Partyzantka

Na każdego przychodzi czas. Zmiany są wpisane w życiorys. Tak. Tyle tylko, że u mnie te zmiany były zawsze raczej generowane odgórnie – wszystko szło ustalonym trybem, szkoła, studia, potem praca. W międzyczasie związek, jeden, drugi, i potem jak zwykle coś decydowało za mnie. Wolna wola wolną wolą, a jednak nieustannie nurzałam się w biegu wydarzeń, zdana całkiem na los. Czułam się z tym raczej dobrze, ale to ciągle nie były moje wybory, nie moja odpowiedzialność. Łatwiej tylko pozornie – i jedynie wówczas, gdy się udaje. Bo kiedy nic nie wychodzi i na dodatek nie masz nad tym żadnej kontroli, to przestajesz powoli być. Być sobą, być dla siebie. Dla nikogo.

Tak naprawdę to pierwsza moja i tylko moja decyzja od lat. Świadoma, przemielona w głowie milion razy, obnażona z wad i zalet. Rzucam się na głęboką wodę, wierząc, że w locie nauczę się pływackich ruchów, a życiodajny związek jednak utrzyma mnie na zasadzie wyporności. Znowu ta cholerna wiara w los, ale czy można inaczej żyć, niż wierząc, że wszystko się jednak poukłada? Z tą różnicą, iż teraz chcę temu losowi dopomóc z całych sił – tak, jak do tej pory nie miałam odwagi.

Dużo osób mówiło mi, że złą kolejność obieram. Że najpierw trzeba coś znaleźć, by porzucić stare. Ale nie mogę. Jestem teraz zbyt zmęczona, wyczerpana, zbyt odwrócona na wszystko, by mieć ochotę na ruszenie choćby ręką. Nie chcę wstawać każdego ranka z płaczem. Nie chcę się czuć bezwartościowa. Muszę się zregenerować, muszę się zacząć na nowo uśmiechać, cieszyć z bzdur, które po prostu przestałam zauważać.
To nienormalne, że praca potrafi człowieka doprowadzić do stanu takiej ruiny. Nie wiem nawet, jak to się stało, kiedy, dlaczego… Mam nadzieję jednak, że w porę dostrzegłam granicę. Uciekam więc.

Ja cie. Naprawdę to zrobiłam ;D

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

66 odpowiedzi na „Partyzantka

  1. Ken_G pisze:

    Ja też chętnie bym tak zrobiła. Ale gdzie uciekać?

  2. ~margolka pisze:

    No i bardzo dobrze! Ja też przez pewien czas miałam pracę, która źle wpływała na mój stan psychiczny… Nie da się tak funkcjonować na dłuższą metę… Czasami po prostu trzeba coś zmienić, to poprawia samopoczucie i komfort życiowy. Będzie dobrze 😉

  3. dobra_wrozka_22 pisze:

    No to moje gratulacje :)) Ja tak zrobiłam rok temu – bez dalszych perspektyw, zupełnie spontanicznie.. i ani trochę nie żałuję 😛 Bo tak naprawdę pracując ni masz szans znaleźć innej pracy, rekrutacje zbyt dużo czasu zajmują i to najczęściej przecież w tygodniu w godzinach południowych…:/

    • ~Czerwona pisze:

      Dokładnie tak, nie mówiąc o tym, że jest mniejsza motywacja, chęć (ja po tej pracy jestem tak wykończona, że ledwo myślę) na szukanie ofert… Zobaczymy jak mi to wyjdzie, ale stwierdziłam, że wolę bezrobocie (ofkors chwilowe ;)) niż wrzody żołądka, depresję, nerwicę i zawał :) I szczerze wątpię, żebym kiedykolwiek żałowała tej decyzji…

      • ~dobra wróżka pisze:

        A to klienci tak Cię nerwicują, czy przełożeni? Bo u mnie to było zdecydowanie to drugie… brrr….

        • ~Czerwona pisze:

          Wcześniej przełożeni, ale ostatnio klienci też się zrobili okropni. Albo może to ja już się tak nastawiłam, nie wiem… Co jednak tylko pogłębia moją decyzję 😉

          • dobra_wrozka_22 pisze:

            Kurczę, pamiętam to uczucie wolności, gdy obudziłam się pierwszego dnia bez pracy… dziwne uczucie. Ale piękne 😀

          • Czerwona pisze:

            A mi już sama świadomość robi swoje, jakoś znowu zaczyna mnie dużo rzeczy cieszyć… dobry znak :)

  4. ~Jazz pisze:

    I bardzo dobrze. Małe wakacje od życia, a potem pełną parą od nowa :) Stresująca, wyczerpująca praca, z której nie mamy satysfakcji może skutecznie i na długo zatruć życie. Skoro tak cieszy ta odzyskana wolność, nie żałujesz – to była dobra decyzja :)

    • ~Czerwona pisze:

      No jeszcze nie w pełni odzyskana, jeszcze 1,5miesiąca, ale… już tylko 1,5 miesiąca ;D I też tak myślę, nie ma we mnie już ani krzty wahania, wiadomo, że trochę mnie przeraża brak pracy, ale… No przecież w końcu coś znajdę :)

      • ~Jazz pisze:

        Najważniejsze, że już zeszło Ci ciśnienie. A szukanie pracy to same przygody 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Uff, myślałam, że przeczytam „sama przyjemność” i już zwątpiłam w Ciebie ;))) Na razie o szukaniu jednak nawet nie myślę, chwilowo potrzebuję odpoczynku :)

  5. ~ciemna pisze:

    Mam nadziej, ze tylko od pracy a nie tu od Nas wszystkich kochajacych Cię ponad każdy blog inny na tym i innym portalu 😉 Ja wiem co czujesz, ja mam podobnie, ja po pracy jestem innym człowiekiem, kulturalnym bardziej i zestresowanym też ;P

    • ~Czerwona pisze:

      No co Ty, Ciemna, bez pracy będąc to ja tu zacznę bywać nawet częściej, aż do zrzygania mnie mieć będziecie ;D Ha, ja to nie mogę powiedzieć, żebym kulturalna była, bo w tej pracy klnę chyba jak nigdy wcześniej, ale z tym stresem się zgadzam, moja paranoja osiągnęła już takie rozmiary, że chce mi się beczeć, gdy mam w perspektywie dwa dni wolne, bo wiem, że po tym wolnym muszę iść do pracy ;D

      • ~ciemna pisze:

        ja też to zauważyłam u siebie, w czasie przerwy muszę porzucać mięsem bo mnie inaczej rozniesie i to też częściej niż zwykle 😉 to nie jest praca dla grzecznych dziewczynek ;D

        • ~Czerwona pisze:

          E tam w trakcie przerw, ja mięskiem rzucam w trakcie obsługi, gdy idę na zaplecze przynieść telefony ;D Czasem jestem ciekawa, czy to słychać… Ale coraz mniej już ;D

  6. ~antylia pisze:

    Czerwona… gratuluje odwagi i podziwiam Cię. Ja wiele razy biłam się z myślami i nigdy, ale to nigdy nie potrafiłam powiedzieć dość i uciec. Wiem, że z jednej strony to tchórzostwo, a z drugiej obserwując rynek pracy w moim mieście, nie mogłam sobie pozwolić na bycie bez pracy. Był płacz, niechęć do wstawania rano… ale przeszło jakoś i jakby lepiej jest, ale to nie to. Tylko, że ten okres niby przejściowy (bo tak patrzę na moją pracę) trwa zbyt długo. Może jakbym zaryzykowała… Buziak Mała :*

    • ~Czerwona pisze:

      Doskonale wiem, co czujesz, kochana, ja się do tego zbierałam od roku ;D I też to miała być praca na „przeczekanie”, i tak sobie poczekałam dwa lata, hahah. Sama nie wiem, kiedy mi ten czas uciekł… Nie mogę powiedzieć, dużo się w tej pracy nauczyłam, ale to nie znaczy, że muszę tu zostać na zawsze. Odłożyłam trochę na czarną godzinę i cóż, no kiedyś trzeba to zacząć wykorzystywać 😉 Póki nie mam rodziny, mogę sama o sobie decydować – ryzykuję. I tak ryzykuję z wielkim marginesem bezpieczeństwa, z wkalkulowanym dłuższym pobytem na bezrobociu. Ale dam radę. Jak nie ja to kto? 😉 I mówię Ci, jakie to jest boskie uczucie tak rzucić stare życie w diabły…!

      • ~antylia pisze:

        No właśnie, czas ucieka… i potem coraz trudniej zebrać się w sobie, by coś zmienić. I tkwi człowiek w tym dziwnym miejscu i nie wie, co dalej. Dobrze, że powiedziałaś stop :)Ja rok temu planowałam sobie przetrzymac jeszcze ten, jeśli nic lepszego się nie trafi. I minął rok… tylko, że nie wiem za co magisterkę bym opłaciła. Cała kasa idzie na studia i jakieś tam drobne przyjemności, nie wiem ile bym musiała zarabiać, by jeszcze mieć na czarną godzinę, więc jesteś w nie aż tak złej sytuacji :) Znajdziesz coś! :)

        • ~Czerwona pisze:

          To prawda, faktycznie inaczej się rzuca pracę, gdy ma się trochę oszczędności. Ale studia się kiedyś skończą, a wtedy hulaj dusza, i na Ciebie przyjdzie kolej :) Ja po prostu wyszłam z założenia, że mam tylko jedno życie (chyba ;D) i już wystarczająco czasu zmarnowałam. Chociaż aktualnie najchętniej kupiłabym bilet na Jamajkę, sprzedawała banany na plaży i jarała jointy ;D Ambitnie, nie? ;))))

  7. ~Mela pisze:

    Podziwiam odwagę! Ja raczej na głęboką wodę się nie rzucam, co oczywiście jest tchórzostwem, jak słusznie nazwałaś, więc gratuluję decyzji:) Jeżeli coś tak wykańczało to b. dobrze zrobiłaś, rzucić w diabły taką robotę;)I powodzenia dalej, trzymam kciuki!

    • ~Czerwona pisze:

      Ja też przyznaję, że to nie była łatwa decyzja, bo jednak odchodzi mi nienajgorsza pensja, ale bez sensu jest przeżyć życie, nienawidząc go, a ja tak właśnie w tej chwili czułam. Więc nie wiem, czy to był dowód odwagi, chyba po prostu instynkt samozachowawczy 😉 Ja się po prostu do tego nie nadaję. Za słaba jestem na kontakt z tyloma półgłówkami 😉

      • ~Mela pisze:

        Hm, myślę, że jednak odwaga, bo iluż ludzi tak żyje, wbrew sobie, nic nie zmieniając.Wiesz, limit kontaktów z tymi specyficznymi istotami-półgłówkami- wyczerpałaś;)Teraz będzie już tylko lepiej:)

  8. ~Cocaine pisze:

    Ja się dziś dowiedziałam, że prostytucja to jedyny zawód, z którego dochody nie są opodatkowane 😀 Także może namierzymy jakieś domy publiczne w okolicy? 😀

    • ~Czerwona pisze:

      Spoko, ja po tej pracy czuję, że nadaję się tylko na taśmę lub do sprzątania, byleby z nikim nie rozmawiać… Jęki i wzdychanie też się do swoistych rozmów zalicza, więc sory, no way, nie dla mnie tax free 😉 Ale oczywiście na noce z Tobą zawsze jestem chętna ;D

  9. ~M. pisze:

    Nie mam czasu pisać, więc napiszę tylko, że całkowicie rozumiem Twoją decyzję. W krótkim czasie zaszłaś naprawdę wysoko, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że branża była Ci raczej obca. Ale że zdolna z Ciebie bestyja 😉 to w żaden sposób nie niepokoję się o Twoją przyszłość. Jesteś skazana na sukces! A tak poza tym to powtórzę, choć zdarty to slogan-zdrowie jest najważniejsze…Oprzyj się na ramieniu moim…

    • ~Czerwona pisze:

      Ja sobie to bardzo usilnie powtarzam – skoro nauczyłam się telefonów, to nauczę się wszystkiego ;))) Ale chwilowo chyba zrobię sobie małe wakacje od wszystkiego. Mam w zanadrzu pracę dorywczą, a że w oszczędzaniu też jestem mistrzem… Dam radę. Chociaż czasem, jak się tak zaczynam za dużo zastanawiać, to ogarnia mnie niemałe przerażenie, ale ciii 😉 A Ty ciągle zabiegany… Zdrowie najważniejsze, no właśnie, mi to powtarzasz, a sobie co? Zwolnij trochę… A z ramienia chętnie skorzystam jakby co, na razie na szczęście jednak mam szampański humor :) Pozdrawiam przed środkowotygodniowym weekendem 😉

      • ~M. pisze:

        Nie musisz sobie tak powtarzać tej oczywistej oczywistości 😉 Krótko: dasz sobie radę na pewno! Fajne będziesz miała wakacje, do tego ta praca dorywcza pozwoli Ci na spokojne wracanie do równowagi, bez martwienia się o topniejące oszczędności. Pamiętam jak ja się wspaniale czułem, gdy zrezygnowałem z mojej drugiej pracy i przeszedłem do obecnej. Wprawdzie moje wakacje międzypracowe trwały tylko 3 dni, ale pamiętam ten wspaniały luz, jakby mi ktoś zdjął wielki ciężar z pleców. Odeszłem z ciężkiej pracy, gdzie kwestią czasu było duże obciążenie psychiczne, przy przeciętnych zarobkach. Jednocześnie wiedziałem, że mam już nową pracę. Trafiłem do pracy, gdzie może nie jest zbyt bogato, ale jest spokojnie i idą na rękę przy aplikacji. Tak więc i Tobie życzę najpierw takiego luzu, a potem ciekawej, niestresującej i dobrej we wszystkich aspektach pracy.Pozdrowienia gorące 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Na razie jestem tak zmęczona, że w ogóle nie myślę o szukaniu pracy. I prawdę mówiąc podoba mi się ten mój chwilowy luz, korzystam, póki jest, bo pewnie wkrótce, jak znam swój charakter, zacznę się znowu martwić 😉 Ale jestem tej decyzji tak pewna jak niczego innego. Nie potrafię ciągle żyć wbrew sobie, nie nadaję się do manipulowania ludźmi i do wiecznego konformizmu korporacyjnego. Ble! Oczywiście mam świadomość, że nie ma pracy bezstresowej itd. ale jednak trzeba mieć chociaż cień przyjemności z tego, co się robi. Za młoda jestem na takie zgorzknienie, które mnie dopada codziennie w tej durnej robocie! I jestem z siebie cholernie dumna – że powiedziałam dość. Bosko! :)Pozdrowienia… eee klejące się :/ Co za tropik jakiś i milion komarów wokół…

          • ~M. pisze:

            No widzisz, właśnie o ten luz mi chodziło. A Mistrzostwa oglądasz? Komu kibicujesz? Właśnie zerkam na Koreę/Grecję…Pozdrowienia jak w poście wyżej.

