powtarzam, że po co czekać jak można robić wiele innych rzeczy, na przykład znaleźć sobie kogoś, na kogo nie będzie trzeba już czekać. Skomplikowane, prawda?To ja zmienię temat. Hey ma taką piosenkę z tytułem ‚Czy czy czy’, którą bardzo lubię. Tak mi się skojarzyło.;)

    • Czerwona pisze:

      Gdyby to było takie łatwe, powiedzieć sobie „nie czekaj, to nic nie da”… :) Niestety uczucia rządzą się innymi prawami. Ale ja już przestaję wierzyć, skoro też zaczynam zadawać sobie pytanie „po co” – oby to mi wyszło na dobre :)

  14. ~M. pisze:

    Hej, hej! Jest tam kto? Onetblogi już chyba trochę ozdrowiały…:-*

  15. ~M. pisze:

    Hej, hej! Jest tam kto? Onetblogi już chyba trochę ozdrowiały…:-*

  16. ~hanibal pisze:

    Czerwona, z tym zaangażowaniem, to jakbym o sobie czytał tekst. I cały post zresztą. Miałem taką sytuację. Z perspektywy czasu wiem, że już nie zrobiłbym tego drugiemu człowiekowi i odszedłbym. Żałuję, że nie zrobiłem wtedy tego wcześniej. Ona była zakochana, a ja raz byłem blisko raz się oddalałem. Teraz wiem, że po prostu jej nie kochałem.

  17. ~hanibal pisze:

    Czerwona, z tym zaangażowaniem, to jakbym o sobie czytał tekst. I cały post zresztą. Miałem taką sytuację. Z perspektywy czasu wiem, że już nie zrobiłbym tego drugiemu człowiekowi i odszedłbym. Żałuję, że nie zrobiłem wtedy tego wcześniej. Ona była zakochana, a ja raz byłem blisko raz się oddalałem. Teraz wiem, że po prostu jej nie kochałem.

    • Czerwona pisze:

      Każdy popełnia błędy, grunt że wyciągnąłeś z tego wnioski. Tylko że Ty wtedy byłeś dużo młodszy niż Strzelec, który ma już swoje lata i powinien naprawdę dostosować dojrzałość do wieku… Na szczęście ja też mam trochę doświadczeń za sobą i dam sobie z tym radę. Ale sytuacja nie jest przyjemna…

  18. ~anusss pisze:

    faceci są wygodni. powiedzą „taki jestem” a reszta, to i tak nasza wina.., ty sobie głowę łamiesz a on luz wyspany spokojny bo odpowiedzialność za wasz związek zrzucił na ciebie…, wygarniesz mu, źle bo sie czepiasz, nie wygarniesz, to przeciez skąd ma wiedziec, że ci nie pasuje, telepata nie jest.., czasem myśle, że za bardzo sie nad nimi roztkliwiamy czasem trzeba ich walnąć i już. więc wrzaśnij tupnij nogą, wygarnij mu i już. a co ma byc będzie, prędzej czy później, czasem nie warto czekać.., tylko w nas ciągle tkwi matczyne ” może się zmieni” ta, jasne. „dam mu szanse” zapominając o szansie dla siebie samej i tak całe życie…ech.. nie zazdroszczę, ja to juz przynajmniej mam pozamiatane;) buziak! ściskam mocno!!!

    • ~Czerwona pisze:

      Już wygarniałam, teraz mi się nawet nie chce, i to jest dopiero niepokojące… Bo oznacza, że już mi nie zależy. A skoro mi nie zależy, to po co to wszystko… Z drugiej strony po co mam w sobie znów wykrzesać energię, skoro jest jak jest. A z jeszcze innej strony to dzisiaj było nam fajnie. I bądź tu mądry… Faktycznie, u Ciebie już po herbacie 😉 Ale doceń, że Barczysty przynajmniej się nie bał małżeństwa ani Ciebie ;)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *