Jadłam ostatnio przecudowną sałatkę w knajpie. W jej skład wchodził mix sałat skropionych miodowym winegretem, kiełki, 3 rodzaje serów pleśniowych, winogrona, mandarynki i jeszcze jeden składnik, którego nazwy za nic nie mogłam sobie potem przypomnieć. Przysięgam, jakieś takie skończone zaćmienie na mnie spłynęło i myślałam nad tym kilka dni, ciągle nie potrafiąc znaleźć w mózgu nazwy, co było ogromnie irytujące, gdyś jakoś bardzo chciałam rozplenić ową sałatkę na wszystkich znajomych. Dumałam i dumałam, i nic nie wydumałam. Trudno, sałatkę i tak rozpowszechniłam, omijając starannie sprawę swej ułomności, jednak najwyraźniej rzecz nie dawała mi spokoju, gdyż…
…przyśniło mi się dziś, że moja koleżanka z pracy przyniosła to na gałęzi. Takiej drzewnej gałęzi, dodajmy. I wtedy, wraz z widokiem tejże gałęzi pojawiło się natchnienie.
Otóż chodziło oczywiście o MELONA!
Potęga biologicznego umysłu jest zaiste przecudowna. Taki to nawet roślinę jednoroczną potrafi przemienić w drzewo, gdy zajdzie potrzeba