Niemcy.
Kraj, w którym naprawdę jest sterylnie. Kupy psa na środku drogi nie uświadczysz – właściciel sprzątnie łopatką tudzież skopie nogą do kratki kanalizacyjnej, hi hi 😉 Zresztą w miejscu, w którym mieszkałam, czyli dość skromnym jeśli chodzi o typowe turystyczne atrakcje, na stan dróg przekłada się na pewno zagęszczenie ludności na ulicach. Mianowicie – zerowe. Ulice czyste również od stworzenia wszelakiego, nawet nie można rzec, że psy dupami szczekają, bo ich tam zwyczajnie nie widać ani nie słychać (no chyba że psy Nivejusa :)) Wszyscy jadą do oddalonego o kilkanaście km Karlsruhe, czyli już takiej, można rzec, połowy Poznania. Ale, ale! – bo się Nive na mnie obrazi zaraz 😉 – to wcale nie jest wiocha żadna, tylko miasteczko, jakich wiele u podnóży Schwarzwaldu – niezwykle urokliwe i kompletnie inne niż nasze. Śliczne, kolorowe domy, częstokroć z murem pruskim, wąskie uliczki, na jakich minąć samochód jadący z naprzeciwka graniczy z cudem, no i do tego owo wyludnienie, które mnie osobiście bardzo relaksowało, chociaż gdyby mnie tam wpuścić samą i miałabym kogoś o drogę zapytać… Chyba bym musiała po ludziach dzwonić ;D
Rathaus
Niemcy. Kraj, w którym kocha się żelki tak bardzo, że dedykuje się im cały sklep. W Gummi-Bären Land można znaleźć żelki tak ogromne, iż nie wiadomo, jak ugryźć, trzeba by chyba mieć koparkę zamiast szczęki albo nożem odcinać kawałki.
Niemcy. Kraj, w którym kochają też rowery! I mają genialny system wypożyczania. Bierze się rower, który stoi gdzieś na środku ulicy (oczywiście ten oznakowany i przystosowany do wypożyczania), wysyła sms na podany numer, określa czas, w jakim chce się rower wykorzystywać, a centrala zdalnie go odblokowuje. I się używa, a jak się czas skończy i blokada wróci, to albo się znowu śle sms, albo pojazd zwyczajnie zostawia gdzie popadnie. Ktoś w końcu zawsze będzie potrzebować, nawet jeśli się trafi na okolice śmietnika czy szaletu miejskiego
Niemcy. Kraj, który nie wyłamuje się z konwencji i, jak wszystkie inne, urozmaica mi pobyt nietypową aurą – czyli w drugi dzień zsyła wichurę Xynthię, wraz z informacjami o jej morderczym żniwie. Spoko, że wiedząc o ofiarach, i tak poszłyśmy przez las do winnicy. Widok, owszem, rozciągał się cudny (zwłaszcza że ciemniał z każdym metrem zbliżającej się ołowianej chmury), jednak z przeproszeniem piździało tak, że zwiewało mi aparat i się zdjęcia rozmazywały, a przez las spierdalałyśmy z kostuchą na ramieniu, bo drzewa przyginało niemal do kąta prostego. Ale luzik, ciepełka też tam uświadczyłam, deszczu i słońca również (nawet jednocześnie, a co), zaś śnieżyca dopadła nas przy okazji powrotu na łono ojczyzny. I tak, biję się w pierś – kupiłam sobie od razu po przyjeździe lekki, cienki płaszczyk. Wiem, trzeba było go kupić dopiero na końcu albo najlepiej wcale, wtedy by może była szansa na nudną wiosenną pogodę…
Oj, Ty nie masz pojęcia jak ja Ci zazdroszczę tej wyprawy do Dojczlandu :).
To nie zazdrość, tylko jedź, daleko nie jest
Znów mnie format okrutnie potraktował i zapomniałam o ochronie zakładek. I znów Cię szukam po sieci i znaleźć nie mogę. Poślij mi adresik mailem, a wdzięczność moja nie będzie znała granic :)))
Mam nadzieję, że wdzięczność owa będzie dla tego, kto tego maila wyśle, nie tylko dla Nabu? 😉
Po raz drugi ślę pokłony :))) Pacnęłam w link do Nabu (ten z boku), ale mi gada, że adres nie teges i się nie otwiera. Zatem musiałam uderzyć w komentarze ;)))
Aaaa przeczytałam „zelki” i już ciężko było mi się dalej skupić. Uwielbiam żelki. Ja chcę tam pojechać tylko po te żelki!
