Leżeliśmy ze Strzelcem, czule się obejmując. Patrzył mi w oczy, gładził moje włosy; nagle z dziwną miną otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym je zamknął.
Ja: – Co?
Strzelec, niewinnie: – Nie, nic.
Ja, podejrzliwie: – Chciałeś coś powiedzieć.
Strzelec, z udawaną beztroską: – E nie, nic takiego.
Ja, coraz bardziej zainteresowana: – No powiedz!
Strzelec, idąc w zaparte: – Nie, nie, lepiej nie.
Ja, już prawie siadając: – Gadaj natychmiast!
Strzelec, obronnym tonem: – Ale to nic takiego, lepiej, żebyś nie wiedziała.
Ja, już prawie z rumieńcem emocji, no bo co on mi może powiedzieć, rany boskie, coś strasznego pewnie, może coś się stało, może coś mu odbiło, może jest chory albo chce się oświadczyć czy jak: – Mów teraz zaraz i bez kręcenia!
Strzelec, jeszcze z resztkami honorowego protestu: – Uch, no nie…
Ja: -Tak!!!!
Strzelec, złamany i zrezygnowany: – … no dobra, ale sama chciałaś.
Pauza.
Ja: – Do cholery, powiesz czy nie!
Strzelec, równocześnie: – … no bo sobie przypomniałem, że nie mam czystych gaci na jutro.
Przyznaję – wtedy dla odmiany ja otworzyłam nagle z dziwną miną usta. Nie rzekłam nic jednak, bo cóż mogłam rzec. Najzwyczajniej w świecie chłop miał rację. Istotnie ta wiedza nie była mi potrzebna do szczęścia 😉