Od miesiąca już usiłuję znaleźć swój stanik i ładowarkę do telefonu. Złośliwy mógłby powiedzieć, że stanik istotnie miał prawo się zgubić, ale ładowarka? Co komu niewinna ładowarka zrobiła…
Z dalszych denerwujących rzeczy słuchawki od mp3 mi wleciały za komodę. Która jest oczywiście ciężka w ch**. Poza tym wczoraj całe śniadanie mi się wymsknęło z rąk i jebsło – a jakże – posmarowaną stroną na dywan. I śniło mi się, że jestem w ciąży, i czułam się z tym brzuszkiem seksowna jak nigdy w życiu. A już na jawie chciałam skończyć opakowanie herbaty i sobie wsypałam resztę liści do kubeczka, zalałam, z błogością wypiłam, po czym na dnie ujrzałam przecudnie skręconego, modelowego wręcz bielutkiego pędraka. Ostatnio zaś miałam dopasować klientowi baterię do telefonu, więc wyjęłam tę jego bateryjkę, wzięłam nową z pudełka, wkładam, usiłuję włączyć, i nie działa. No to mądrym tonem mówię, że różnią się ilością V i że stykać nie będzie, a innej nie ma. Klient poszedł, potem patrzę, a ja tej baterii nie wyjęłam z folii…
Ktoś ma pomysł, dlaczego życie jest złośliwe i co mi dolega?