Urlop od bezrobocia

Odejście z pracy okazało się zadaniem trudnym i wyboistym. Cholera :) Ale nie ma tego złego, ba! prawdę mówiąc bardzo mi chwilowo dobrze. Wyrabiam połowę etatu, oznajmiłam szefowi, że nie bawię się już w żadne nadprogramowe czynności typu rozwiązywanie testów, zminimalizowałam ilość 11godzinnych maratonów i w dodatku za współpracowników mam samych facetów ;D Aktualnie na punkcie harują więc 4 osoby – szefo, kolega z innego sklepu do pomocy, ja, no i… Młody. Świeży narybek, pocieszne chłopię, luzackie zgoła, więc ubaw mamy razem po pachy, zważywszy iż na razie staramy się go nie zostawiać samego, co nawiasem akurat dzisiaj się zupełnie nie udało i jakimś dziwnym trafem ustawiliśmy grafik, w którym ja przychodziłam na 15:00, a Młode na 12:00, zatem nikt nie obsadzał punktu od godziny 10:00 ;D Cóż było robić, ja nie mogłam, kolega zastępczy robił w swoim sklepie, szefo na szkoleniu – Młode zostało postawione pod ścianą. Myślałam, że będzie do mnie dzwonił sryliard razy, ale nie. Cisza. Potem się okazało, że biedak nie miał wcale łatwego dnia, lecz dawał radę w miarę, jak nie wiedzą, to improwizacją (cecha niezwykle pożądana w naszej pracy i nagminnie wykorzystywana), a z jedną babcią sobie nawet od serca pogadał, w zasadzie wysłuchał, coś tam jej pomógł, to się rozsiadła, zaczęła mu opowiadać swoją historię, typowy nasz ulubiony motyw… Luz, potem przyszłam do pracy, patrzę, a tu babcia podchodzi i wyciąga z torby wafelki, batoniki, i mówi że dziękuje temu panu za obsługę itd… Kurna Młody ledwo parę dni w pracy i już fanty zbiera ;D Się w sumie nie dziwię, całkiem słodziachny jest (i ładnie pachnie), ale pilnuję się jak tylko mogę, bo to coś w deseń takiego braciszka, którego trzeba nauczyć. Tak se wmawiam ;P Szefo spytał, jak mi się podoba nowy nabytek, to mu to właśnie powiedziałam, że jak takie dziecko i brata go traktuję. A szef na to: Jak brata? Pierdolisz, nie opowiadaj, że ci się nie chce…
I gadaj tu z takim 😉

(Czy to naprawdę aż tak widać?)

A fokle to wczoraj na działce wlazłam w wyrąbaną w kosmos pajęczynę i mi pająk przysiadł na piersi. Darłam się tak, że mój tata, jak potem przyznał, myślał, że zobaczyłam co najmniej lisa. E tam lis. Ja bym się miała lisa wystraszyć? Przecież tam nie ma lisów :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *