W związku z pewną rozmową nasunął mi się temat ortografii. Sama błędów zasadniczo nie robię, więc szczerze trudno mi zrozumieć tych, którym się to notorycznie przydarza.
Jakby się tak przyjrzeć, to w internecie chyba większość osób choruje na dysortografię. Niepojęte, zwłaszcza że w rzeczywistości ok. 10% ludzi na nią cierpi. Liczba może spora, ale i tak to nic w porównaniu z tym, co się wyrabia na forach internetowych czy blogach.
Naprawdę nie potrafię pojąć, jak można tak fatalnie pisać. Przecież to jest nasz ojczysty język! Od dziecka się go uczymy, powinniśmy go mieć we krwi jak jedzenie czy oddychanie, jak odruch! Ok, gdy są to jakieś trudne wyrazy, zapożyczone itd. Takie, z którymi na codzień się nie spotykamy. Rozumiem literówki. Rozumiem nieużywanie polskich znaków, ponieważ aż do czasu założenia bloga sama nimi nie operowałam i zmiana tego nawyku była moim ukłonem w kierunku potencjalnych czytelników (która notabene mi samej przynosi korzyść). Ale ewidentne orty w podstawowych słowach? Już nie wspominając o interpunkcji, która u znakomitej większości rodaków znajduje się w powijakach. Czy to naprawdę tak ciężko zapamiętać parę prostych reguł i parę wyjątków od tych reguł? Skoro można się nauczyć czytać, to można i pisać, tak czy nie?
Dodatkowo nurtuje mnie inna kwestia – mianowicie jak to się ma do pisania w obcym języku. Czy to się na nie automatycznie przenosi, czy jedno z drugim nie ma związku? Można kaleczyć polską pisownię, a angielskiej np. już nie? Bo jeśli dys. objawia się zawsze i wszędzie, to chyba pół Polski ma w świecie przechlapane ;P
Ponoć nie da rady tego wyleczyć (chociaż wg LPR nawet homoseksualizm można, ale oni wierzą także w kreacjonizm, więc to raczej nie jest autorytet w tej dziedzinie ;P). Mimo to jednak uważam, że zbyt często tacy ludzie się poddają. No bo jakże łatwo jest pokazać papierek i powiedzieć: nie umiem, to nie będę nawet ćwiczyć, bo i tak nie dam rady. A może jednak dasz? Po dwudziestym, pięćdziesiątym, setnym razie zapamiętasz wreszcie, jak się pisze jedno słowo? Nie warto? Powiecie: co ty tam wiesz. Ja nic. Ale znam kogoś, kto robił duże błędy. Mama z nim codziennie siadała i dyktowała. I wiecie co? Nauczył się. Nie do perfekcji, ale robił błędy średnio raz na miesiąc codziennych rozmów. To naprawdę mało, porównując ze średnią krajową, która potrafi zrobic orta nawet we własnym adresie, że o standardzie typu „muj menżczyzna” nie wspomnę. Ohyda. Jak czytam takie rzeczy, to w pierwszej chwili nawet nie wiem, co to za słowo. Dopiero po przeczytaniu na głos. Istna udręka dla kogoś przyzwyczajonego do poprawnego pisania. Błagam więc, jak już musicie coś spłodzić, a wiecie, że nie robicie tego dobrze, to korzystajcie ze słownika w Wordzie! Chociaż na tyle chyba Was stać??
Po cichu sobie marzę, że może zacznie się szanować ortografię, gdy wprowadzą coś takiego jak na jednym forum – tam podobno wypowiedzi z rażącymi błędami będą usuwane przez administratorów i moderatorów. Idea w pełni słuszna, a co!