Poznań od zarania dziejów promują Międzynarodowe Targi Poznańskie. Kiedyś były to chyba najważniejsze targi w kraju, w tej chwili ich pozycja zapewne osłabła, niemniej nadal cieszą się dużym zainteresowaniem, na co wpływa różnorodność ofert i tematów. Mnie z wiadomych przyczyn najbardziej interesują targi związane z roślinami, i takie właśnie miałam okazję wraz z moją siostrą dzisiaj wizytować. Zwą się one „Gardenia” i mają na celu zaprezentowanie narzędzi ogrodniczych, maszyn, podłoży oraz – co dla nas najistotniejsze – roślin oczywiście. Sadzonek, drzewek owocowych, krzewów ozdobnych, nasion czy cebulek – ile dusza zapragnie! Oczy nam się śmiały na ten widok z zachwytu, ręce rwały do kupowania i całą siłą woli musiałyśmy się powstrzymywać, by nie przygarnąć połowy każdego stoiska. Te wejmutki, magnolie, hiacynty, storczyki, tulipany, ta orgia barw i zapachów! A do tego na deser – pokazy florystyczne, komentowane przez panią doktor, która i mnie uczyła!
Myliłby się ten, kto chciałby głosić, że sztuka układania kwiatów to typowo damskie zajęcie. Na cztery różne pokazy trzy były wykonywane przez mężczyzn! Totalne zaskoczenie, zwłaszcza z powodu niezwykłego profesjonalizmu, pomysłowości i delikatności jednocześnie, jakie to cechy charakteryzowały występujących mistrzów. Uwierzylibyście, że jakikolwiek facet potrafi siedzieć parę godzin przy klejeniu słomek jedna koło drugiej, by stworzyć konstrukcję dla roślin kształtujących bukiet ślubny? Albo że maluje wierzch płatków storczyków lakierem do paznokci i posypuje je kryształkami, aby wiązanka pięknie się mieniła w słońcu? Ileż potrzeba wrażliwości i umiejętności czerpania inspiracji, która nierzadko tyle problemów sprawia nawet nam, wydawałoby się, płci bardziej otwartej na piękno…
Obejrzałam show tylko jednego pana (Zygmunta Sieradzana – całkiem młodego i milutkiego zresztą :D), ale i tak zachwyciła mnie jego lekkość w operowaniu roślinami, i nie tylko nimi – wszak kompozycje kwiatowe składają się w dużej mierze z innych elementów, np. wspomnianych kryształków, kory drzew, drucików, gałązek, a nawet piórek, czego przykład poniżej:
Dodam, że to też sztuka dla panny młodej. Zamążpójście wymaga odwagi 😉
Oprócz pokazów procesu tworzenia, eksponowano również wytwory konkretnych kwiaciarń (nie spisywałam nazw, z góry przepraszam), które brały udział w konkursie na temat wiosennych inspiracji oraz bukietów i biżuterii ślubnej. Tu pewnie nasuwa się pytanie: co ma biżuteria do kwiatów? Otóż wiele, zwłaszcza gdy jest to biżuteria… florystyczna. Można wyczarować prawdziwe cacko, a częstokroć wystarczy do tego drucik, stara bransoletka i – jak zawsze – dobry pomysł.
Niezmiennie zachwyciły również niekonwencjonalne kompozycje paralelne. Uwielbiam równoległe ustawienie roślin, czy to w formie nadającej głębię i perspektywę, czy zupełnie płaskiej:
Zwróćcie uwagę na detale – nawet gąbka florystyczna jest w zbliżonym kolorze!
Wystawa ta udowodniła również, iż można zrobić coś niezwykłego nawet stosunkowo niewielkim kosztem, byleby mieć koncept. Bo cóż trudnego np. w zobrazowaniu cebulek jako miniaturowych ślimaczków poprzez zestawieniem z całym ślimakowym układem; lub całkiem zwyczajnych tulipanów w misach, których jedynym urozmaiceniem są mchy i cebulki w najprostszym naczyniu? A efekt cudowny, promienny i wiosenny.
Całość pokazów odbyła się niejako pod hasłem odezwy florystów. Mianowicie, w związku z modą na sugerowanie w zaproszeniach ślubnych czy przy okazji innych uroczystości, by zamiast kwiatów darować fundusze na cele charytatywne etc., wszyscy parający się zawodem florysty czy ogrodnika zaapelowali, by nie sprowadzać kultury, tworzonej przez tysiąclecia i kontynuowanej jako coś eleganckiego, łagodzącego obyczaje i wyrażającego emocje, do wyrzuconego pieniądza. Kwiaty, jako produkt nietrwały i ulotny, coraz częściej uznawane są za zbędny wydatek, który nikomu prócz kwiaciarni nie przyniesie żadnych profitów. Lecz czy, wpajana od wieków, tradycja obdarowywania ludzi pięknymi rzeczami naprawdę musi przekładać się na wymierną korzyść? Dzisiejsze targi stanowczo tej teorii zaprzeczyły.