Okazyjny zakup

Komuna. Rodzice dostali mieszkanie i powoli się urządzają. Bardzo powoli, gdyż nie ma właściwie czym urządzać. Sprzęt to towar deficytowy, jak każdy zresztą – dlatego widok samochodu dostawczego, z którego wypakowują się właśnie meble kuchenne, powoduje nieznośne ukłucie zazdrości. Nie dlatego, że kolor ładny. Nie że fason ciekawy. Nie że uchwyty szykowne. Nie że funkcjonalność wysoka. Nie.

Dlatego, że te meble SĄ. Istnieją. I zaraz wjadą do kuchni sąsiada.

Mój biedny tata stoi we wszechogarniającej zawiści i rozgoryczeniu durnym losem, sprawiającym, że ma się pieniądze, ale nie ma na co ich wydać.
I stoi tak, i stoi, a tu kierowca wypakowuje wszystko i leci do czyichś drzwi, w które następnie łomocze, i łomocze, bo dzwonka nie ma jeszcze, po czym zaczyna się bezradnie rozglądać po okolicy, wyraźnie zdenerwowany. I nagle wzrok krzyżuje ze wzrokiem mego ojczulka, przebiega między nimi nić porozumienia, tata domyśla się, w czym rzecz, i błyskawicznie zagaja:

– Panie? A dla kogo te meble?
Pan, ocierając pot z czoła: – No dla tych tutaj, ale ich nie ma i nie ma, nie zapłacili, towar jest i co ja mam zrobić…?
Mój tata, z niewinną minką: – Ile pan chce za całość?
Pan podaje kwotę, tata kiwa głową, leci do domu na łeb na szyję, żeby nikt mu przedmiotu pożądania nie podprowadził tak jak on sam właśnie podprowadza, w te pędy przynosi pieniądze i cichaczem wnosi szafki.
Wszyscy przez całe lata są szczerze zachwyceni wściekle pomarańczowym wystrojem wnętrza kuchni.

***

 
To były czasy. Radość z każdego duperela, zasada „kto pierwszy ten czasem lepszy” oraz tak cudowny brak powszechnej technicznej możliwości, by kogoś opierdolić za brak dostawy 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *