Na parapecie ustawiłam białe i bladoróżowe stokrotki w żółtych doniczkach. Na komodzie stoi dracena Kevin – prezent dla Strzelca, którego jeszcze nie zdążył zabrać, więc ziemię w doniczce zakryłam żółciutkimi sztucznymi kurczątkami. W kaktusy wetknęłam styropianowe żółte jajko na patyku, a do zielonej zasłony przyszyłam wiszące na tasiemce zielone wydmuszki pomalowane w kwiatki. Do tego wszystkiego dodajcie jeszcze oczywiście moją fototapetę w tulipany plus mnóstwo książek o kolorowych grzbietach. Efekt?
Wiosna! Na przekór aurze, na przekór chorobie, w moim pokoju panuje feeria radosnych, energetycznych barw, dzięki którym osiągnęłam właśnie najwyższy szczyt estetycznego zadowolenia. Gdybym to samo mogła powiedzieć, spoglądając w lustro… Ale święta nie są po to, żeby podziwiać siebie, tylko żeby cieszyć się życiem. Dlatego, mimo kataru, załzawionych oczu i generalnej udręki, postaram się świętować prawdziwie. Czego i Wam, kochani, życzę