Fetysz biologa

Uwielbiam robić sałatki. To jedyna rzecz w kuchni, prócz herbaty, którą zrobię każdemu zawsze i chętnie. (Oczywiście jeśli mowa o zaspokajaniu potrzeb konsumpcyjnych w aspekcie stricte spożywczym, w innym może być tego nawet więcej ;)) Dosłownie mam fioła, kocham się w innowacyjnych sposobach przyprawiania, w sosach, w mieszaniu składników, a już najbardziej w dokładaniu zielska z ogrodu, nawet takich chamskich chwastów, jak mniszek, pokrzywa czy gwiazdnica. W sklepach też najwięcej mnie interesuje dział warzywny. Instynktownie pcham się ku wszystkim ziółkom w doniczkach, z dziką namiętnością wyciągając ku nim rozcapierzone palce niczym zombie ku ofierze. Nawet czytanie o potrawach z zieleniny doprowadza mnie do obłędu, ubóstwiam te wszystkie nazwy, te elektryzujące wzmianki o kiełkach, rukoli, roszponce lub kurkumie, dosłownie ciary na plecach…! Wiem, fetysz i zboczenie, ale! dzisiaj właśnie odkryłam, dlaczego tak mnie to wszystko kręci. Otóż dlatego, że sałatki są… ładne. I kolorowe 😀 Tak, to idiotyczne, ale chyba jest prawdą. Terapia kolorami czy co… A poza tym są smaczne i dodatkowo zdrowe! Zawsze po ich zjedzeniu mam wrażenie, że witaminki, żelazo i inne takie maszerują przez mój organizm jak armia robokopów, terminatorów i mistrzów Yoda razem wziętych, siejąc dzieło zniszczenia wśród wolnych rodników i tym podobnych paskudztw, nagromadzonych przez lata żywienia się chipsami. Fantastyczne uczucie!

Dlatego za pamięci zanotuję tu przepis na sałatkę, którą wczoraj zrobiłam wg tego, co napisali na opakowaniu szpinaku:

Świeże liście szpinaku drę i wrzucam do miseczki, dodaję pokrojone pomidory, mozzarellę, i mieszam wszystko z sosem z oliwy, musztardy (najlepiej ostrej), soku cytrynowego, czosnku, oregano, pieprzu oraz soli.

Koniec 😀

Celowo nie podałam ilości, ponieważ robiłam tylko dla siebie, więc była to ilość nieduża. Ale sami przyznacie – w tak prostej jak świński ogon potrawie pomyłka naprawdę nie kosztuje wiele 😉 Zatem smacznego :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

38 odpowiedzi na „Fetysz biologa

  1. ~dobra wróżka pisze:

    To zróbmy wymianę – sałatka za omleta 😀

  2. ~hanibal pisze:

    O widzisz! Świetnie się uzupełniamy, Ty uwielbiasz robić sałatki a ja jeść! 😀 Jeszcze jakieś fetysze o których czytelnicy powinni wiedzieć? 😀

    • ~Czerwona pisze:

      Widzisz, i nawet gotowa jestem je robić dla samej radości oglądania rozkoszy na Twej twarzy, taka jestem szlachetna 😉 Fetysze z dziedziny kulinarnej raczej niekoniecznie, bardziej z takiej, która zwie się głęboko zaawansowanym umiłowaniem ludzkiego ciała 😀 Ale wszystko pozostaje w kręgach biologicznych 😀

      • ~hanibal pisze:

        Myślę, że wspólne jedzenie sałatki, bo tak podzieliłbym się, daje więcej przyjemności :)W kręgach biologicznych? jestem w stanie uwierzyć. :)To jakie to fetysze są? :)

  3. ~Cocaine pisze:

    To ja się wpraszam, skoro twierdzisz, że szpinaku nie czuć ;> Wiesz, ja myslę że samo to, iż sałatka ma w sobie dużo zielonego, czyni cuda, wszak to kolor narodzin życia wszelkiego na wiosne, więc aż chce się jeść żeby miec nastrój wiosenny :)

    • ~Czerwona pisze:

      Tylko że mi to np. wiosną wcale nie mija, mimo że mam wtedy nastrój wiosenny 😉 Ale w sumie powody są dla mnie zbędne, grunt że sałatki są cudowne :) I chu 😀

      • ~Cocaine pisze:

        I chu 😀 Ten zwrot mógłby funckcjonowac jako przywitanie 😀 No to dobrze, że nie mija, wiosną ma się jeszcze większą ochotę (na sałatki, żeby nie było!), bo sprzyja ogólna atmosfera pogodowa :)

  4. ~małarurka pisze:

    Ale mi smaka ta mozarella narobilas. Skad ja teraz mozarelle wezme??? Wiem, wiem post o salatkach ale ja to serowy potwor jestem i kazda wzmianka o serze wywoluje u mnie slinotok….

  5. ~M. pisze:

    Hej brzoskwinko 😉 Ja uwielbiam różne sałatki! I klasyczną „polską” warzywną z majonezem, i z kurczakiem i ananasem i tzw. grecką (z fetą) i inne. Super są!Pozdrowienia że aż mniam!

    • ~Czerwona pisze:

      O tak, klasyczną warzywną też uwielbiam, chociaż wielu osobom ponoć kojarzy się z PRLem 😀 Ale na ananasa się nie skuszę, nię lubię go, odkąd zjadłam go w galaretce i chorowałam całą noc 😉 Zdumiewające, jak człowiek jest pełen traum z dzieciństwa, hi hi 😀 Za to polecam sałatki z prażonym słonecznikiem, cudowne! No i muszę w końcu wykombinować coś z orzechami, jadłam raz w knajpce poznańskiej taką sałatkę z orzechami właśnie, i kiełkami, i to było najpyszniejsze danie na świecie… Jeju, mogłabym tak rozprawiać godzinami :DPozdrawiam kulinarnie! (wydarzenie bez precedensu :D)

      • ~M. pisze:

        Hej miła moja! Jadłem raz u kumpeli sałatkę z orzechami włoskimi, płatkami migdałów, winogronem i kawałkami pieczonej piersi kurczaka. Pycha! Pozdrawiasz kulinarnie-faktycznie precedens Smacznego!

        • Czerwona pisze:

          O Jezu, aż to poczułam na języku, brzmi cudownie…! Znajdę sobie przepis w necie i zrobię, i basta! :)Pozdrowienia całuśne, uśmiechnięte i rozmarzone :)

  6. ~anewiz pisze:

    Muszę wypróbować, bo uwielbiam sałatki. Takie świeże, zielone i lekkie. Mam nadzieję, że będzie pyszna bo brzmi pysznie :)

    • ~Czerwona pisze:

      Są fantastyczne! Ta jest dość nietypowa jak na mnie, bo zawiera bardzo mało przypraw, ale dzięki temu jest dość lekka. Myślę, że można by do niej dodać jeszcze kiełki, zresztą wszelkie modyfikacje dozwolone :) W kiełkach też się kocham, smakują cudnie i w dodatku nadają jeszcze lepszy wygląd! Mówiłam, że mam fioła? 😉

  7. ~margolka pisze:

    Ja polubiłam sałatki dopiero niedawno. Chociaż rukola nadal do mnie nie przemawia i moim argumentem jest, ze nie jestem królikiem :PPs. Nie ma „amen”, nie ma :)

    • ~Czerwona pisze:

      U nas się zawsze jadło surówki, a sałatki to też wynalazek od paru lat dopiero… Oj tam, królikiem, nie samym chlebem człowiek żyje ;)Hm, ciekawe, dlaczego nie ma amen, jakoś tak naturalne mi się zawsze wydawało kończyć modlitwę tym słowem :)

      • ~margolka pisze:

        A u nas były i surówki i sałatki :))Amen w kościele nigdy nie było, nie wiem dlaczego, ale chyba dlatego, ze tam ta modlitwa jest torchę w innej formie, niż np w naszym codziennym paciorku

        • Czerwona pisze:

          I czym Cię te sałatki w końcu przekonały? :)Ciekawe właśnie, dlaczego jest w innej formie 😉

          • iMargolka pisze:

            Chyba dlatego, że amen dodaje się na końcu modlitwy. Podczas mszy, to nie jest koniec. Ja kiedy się modlę codziennie wieczorem to zaczynam od „Ojcze nasz” właśnie, ale też nie dodaję na końcu amen, bo później odmawiam jeszcze inne modlitwy.Tak jak napisałam – nie do wszystkich sałatek się przekonałam. nadal typowo liściastych rzeczy nie lubię. Z sałat to w zasadzie tylko lodową, bo nie jest taka sucha. A ogólnie do sałatek chyba przekoanły mnie sosy, zwłaszcza winegret. Ale też nie jadam tych sałatek kilogramami.

          • ~Czerwona pisze:

            W sumie tak, chociaż byłam pewna, że gdzieś po drodze się to „amen” pojawia… No ale, jak wiadomo, ekspertem nie jestem ;)To ja z kolei pożeram tego tony, dzień bez sałatki to dzień stracony i normalnie czuję wtedy, jak mi witaminy się w organizmie kończą 😉 Za to do winegretu się ciągle przekonać nie mogę, ocet mnie zraża 😉 Choć pewnie i to ostatecznie pokonam, zwłaszcza gdy go zmodernizuję na swoją modłę 😉

  8. ~Lewa pisze:

    A mi ostatnio chodzi po głowie, żeby w końcu wyhodować rukolę z tych ziarenek, które czekają na to chyba jakiś rok… 😉 Jak mi się uda, to dostaniesz prezent 😉

  9. ~antylia pisze:

    Nooo są kolorowe i to jak bardzo! No chyba, że ktoś zrobi ją z samej zieleniny 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *