Biologiczno-chemiczna logika

Boże, widzisz i nie grzmisz. W zaawansowanym wieku prawie 27 lat po raz pierwszy uciekłam facetowi z imprezy!

Poszłyśmy z dziewczętami się zabawić. Wybór padł na klub w ścisłym centrum miasta, gdzie, jak się okazało, panował klimat studencki. Ponieważ jednak mój wygląd wskazuje wczesne gimnazjum i fokle dobrze, że miałam dowód, bo by mnie nie wpuścili, o kupnie alkoholu nie wspominając (to się już zaczyna robić nudne, słowo daję) – gładko wpasowałam się w tłum. Zresztą po całej butelce wina było mi zaiste obojętne, z kim się bawię, mogły to być nawet ananasy na pustyni, i tak bym pośród nich pląsała w takt sobie tylko znany. Cudownie się czułam – gdy nagle w tym zacnym momencie oczywiście napatoczył się facet i zburzył całą koncepcję, która brzmiała: „napruć się w cztery trąbki i tańczyć solo krakowiaka”. O ile część pierwsza udała się bez pudła, o tyle druga upadła sromotnie, zważywszy że chłopię, jak to chłopię, myślało pewnie, że celem mojego życia jest romantyczne ocieranie się o jego spocone członki. W sensie że części ciała (acz wszystkie możliwe). Powstał nam zatem drobny konflikt interesów, albowiem ja akurat pragnęłam się wyszaleć grzecznie, bez macankowych ekscesów.

I się nie dało.

Właściwie, mimo mojej niechęci do duetów, byłoby całkiem podniecająco oraz przyjemnie, zwłaszcza że trafił mi się egzemplarz wyjątkowo udany, przystojny, naprawdę fajnie się ruszający i całkiem słodki.
Byłoby. Ale nie było. Bo mi nie pachniał!

Znaczy się feromony do niczego. Aż się zezłościłam w duchu na siebie, no bo kurde, jak już spotykam niemal ideał, to mój nos odprawia go z kwitkiem. Głupia biologia! I chemia też nie lepsza!
W związku z czym nasz taniec cechowała mało skomplikowana choreografia: on się przysuwał, ja odsuwałam, lądowałam pod ścianą, odpychałam go i cała zabawa od nowa. W końcu zaczął sobie coraz śmielej poczynać (co dowodzi, iż uniki to słuszna taktyka, w razie gdybym nabrała ochoty – taka mała uwaga na przyszłość), zatem uznałam, iż uprzejmość uprzejmością, lecz jeśli nie chcę nikogo lać po ryju, to trzeba brać nogi za pas. Powiedziałam jakże przebiegle, że idę do łazienki, a on w odpowiedzi mnie znienacka pocałował tak, że łojezu, nie powiem, niemal zwątpiłam w słuszność swej decyzji – lecz brak feromonów przeważył, wyrwałam się i zwyczajnie zwiałam (najpierw jednak całkiem prawdomównie zahaczając o kibel). Pierwszy raz w życiu się tak ulotniłam, i to nie z powodu wkurwu :)

Tym więc sposobem o trzeciej w nocy szłam przez miasto samotnie, gratulując sobie uroku osobistego, przyzwoitości – oraz nade wszystko niesprzyjającej fazy cyklu. Kto wie bowiem, jak by mi ta ucieczka poszła na ten przykład dzisiaj :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *