Złodziej dżentelmen nam się trafił na działce. Owszem, łomem załatwił okiennicę i okno, ale w środku zachowywał się wprost nienagannie. Kawkę sobie wypił, a w sumie to sześć kawek, kubeczki ustawił równiutko w zlewie do umycia, pewnie by i sam wymył, gdyby była odkręcona woda, a tak to tylko do spożycia miał, więc spaghetti jeszcze sobie zrobił, durszlakiem odcedził, kucharz jakiś… Nawet mój kisiel „Słodka chwila” wrąbał, radia posłuchał ambitnego, a co, na siku to chyba do lasu chodził, i to kulturalnie przez furtkę, w której zamek owszem, wyjebał, ale fachowo patyczkiem zastawił, żeby drzwi się nie otwierały, pewnie aby konkurencja (np. w postaci grasujących ostatnio wszędzie wokół dzików) nam nie wlazła… Garaż zwiedził, jednakże nic nie tknął, z ogrodu takoż, jedynie śpiwór przygarnął. Maniery miał, że niech skonam. Mogę mu tylko zarzucić, iż wyro zostawił rozwarte, peta upuścił na podłogę, a prądu nie wyłączył.
Always look on the bright side of life…