Cholerny los. Jasne, że nie przeżywam jakiejś wielkiej tragedii, mam obie ręce (chociaż jedna już cierpiała, gdy mi się nart zachciało), itd. ale kurdeee noooo. Samotność mnie męczy. Gdyby nie internet, to naprawdę nie wiem, co bym zrobiła. Jakoś mam pecha do ludzi. Nie wiem, chyba się urodziłam nie w tych czasach, co trzeba. Uczono mnie, że się dotrzymuje słowa, pomaga innym, że w przyjaźni się wspiera nawzajem, interesuje drugim człowiekiem, nawet przez głupie pytanko raz na jakiś czas „jak leci”. I że to, co ja sama z siebie dam, zaprocentuje i ktoś też mi pomoże w biedzie. A tu dupa. Gdyby nie moja rodzina, to nawet nie miałabym z kim wyjść na spacer. Moja przyjaciółka mieszka 3 minuty ode mnie. Kiedy A. mnie zostawił, to musiałam się sama prosić, żeby zechciała się ze mną spotkać, i nie widziałam jakoś u niej specjalnie entuzjazmu w pocieszaniu mnie. Generalnie moi znajomi tak robią. Umawiają się, a potem i tak nie wychodzi, bo… i sto powodów lub, co jeszcze gorsze, brak powodu. Zastanawiam się, czy ja jeszcze mam kogoś, kto zasługuje na miano przyjaciela.
W ogóle coś się dziwnego z ludźmi porobiło. Niesłowność na porządku dziennym, ołów w tyłku i uzależnienie od rodziców. Czy to normalne, żeby 23letnia dziewczyna wypominała mi, że jej jest ciężej niż mnie, bo ja swojego tatę widzę codziennie, a ona tylko 2 razy w tygodniu? No litości, błagam… Nie mówię, sama bardzo lubię przebywać z rodzicami, ale do cholery odwoływać spotkanie z przyjaciółką, bo trzeba jechać z tatusiem na nudne spotkanie jego znajomych, żeby mógł się pochwalić córeczką, to już dla mnie przegięcie.
Chyba nastąpił jakiś kompletny zanik samodzielności. I nie mówię tu o gotowaniu, osobnym mieszkaniu itd, ale generalnie o wzięciu odpowiedzialności, takiej prawdziwej dorosłej odpowiedzialności za swoje czyny.
No i tragiczne jest, że wszystkim łatwiej pogadać na gg, bo wtedy nie trzeba się ruszać z domu, starać, można robić przy okazji inne rzeczy itd. Wygodne to bardzo, ale miało służyć generalnie chyba czemuś innemu. A jest tak, że po co się spotkać w realu, skoro tak samo jest w sieci. Otóż nie jest tak samo!!! Nie ma emocji, nie ma kontaktu wzrokowego, nie ma gestów, a to one decydują, czy kogoś lubimy, czy nie, czy nam z nim dobrze. Nic nie zastąpi bliskości, jaką daje bezpośrednie spotkanie.
Osobnym problemem jest niekonsekwencja. Ludzie wymyślają jakieś wymówki, gdy chcą się od czegoś wymigać, a potem zapominają, co gadali, i mówią coś zgoła innego. Aż głupio czasem tego słuchać. Pamiętam, jak zawsze było mi przykro, gdy A. mi mówił, że do mnie nie przyjedzie, bo się uczy, po czym szedł do kumpla pograć. Naprawdę szczerze tego nie rozumiem. Zaczynam nawet się zastanawiać, czy to przypadkiem nie moja wina, może nudna jakaś jestem czy co…
Nie pasuję do świata, coraz bardziej to do mnie dociera. I boję się. Boję się jak cholera, że zawsze będę trafiać na takich,nawet całkiem fajnych, ale zawodnych ludzi. A może po prostu inni nie istnieją, tylko ja wymarzyłam sobie coś nierealnego?
Próbuję jakoś podtrzymywać znajomości, odzywam się, ale ileż można? Jestem na takim etapie, kiedy już mi się przestaje chcieć. Gdyby nie to, że w przeciwieństwie do niektórych samotność mi ciąży, to chyba bym ich olała raz na zawsze.
Tęsknię za A. Był jaki był, ale przynajmniej wiedziałam, że każdego dnia dostanę chociaż jednego smsa…
Może przesadzam. Może mam za duże wymagania. Ale to i tak nic nie zmienia…
_____
Tak spojrzałam na licznik i oczom nie wierzę. Tyle wejść?? Fajnie Ale możecie komentować, nie zjem Was 😉
___
Na pocieszenie zajrzalam na bash.org.pl i co znalazłam?:
<psedlos> gdy rzuci cię dziewczyna
<psedlos> opuszczą cię przyjaciele
<psedlos> rodzina się wyprze
<psedlos> pies ucieknie, rybki się utopią
<psedlos> jest ktoś kto zawsze do ciebie napisze
<psedlos> że za 19.99$ możesz sobie powiększyć penisa
Nie mam penisa, ale zawsze to może dotyczyć cycków ;D Sęk w tym, że mam w poczcie antyspam 😉