          • ~Czerwona pisze:

            Pewnie, że oglądam! W miarę możliwości oczywiście… Mam nadzieję, że w pracy uda mi się trafić na stronkę z meczami, która będzie działać w dodatku :) A kibicuję oczywiście Hiszpanii, jak zawsze! Ach ten Torres ;D A Ty? :)

          • ~M. pisze:

            Ja dziś obejrzałem wszystkie mecze, choć ten ostatni, niedawno zakończony Anglia-USA to bardziej słuchałem, gdyż nie było obrazu-burze nad Warszawą i u nas zresztą już też-uff, mam nadzieję, że będzie w końcu chłodniej. A co do moich faworytów na MŚ-to sercem kibicuję sąsiadom-Słowacji, fajnie by było, gdyby zaszli dość wysoko. No a kierując się rozumem to kibicuję Hiszpanii lub Anglii, w końcu to najmocniejsze ligi, w LM rządzą. Generalnie niech wygra drużyna z Europy.Jak rozumiem ten stanik zdjęłaś by bić nim komary? ;-DPozdrowienia kibicowskie!

          • Czerwona pisze:

            Nie, stanik zdjęłam, żeby mi się biust nie pocił ;D No i fajnie tak sobie bez niego posiedzieć… Tak jak teraz np. o ;D Ja całym serduchem i członkami wszelakimi za Hiszpanią, a niestety meczu nie obejrzę, bo siedzę wtedy w pracy i tam przy tym necie więcej czasu mi się buforuje (co 5 sekund i przez pół minuty każdorazowo), więc każdy mecz wydaje mi się okropnie krótki :/ Ech, trzeba było rzucić w diabły tę robotę już w maju ;)Pozdrawiam w oczekiwaniu na jutrzejszą Brazylię i Wybrzeże Kości Słoniowej, któremu też zawzięcie kibicuję!

  10. ~anka pisze:

    znam to uczucie ruiny;) mnie wyzwolił Kacper inaczej pewnie jeszcze bym tam tkwila;) brava za odwge!!! raz się zyje a co! buziak

    • ~Czerwona pisze:

      Mnie wyzwoliła wizja wrzodów, nerwicy, depresji i zawału :) Więc chyba ostatni dzwonek był… Najgorsze, że z boku ta praca wcale nie wygląda na złą, dlatego wiele osób tak dziwi moja decyzja. Pewnie wszystko działa na zasadzie „wszędzie dobrze gdzie nas nie ma” – ale nie, nie chcę, muszę wierzyć, że gdzieś mi naprawdę będzie lepiej!

  11. ~anewiz pisze:

    wiem coś na ten temat, sama przez pewien czas pracowałam w miejscu, które sprawiło, że stałam się kłębkiem nerwów i codziennie zastanawiam się po co to ciągnąć aż któregoś dnia podjęłam „męską” decyzję i nie żałuje

    • ~Czerwona pisze:

      To są takie chwile, kiedy człowiek nagle zaczyna rozumieć, że jednak ma swoje granice wytrzymałości i niestety ale wszystkiego nie udźwignie… W każdym razie póki co, może to dziwne, ale mam cholerną satysfakcję, że tę decyzję potrafiłąm podjąć, wbrew wszystkiemu!

  12. ~hanibal pisze:

    Dezercja normalnie… gratuluję, wiej do konkurencji 😛

  13. ~w-i-a-r-a pisze:

    a znajdziesz nam jakąś fajną podyplomówkę? plis :) bo ja znów chce z Tobą studiować :)

    • ~Czerwona pisze:

      Też bym chciała, ale bejbe ja mam pieniążki tylko na życie :) No chyba że znajdę sobie pracę jakimś dziwnym a wielkim cudem zaraz po skończeniu tejże :)

  14. ~Mario pisze:

    I gdzie ja Cie teraz znajdę? :(

    • ~Czerwona pisze:

      Na blogu? :) Kurcze, z facetami tak to jest, ockną się dopiero jak już jest za późno ;P Chociaż niestety do końca lipca jeszcze się tam pomęczę… Z drobnymi przerwami na wykorzystanie urlopu ;D

      • ~Mario pisze:

        > Na blogu? :) Kurcze, z facetami tak to jest, ockną się> dopiero jak już jest za późno ;P Chociaż niestety do końca> lipca jeszcze się tam pomęczę… Z drobnymi przerwami na> wykorzystanie urlopu ;DW takim razie bede codziennie przychodzic zebys mi wlaczyla bluetooth haha xD Ale że co z facetami? Ja cały czas szukam haha 😀 Teraz Poznań-Plaza 😉

        • ~Czerwona pisze:

          A po czym chcesz poznać, że ja to ja? :) Ale za poszukiwania należy Ci się podpowiedź – w Plazie nie znajdziesz :) Chociaż tam również szefo ma swój punkt :) Losie, i teraz będę się musiała uśmiechać do każdego klienta, czy Ty wiesz, co mi robisz, i to w ostatnich tygodniach pracy? ;P

          • ~Mario pisze:

            To w Pestce też nie 😀 W takim razie pozostają, hmmm – Malta ( muszę prześledzić na blogu od kiedy tam pracujesz xD ), SB, Panorama, Kupiec lub King Cross… cholera, za dużo tego cholerstwa ;)Możemy się umówić, że będę mieć jakiś znak rozpoznawczy. Jak Cie rozpoznam? Sercem…. sercem! 😉

          • Czerwona pisze:

            Patrz, a ja myślałam, że faceci to wolą poznawać dziewczyny innym organem ;P Ale dobrze, jak zauważę faceta z laurką w kształcie serca, to będę wiedzieć na pewno, że to Ty ;P Ano dużo, dlatego radziłabym się ograniczyć do, zaraz… 10 miejsc :) Chociaż to i tak jest sporo roboty, zważywszy, że w każdym punkcie pracują minimum dwie osoby… Hm :) No i pytanie zasadnicze – czy wiesz w ogóle, w jakiej sieci szukać ;D Szczerze Ci współczuję w każdym razie, no ale chcesz, to masz :)PS. Ten weekend możesz sobie podarować, mam wolne. Szok, nie? 😉

  15. ~Little Witch pisze:

    W pracy spędzamy tyle czasu, że musi być choć trochę przyjazna, inaczej można się wykończyć! Dobry wybór – w końcu Twój komfort i dobre samopoczucie są najważniejsze! Powodzenia! No i żeby los przyniósł Ci tym razem na tacy coś znacznie ciekawszego!

    • Czerwona pisze:

      To prawda, praca dużo życia pochłania, a jak tu być dobrym dla siebie, gdy się nienawidzi tego, co się robi? Ja już w tej chwili odżywam, wystarcza świadomość, że to naprawdę końcówka. Oby potem było jeszcze lepiej :) Dzięki!

  16. ~malarurka pisze:

    Kurde nawet nie wiesz jak mocno trzymam za Ciebie kciuki. Czasami radykalne ciecie jest jedynym rozwiazaniem. Teraz moja kolej na tekst, ze Twoj post jest jak moimi slowami napisany. Powodzenia i pary w szukaniu czegos odpowiedniego.

    • Czerwona pisze:

      Dzięki, wiedziałam, że kto jak kto, ale Ty mnie wesprzesz na pewno! Obyśmy obie znalazły to, czego szukamy. Bo ja niestety chwilowo szukam w ogóle swojej drogi, powołania… Ale ciągle wierzę, to najważniejsze :)

  17. zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

    Dobrze zrobiłaś, gratuluję :-))) ja mam na swoim koncie jedno takie posunięcie, Anielski za to już dwa, ostatnie właśnie trzy miesiące temu, czyli za dwa tygodnie jest na zielonej trawce … i się cieszy :-))))

    • ~Czerwona pisze:

      Dzięki Ci za ten komentarz, bo już myślałam, że to, co zrobiłam, jest jakimś ewenementem w dzisiejszych czasach… Ja też się cieszę ;D Z każdym dniem coraz bardziej :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *