Recepta na radość

Bez nich ten padół byłby całkiem nieznośny. Mówię o specyficznej grupie ludzi – o totalnych luzakach, którzy zarażają mnie pierwotną radością życia. Nie mylić oczywiście z permanentnym tumiwisizmem i nieróbstwem – nie, nie, chodzi o coś innego, o… chyba lekkie podejście do siebie i otoczenia, choćby nie wiem jak nabzdyczonego. Niektórzy po prostu tak działają, że rozmawiasz z nimi i nagle czujesz, jakby jakiś uspokajający napój pogodnie rozpływał się po ciele.

Z tego gatunku wywodzi się mój ulubiony kolega w pracy. Niepojęte, jak to się dzieje, ale kiedy dzwoni, od razu się uśmiecham. Nie musiałby nawet witać mnie słowami „słoneczko”, żebym się cieszyła. Ale wita :) I gdy dzwoni po raz piąty w ciągu dnia z jakąś sprawą, to nigdy nie wywala od razu, że powinnam mu coś załatwić, tylko się śmieje, że po prostu bardzo chciał usłyszeć mój głos, bo przecież tak dawno nie rozmawialiśmy, całe dziesięć minut. Jak to teraz piszę, to wszystko brzmi idiotycznie niczym u jakiejś gówniary w wieku dorastania, co to wystarczy jej zarzucić, że ma fajny zeszyt, a ona już wyobraża sobie ślub, dom i wspólnie posadzone drzewo; ale gdy człowiek funkcjonuje w stresie, to jedynie takie bzdury potrafią go postawić na nogi. Poza tym zawsze sobie pogawędzimy wesoło i nawet kiedy kłopoty fruną nad głową, to mamy z nich totalną szyderę, dzięki czemu o wiele łatwiej znieść przeciwności losu, których przecież jest niemało, jak to w pracy. Zresztą, abstrahując od niej, miło co najmniej raz na dzień sobie poflirtować niewinnie, prawda? 😀 Zwłaszcza że koleś kompletnie nie w moim typie, więc mogę sobie na to bezpiecznie pozwolić, wiedząc, że się nie wkręcę. Najlepsze jest jednak, że widziałam go ze dwa razy w życiu, on mnie raz, a i to nie wiem, czy w ogóle kojarzy, co wcale nie przeszkadza mu np. wysyłać mi maili, zaczynających się od „cześć ślicznoto” i kończących na „dziękuję pięknie najcudniejszej, najsłodszej, najseksowniejszej i wszystko naj… koleżance”. I choć rozumiem, że to tylko gładka gadka na potrzeby każdej babeczki, z którą ma do czynienia, tym bardziej że właśnie w sumie chyba nie ma pojęcia, czy jam śliczna czy nie, to zwyczajnie szczerze chwała mu za to i uwielbienie, bo mi łechce ego oraz poprawia nastrój całkiem mimo woli, i bynajmniej nie zamierzam z tym walczyć!

Zdumiewające, jak wiele potrafi zdziałać życzliwość i chęć sprawiania komuś przyjemności, nawet niskim nakładem środków. Nic wszak nie kosztuje choćby powitanie kogoś inaczej niż sztampową i zimną formułką. Wiem, że nie zawsze się tak da, ale kiedy się da, jest super. Zaś, naturalną koleją rzeczy – gdy jest super, to aż się chce pracować. Czysty zysk. Tak więc, ludzie – relax! Bądźmy dla siebie mili i wtedy będzie fajnie :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

29 odpowiedzi na „Recepta na radość

  1. iMargolka pisze:

    Też mam na szczescie takich ludzi w pracy, a w dodatku do nich w dużej mierze należy także mój szef :)Cóż, ludzie sa po prostu ważni w naszym życiu, a to z kim obcujemy kształtuje nas :)

    • ~Czerwona pisze:

      Ja teraz z szefem nie mam do czynienia raczej, chociaż też jest śmieszny, ale w telefonii swojego szefa uwielbiałam, bo właściwie był bardziej moim kumplem niż szefem :) Tutaj też ludzie są fajni, ale ten po prostu wybitnie poprawia mi humor, nawet się nie musi specjalnie starać. Też bym chciała kimś takim być dla kogoś :)

  2. ~nivejusz niepodlaski pisze:

    A myślałam, ze to bez nas ten padół byłby całkiem nieznośny… ehhh 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Bez Was nie przeżyłabym ani jednego dnia, ale o takich oczywistościach już chyba nawet nie muszę wspominać 😉 :*

  3. ~M. pisze:

    Trzeci tym razem… Słoneczko moje 😉 cieszę się że masz humor skowronkowy i rozjaśniasz tym samym i nam te zimowe szarości. O atmosferze w pracy napiszę osobno. Miłego weekendu! :-*

    • ~Czerwona pisze:

      Hihi, a wiesz, jak mi się miło zrobiło? To słowo ma coś w sobie, jest takie… słoneczne 😀 Kurcze no, to był dobry tydzień, chociaż zupełnie niepojęte, dlaczego, bo nic wielkiego się nie działo… Tylko tyle, że nagle poczułam się pewnie w pracy i chcą mi przedłużyć umowę na stałe :) A jeszcze niedawno miałam ochotę uciekać, dziwne, jak mi się wszystko szybko zmienia, strach pomyśleć, co będzie w przyszłym tygodniu 😉 W takim razie czekam na opisy, a na weekend dokąd się wybierasz, działeczka? Rety, ja chcę już wiosnę, pogrzebać w ziemi i fokle… Pozdrowienia marzące! Przyjemności!

  4. ~małarurka pisze:

    Niewinny flircik i od razu praca staje sie przyjemnoscia. Chyba musze znalezc jakiegos amanta…..

  5. ~ciemna pisze:

    Ile On ma tych minut darmowych ;P?

  6. ~Lewa pisze:

    Mój Tu misiu pysiu najwspanialszy! 😉

  7. ~Cocaine pisze:

    Ty sie lepiej za informatyka bierz, a nie za związek na odległość 😛

  8. ~anewiz pisze:

    Recepta na szczęście wydaje się prosta- uśmiechnij się do świata a on uśmiechnie się do Ciebie. Niby proste a czasem tak trudne do zrealizowania.

  9. ~słodko-kwaśna pisze:

    Ueee, już myślałam, że w Twoim typie! Hihi 😀 Ale to dobrze, być może ta znajomość już zawsze będzie Ci rozjaśniała szare dni 😉 Taki mały skarb. Bo ludzie szukają nie wiadomo czego, a tak naprawdę wystarczy więcej małych radości na co dzień, by życie było duuużo piękniejsze i szczęśliwsze. To dość magiczne – proste, a skuteczne; i jakoś często zapominane.

    • ~Czerwona pisze:

      Bo najczęściej zapominamy o oczywistych sprawach, a przypominamy zwykle wtedy, gdy je stracimy… Natura ludzka jest do bani 😉 Ale luz, podobno najgorszy dzień roku właśnie się kończy, więc będzie już tylko lepiej 😉

  10. Ken_G pisze:

    Ja tak mam, ale tylko czasem. Najczęściej możesz ze mną poszydzić i powbijać szpilki. Nie no, żartuję ;))) ale ogólnie jestem raczej z tych tumiwisistów i obserwatorów spod brewki, myślących „muszę przebywać z tymi głupkami”. A co do niewinnego flirtowania… Mam idealną do tego pracę! ;D

    • ~Czerwona pisze:

      U mnie moja poprzednia się bardziej do tego nadawała, ale za nic bym do niej nie wróciła 😉 Byś wiedziała, co się czasem w mojej głowie dzieje… 😀 Jednak na głos nie wypowiadam, bo po co, lepiej żyć w zgodzie ze wszystkimi, no chyba że mnie ktoś naprawdę wku.rwi 😀 Pamiętam, jak objechałam mojego byłego szefa, to był jedyny raz, kiedy na niego nawrzeszczałam, ale jak sam twierdzi, pamięta do dziś 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *