Lubię te noce, gdy można się wychylać przez okno i witać z radością każdy powiew wiatru. Myśleć, co dobrego zdarzyło się w życiu i co jeszcze cudownego może się stać. Bo przecież się stanie. Cały czas się dzieje – a gdy się nie dzieje, to i tak jestem pewna, iż będzie. Siedzi we mnie głębokie przeświadczenie, że swoje trzeba odcierpieć, odchorować. Nie da się pewnych rzeczy zrobić wbrew sobie – i nachalnie wbrew czasowi. On musi minąć, musi zakleić pęknięcia, musi dać oddech, musi nawet zaboleć. Potem zaś obdarzyć mnie wewnętrznym pogodzeniem, uwolnić, pozwolić uwierzyć, że jest dobrze. Myśl tak szczerze szczęśliwa zawsze przywieje coś, czego się za nic nie spodziewam – a co nagle zmieni wszystko.
Niektórzy mówią, że nie należy się skarżyć, okazywać zniechęcenia, żalu, przygniatających emocji, ponieważ przyciągają one coraz trudniejsze sytuacje. Jednak nie wyobrażam sobie, jak tu być prawdziwie sobą, nie przeżywszy kompletnego smutku. Nie można rozumieć świata bez zrozumienia, że złe rzeczy po prostu się przydarzają. Może jest w tym jakaś głęboka filozofia, może nie. Ja wolę interpretować przykre sprawy całkiem pospolicie, jako przeszkody, które, pokonane, coraz bardziej mnie umacniają. Wiem doskonale, że jestem w stanie na nie spojrzeć w ten sposób dopiero kiedy mijają, odchodzą w dal, zostawiając tylko poczucie niewiarygodnej siły – lecz nawet będąc w ich epicentrum, nadal wierzę, gdzieś pod powiekami i warstwami nabłonka, w kącikach ust nawet wiem, że to się tak nie skończy. Bolało, boli, będzie boleć – ale ileż piękna pomiędzy tym wszystkim.
Niczego nie żałuję. Żadnego błędu, gdyż nic nie jest błędem, jeśli w jakiś sposób mnie buduje. A ja jestem całym zlepkiem cegiełek.
Czas jest najlepszym lekarstwem na wszystko, goi rany do tego stopnia, że wspominając już nie czujemy psychicznego bólu a nawet potrafimy się uśmiechnąć do wspomnień, które wcześniej wywoływały łzy.
Tak, to najprawdziwsza prawda, chociaż bardzo banalna… Ale życie w końcu wraca do równowagi, aczkolwiek rany potrafią boleć bardzo bardzo długo…
Ja samam uważam, ze to i dobrze, ze poza sielanką, turlaniem się w polu szczęścia i spełnienia potrzebujemy dostać czasem kopa. Tylko w sten sposób jesteśmy w stanie czegoś się nauczyć, coś zrozumieć, wiedzieć czego nie robić a co robić częściej.
Otóż to – chociaż uważam za lekką przesadę, gdy życie daje naraz całe stado kopniaków. No ale za to gdy jest fajnie, to też po całości, więc przeboleję 😉
A jak fajnie jak nagle się okazuje, że te wszystkie siniaki od tych kopniaków nam zeszły 😉 Kurde musi nas coś męczyć, bo nie ma tej radości jak przestaje ;P
Tylko boleć by mogło troszkę mniej 😉
jak boli, to znaczy, że żyjesz ;P
Ale ja naprawdę wiem, że żyję… A gdybym nie wiedziała, to i tak by mi było wszystko jedno 😀
na pewno czas leczy rany i wszystko można sobie jakoś poukładać. i na pewno też nie jest tak, że gdy spotyka nas coś złego, czy jakieś przeszkody, to mamy udawać, że one nas nie martwią, ale lepiej starać się mimo wszystko odnaleźć w tej całej sytuacji coś pozytywnego, bo przynajmniej ja mam tak, że jak już popadnę w kiepski nastrój to nie umiem z niego wyjść i jedna sytuacja przyciąga następną, która jest powodem do żalu, smutku i zmartwień.:)
Tak, ja wiem, że to tak właśnie jest, że smutek przyciąga kolejny powód do smutku, ale czasem tak niestety po prostu musi być. Swoje trzeba odcierpieć, odcierpieć na wskroś 😉 Zresztą jak ja już złapię jakiś wyjątkowy poziom doła, to zaczyna mnie drażnić i szukam ratunku, i to też jest dobre…
a ja właśnie tak nie mam. coraz bardziej się dołuję i coraz bardziej :/i aż się zdziwiłam, że rozstanie z D. tak mnie nie zdołowało, tylko wpłynęło raczej mobilizująco i zupełnie inaczej patrzę na świat.
I po to właśnie było to doświadczenie, przynajmniej według mojej filozofii 😀
pewnie tak :)choć jak już wiesz teraz mi to zdołowanie wyszło dopiero. ale przeboleję i pójdę dalej :):)
pewnie tak :)choć jak już wiesz teraz mi to zdołowanie wyszło dopiero. ale przeboleję i pójdę dalej :):)Aichanna
Oczywiście że tak Tylko musisz to przetrawić jakiś czas…
A ja żałuję kilku rzeczy. Doprowadziły mnie tu i teraz, ale kilka z nich mnie opóźniło, zniechęciło i było zwyczajnymi i niepotrzebnymi kłodami u nogi.
Ja tylko jednej rzeczy żałuję – że zrobiłam jednej osobie krzywdę. Ale z drugiej strony od tego czasu jestem bardzo ostrożna i wiem, jak nie postępować i co się nie uda, więc to też była jakaś nauka, mam nadzieję, że tamta osoba też to teraz w ten sposób odbiera…
„Zwycięstwa są przyjemne, ale niczego nas nie uczą. Naprawdę uczymy się przez porażki”…
A ja myślę, że uczymy się przez jedno i drugie. Przecież nie można ciągle ponosić klęsk, zwycięstwo też jest ważne, bo z nim szczególnie należy się nauczyć obchodzić 😉
Zgadzam się. Fajnie by było, gdyby dało się zachować zdrową równowagę – tak 90 do 10 na korzyść zwycięstw ;))) Chm, to było wybitne! ;D
Jesteś zwolenniczką zdrowego umiaru, jak widzę 😀
glupie przesady! to tak jakby nie smiac sie w ogole bo to moze przyciagnac smutek! raz jest tak a raz tak wiadomo ze ciezkie chwile wleka sie i bola i czuje sie je silniej niz chwilowa radosc ale to zycie tak juz jest! wiec buduj buduj najwiecej cegielek usmiechnietych i tych pelnych ciepla co by ogrzaly w te niedobre dni zycze;)
Grunt, żeby na bieżąco ogrzewały, przyszłością się nie martwmy, bo i tak stanie się, co się stanie 😉 Ale w sumie to nie są głupie przesądy, myślenie w odpowiednich barwach naprawdę wywiera spory wpływ na życie – tylko po prostu czasem trzeba się tak mega pognębić, żeby wyjść na prostą 😉
jak to mowia, dopiero gdy siegniesz dna odbijesz sie i wyjdziesz na prostą.. cos w tym jest;) pozytywne myslenie jest ok kiedy wszystko u ciebie jest ok kiedy przybija cie do dna moga ci trabic o pozytywnym mysleniu a i tak powloczyc nogami bedziesz;)
Oczywiście że tak! Ale mimo wszystko trzeba wierzyć, że ten stan nie potrwa wiecznie, mnie zawsze trzyma maksyma „nie ma tego złego”, i to się sprawdza!
Trochę wody w rzece musi upłynąć… Czas jest dobry w te klocki
Ale sam czas też nie wystarczy, trzeba mu trochę dopomóc
Nie no jasne. Trzeba jeszcze kupić dużo alkoholu. 😀
E tam kupić. Dać sobie postawić, ot co! 😀
Amen Siostro!
Alleluja
Wychodzę z założenia, że wszystko w życiu dzieje się ‚po coś’. Dzięki tym wszystkim doświadczeniom, nie zawsze dobrym i nie zawsze złym, stajemy się innymi ludźmi. I masz rację, że błędy nie są błędami dopóki nas czegoś uczą i do czegoś nas doprowadzają.
Właściwie to tylko od nas zależy, co zrobimy z danym doświadczeniem, zarówno złym, jak i dobrym. Bo przecież wszystko jest kwestią wyboru…
Przepięknie to napisałaś Czerwona .. potrzebowałam takich słów, dziękuję :))
Dziękuję również, za dobre słowo 😀 Czasem najlepiej podnoszą na duchu najprostsze, zwyczajne rzeczy – byle tylko zostały wypowiedziane na głos. Obym mogła pomagać częściej
Mówi się, że czas leczy rany, a to nieprawda, on tylko przyzwyczaja do bólu… Ale taka natura człowiecza, że ten ból nas buduje – uszlachetnia. Poza tym… to, że przez jakiś czas boli tak bardzo, że nie możemy sobie z tym poradzić, nie znaczy, że będzie trwać to wiecznie. Świat jest na tyle piękny, że zapomina się o tym co jest złe… Do tego, jednak, trzeba… czasu i odrobiny cierpliwości :).Pozdrawiam:)
Zwał jak zwał, leczy, nie leczy – grunt, że ból mija. Aczkolwiek sam czas nie wystarcza, trzeba jeszcze naprawdę chcieć się wyleczyć… A z tym to już bywa u niektórych gorzej, znam paru takich, co się wolą pławić w swoim nieszczęściu…
fakt, fakt, zgadzam się, Twoja filozofia jest interesująca. A ja muszę czytać na polaku o jakiś piep.rzonych nastrojach dekadenckich, czy to jest fair?Wszystko trzeba przeżyć, bo przecież życie składa się nie tylko z chwil złych, ale i tych naprawdę pięknych..to się jakoś tak chyba uzupełnia.
Uf, nie lubiłam dekadentów, cholerne marudy 😉 Buddyzm pomieszany ze stoicyzmem to jest to! 😀 Chociaż tupnąć nogą i się wydrzeć też czasem trzeba, dla zdrowia 😉 Trzeba się nauczyć żyć z faktem, że raz jest dobrze, a raz źle. I nie planować za wiele, wtedy wszystko przyjmuje się łatwiej
no mnie też denerwują kosmicznie, ile można zrzędzić :DTak, krzyknąć też trzeba bo nie można tłumić emocji ;PAle spokój, przede wszystkim spokój, trzeba obudzić w sobie hippisa…Trzeba się pogodzić z faktem, że życie jest jakie jest i choćbyśmy nie wiem co wyczyniali, żeby było inaczej, los zrobi swoje.
Ej no nie, to jest właśnie dekadenckie myślenie, a przecież los jest w naszych rękach!
http://malarurka.blog.onet.pl/
Wow, powrót do korzeni! Lecę :))