W Łódce, w Łódce bujamy się

Łódka ma swój klimat. Ma też i swoje dziwactwa, np. fakt, że zmienia nazwę ulicy ze św. Andrzeja na Andrzeja Struga, w związku z czym wszyscy w skrócie określają ją – uwaga – ulicą Andrzeja. Niekonwencjonalnie :) A poza tym:

1. Wcale mi nie przeszkadza, iż to szare miasto, ponieważ wcale szare nie jest (mądrość tego zdania mnie samą wprawia w zachwyt), zwłaszcza że Lewa zamówiła dla nas moc atrakcji dodatkowych, np. jarmark wojewódzki, przy okazji którego cofnęłyśmy się w czasie do PRL i aut MO (czyt. emo) – złośliwy by powiedział, że to akurat najlepiej pasujący do tego miejsca ustrój, ja tam nazwałabym je old schoolowym – a my zamówiłyśmy Hanibala i Wróżkę na wieczór. Tak! Udało się! :)

2. Kolory są, ale skrzętnie zakamuflowane, patrz bardzo bardzo barwne Muzeum Kinematografii z mnóstwem figurek z bajek mego dzieciństwa, np. z Kolargolem, plakatami Przyjaciela Wesołego Diabła, Reksia, i nade wszystko pokazem innowacyjnego wykorzystania anielskich włosów, które ja zawsze wrzucałam na choinkę bożonarodzeniową, a tu proszę:

blog_uk_3741146_4693465_tr_anielskiew

Ponadto mogłam poczuć potęgę swej firmy-matki, stojąc przy gigantycznym telefonie prosto z planu filmu „Kingsajz”. Potęgę ową poczułam również w klubie, w którym zaserwowano mi całkiem darmową herbatę w kubku z logo mej sieci. Swoją drogą – tak, to zdecydowanie inna mentalność. U nas w Poznaniu może i kolorowo, ale za free dostanie się w najlepszym przypadku po ryju.

3. Łódź tak bardzo lubi swą szarość, że aż pragnie, by odbijała się ona w szybach i potęgowała wrażenie, zatem w dzielnicy z sypiących się kamieniczek tworzy Teatr im. Jaracza, całkiem oszklony. Zresztą mieszkańcy oraz okoliczni ziomale też się w neutralnych odcieniach lubują, czego doświadczyłam nocną porą, gdy zrobiło mi się zimno na sławnym murku, miejscu spotkań kwiatu młodzieży łódzkiej, a Hanibal z wielką ochotą okrył mnie swoją kurtką, utrzymując, że w ten sposób nie zakłócę obrazu miasta jadowitym różem mego płaszcza. To się dopiero nazywa lokalny patriotyzm. Pokarało go jednakowoż, albowiem sam pod spodem miał… nie, nie skórzane szelki na gołe ciało. Tzn. może i miał, ale głównie miał normalnie CZERWONĄ bluzę z kapturem, która nie spodobała się selekcjonerom klubu (oburzające) i tym sposobem wylądowaliśmy w centrum lesbijskim. Szarym, bo z odpadającym tynkiem :)

4. Nawet kupy, zwłaszcza ptasie, solidaryzują się z szarością, przez co wcale ich nie widać na chodniku, z czego generalnie każde miasto powinno brać przykład, jednak mi się ta idea osobiście nie podoba, ponieważ dzięki niej na jednym takim świeżuchnym guano położyłam swoją torbę, i potem ją wzięłam w objęcia na kolanka. A tak się starałam nie przeklinać.

5. Jednak jestem gotowa się tam przeprowadzić, gdyż Łódź posiada również: cerkiew, która zdecydowanie ma kolory, i to bijące po oczach, palmiarnię(!!), której nie widziałam, ale zdecydowanie jeszcze kiedyś obejrzę, pizzę, która zdecydowanie jest najpyszniejsza na świecie, fontannę, która zdecydowanie bardziej przypomina waginę niż falę, Ogród Botaniczny, w którym zdecydowanie znalazłabym pracę, choćby jako chwastownik, Manufakturę, która zdecydowanie tętni życiem i światełkami, i wreszcie najważniejsze – suche powietrze, w którym moja grzywka nawet w deszczu jest zdecydowanie prosta, bez bawołów i skręceń! Coś pięknego :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *