Utarło się, że dobrze jest mieć w domu rośliny, ponieważ dostarczają nam tlen. Wszystko to prawda, jednak nie można zapominać, iż rośliny to żywe stworzenia, a świat jest tak przedziwnie skonstruowany, że żywe stworzenia oddychają. W dzień skutków owego oddychania się nie odczuwa, ponieważ roślina w międzyczasie fotosyntetyzuje, przy czym, jako efekt uboczny, produkuje tlen – zatem nawet gdy go jednocześnie zabiera, wydalając dwutlenek węgla, stosunek jednego do drugiego jest na tyle korzystny, że i nam dzień mija całkiem znośnie. Gorzej sprawa ma się w nocy. Oczywiście, globalnie rzecz ujmując, tlenu wyprodukowanego przez rośliny wystarczy nam na przeżycie do poranka – jednakowoż mikroklimat naszej sypialni może zostać nieco zakłócony wspomnianym już oddychaniem, w tym momencie bowiem rośliny, zamiast nam pomagać, poniekąd z nami konkurują. Jasnym jest, że i ten stosunek (tzn. ich oddychania do naszego) jest raczej nieistotny, zatem uduszenie z winy, dajmy na to, ulubionej paprotki nie wchodzi w grę; lecz zawsze lepiej mieć tego tlenu więcej niż mniej, prawda. Cóż więc zrobić, gdy jesteśmy biologami-maniakami roślin (jak Czerwona na przykład) i życzymy sobie mieć zielono w domu, a jednocześnie spać spokojnie, otuleni obłoczkiem cudownej jakości powietrza?
Prócz rzucenia fototapety na ścianę (co tak czy owak Czerwona poczyniła) znamy dziś jeszcze jedno rozwiązanie, które zwie się: rośliny CAM (ang. crassulacean acid metabolism). Są nimi kaktusy, liczne sukulenty, a nawet np. pelargonia, gwoli ścisłości więc mamy tego tałatajstwa na globusie całkiem sporo; a cała heca polega na tym, że ten typ wcale nam codziennie tlenu nie zabiera.
Abyśmy się dobrze zrozumieli, potrzebne jest pewnie krótkie przypomnienie, w jaki sposób „normalnie” się cała fotosyntetyczna impreza odbywa. Nie wdając się w skomplikowane mechanizmy: rośliny w dzień, przy otwartych aparatach szparkowych i dostępie do wody, absorbują światło, którego energia przetwarzana jest w energię wiązań chemicznych, potrzebną do przekształcenia pobranego z otoczenia dwutlenku węgla w produkty fotosyntezy, tzw. asymilaty, czyli węglowodany, niezbędne roślinie do wzrostu i rozwoju. Produktem ubocznym ww. przemian jest nasz ulubiony tlen.
W nocy natomiast światła nie ma i się śpi, a nie rośnie, a w tym śnie się oddycha. Amen.
Co jednak ma zrobić roślina, która noc, owszem, może przespać znośnie, ale w dzień otwarciem aparatów szparkowych na suchy, gorący świat ryzykowałaby swoje zdrowie i życie? A z drugiej strony jak tu funkcjonować bez dostępu do życiodajnych gazów?
Potrzeba matką wynalazków. Otóż w ciężkiej chwili, czyli w rozlazły, leniwy letni dzień, w który ludzie jedzą lody i chowają się w klimatyzowanych pomieszczeniach, taka roślina również zamyka się w sobie i nie pokazuje swych szparek nikomu, aż do nastania nocy. W ciemnościach tadam! następuje wielkie rozwarcie, i tak jak człowiek zbiera zapasy węgla na opał, tak ona zbiera dwutlenek węgla na upał. Wiąże go potem bardzo sprytnie w swoich związkach chemicznych, a w dzień, z nastaniem jasności i kolejnym zamknięciem szparek wykorzystuje dalej tak, jak zwykłe rośliny.
Tylko co z tlenem?
Ano nic. Jakiś haczyk musi przecież być Tlenu ni ma, bo go sobie sama przetwarza. Ktoś spyta – to po co nam rośliny, które nie dają tlenu? Tu odpowiedź z kolei nie jest taka oczywista i prosta, gdyż w zasadzie sukulenty używają całego tego sprytniutkiego sposobu głównie w momentach wysoce niekorzystnych. Cokolwiek by nie mówić o naszym klimacie, to akurat suchość i skwar nie są naszą najmocniejszą stroną – dlatego rośliny CAM wcale nie muszą nagminnie „zamykać się” w dzień, mogą być „otwarte” cały czas albo „zamykać się” dla odmiany tylko w nocy i gromadzić wtedy dwutlenek węgla wytworzony własnolistnie w procesie oddychania, co z punktu widzenia ludzkiej zachłanności jest opcją w sumie najznakomitszą, bo i dostajemy w dzień tlen, i nie odbierają nam go podczas snu. To wszystko oczywiście nie oznacza, że mamy specjalnie katować nasze rośliny, byleby tylko nas (z marnym tak czy owak skutkiem) nie truły. Jak ktoś na forum napisał – więcej tlenu zabierze nam współlokator w łóżku (a nawet pies na podłodze). Niemniej warto wiedzieć, że są rośliny dla naszego samopoczucia dobre oraz lepsze – a przy okazji nadające się nawet dla tych zapominalskich. Kaktusy górą!
PS. Szczegółowe informacje o CAM znajdują się w książkach oraz internecie, np. w Wikipedii. Ja chciałam tylko zasygnalizować samo istnienie zjawiska, stąd bardzo laicki wydźwięk notki.