Daleko to? :)))
TO akurat daleko 😉 ale z pewnością mają żelki i bliżej, a nawet jeśli nie są to stricte żelkowe sklepy, to zapewne i tak te żelki u nich są lepsze
Ja sobie kupiłam o smaku owoców leśnych, no bajka! :)))
Dla mnie każde żelki to bajka hihi ;))
Dla mnie niby też, ale Haribo np. nie lubię, twarde to jakieś takie… W Poznaniu chyba najlepsze są z… Biedronki 😉
Z Biedronki nie są złe,, też dość cześto kupuję:) Ale ja jednak chyba wolę inne
Zresztą żelki to ja niemal każde zjem. Tylko w Hiszpanii są niedobre
Następnym razem żelki dla każdego z czytelników 😉 Ja niestety Niemcy poznałem tylko z perspektywy dużych miast, ale widzę, że małe miasteczka mają faktycznie urokliwe
Co do ‚ sterylności ‚ to też to zauważyłem. Miły kontrast dla polskiego śmietnika 
Miasteczka urokliwe, tylko pytanie, na jak długo 😉 Wiesz, my, miastowe stwory, chyba ciężko byśmy się przestawiali na permanentną ciszę ;)Co do syfu, powiem tak, u nas ogólnie najgorzej też nie jest, w Anglii np. było dużo brudniej, jednak za brak kup to bym ozłociła, bo już mnie szlag trafia, że nie można się zwyczajnie przejść parkiem po trawie, nie wspominając o klapnięciu na niej, a nawet jak się idzie ścieżką, to i tak miny się wdzięczą tu i ówdzie… Uuuuch, udusiłabym właścicieli psów! A żelkami służę, albowiem chwilowo tak się obżarłam, że patrzeć na nie nie mogę 😉
Oj to prawda, powiem Ci, że jak czasem jadę na ‚ moją ‚ wieś, gdzie jest absolutnie przepięknie i magicznie, to jednak po dwóch-trzech dniach brakuje mi tego zgiełku i pośpiechu 😛 Człowiek jest jednaj nienormalny. Wszystko jeszcze zależy od miasta. Poznań czy Kraków są dość czyste, ale już np Warszawa, czy wspomniana niedawno Piła – brud i jedno wielkie zaniedbanie. No, ale co tam będziemy dyskutować, nie mamy na to większego wpływu przecie ;)Żelkiem chętnie się poczęstuję 😛
Jak to mówią – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma
Ja jako biolog to fokle już całkiem jestem rozdarta, bo niby dusza by chciała mieć codziennie namacalnie tę trawkę (znaczy się taką do podduszania stopami, nie że do zwęglania w drogach oddechowych), te drzewka i codziennie śniadanko w ogródku, za to ciało pragnie usypiającego poszumu windy i wyjącej sąsiadki z dołu… ;P Nie no, mogłabym mieszkać na wsi, ale wtedy bym musiała mieć chyba jakiegoś osobistego szofera
No i koniecznie sad. Bez sadu to nie ma co zaczynać ;)Hm, mi się aktualnie wydaje wszystko bardzo brudne, niezależnie od miejsca… Tzn. ok, wydawało mi się parę godzin temu. Teraz znów jest przerażająco jednolicie biało 😉 Chyba jutro pójdę do sklepu po wełnianą czapę, to może się ta zima jednak odczepi…Proszę uprzejmie, możesz nawet się podelektować dłużej, mam paczkę 500g, starczy żelków dla każdego. I są prawie tak smakowite jak ja ;P(Sory – i to taki globalny komunikat jest – ale za ewentualne własne aluzje do ukierunkowanej aktywności fizycznej w ciągu najbliższych dni nie odpowiadam ;P)
Nudną wiosnę? No jak tak możesz mówić, czyżby Cię ona znudziła? Ale jak, przecież jej jeszcze nie ma :DD Kurcze, zaraziłaś mnie… bo ubrałam wczoraj kurteczkę jesienną do szkoły, mówię sobie, że po co płaszcza, jadę z kumplem samochodem, to długo na dworze nie będę… taaa jasne, śnieżyca, że ho ho ho jak wysiadłam z auta :/A mi się u Niemca bardzo podobało to, że zbliżając się do pasów, samochody się zatrzymywały… nikt mnie nie rozjechał, tutaj co prawda też nie, ale większe prawdopodobieństwo. No i tak czystość…
To prawda, oni tam w ogóle jeżdżą raczej zgodnie z przepisami… Jakieś w ogóle to wszystko bardziej zorganizowane. U nas zatrzymują się z zupełnie innego powodu – np. faceci przed laskami, i odwrotnie ;D A nudna wiosna była raczej ironią, szczerze chętnie bym się ponudziła w słoneczku 😉 Więc chyba następny mój zakup to będzie sweter do kolan…
No przecież wiem, że to ironia
Tak sobie chciałam jaja porobić tylko ;)) A po grubaśny sweter to już nawet teraz możesz pędzić hihihi
Ale wiesz co, właśnie się przestałam poczuwać do winy – w końcu to wszystko przez głupie sklepy! Które wystawiają już bez mała letnie ciuszki! To one te fatum uwalniają! O! 😉
O losie! Na to nie wpadłam, biję się w pierś
Ale co racja, to racja. Ludzie tu w zimówkach chadzają, a oni letnim obuwiem i łaszkami kuszą! Przecież w tych lepszejszych sklepach kolekcje wiosenno-letnie pojawiaja się już w lutym czy na początku marca, o rany!
Chociaż w sumie to dobrze, bo i przeceny są wcześniej, i zawsze jeszcze można w danym sezonie to, co się kupiło, przetestować… (Niech mi tylko ktoś przypomni, co ja ostatnio kupiłam na przecenie… Oprócz dżinsów za 9euro, ale to był cud nad cuda, zazwyczaj na przecenach zostaje wszystko to, co na mnie idealnie nie pasuje…)
Żelkom sklepy dedykują…? Jezu…;) Czyli coś jakby tak- miasto wymarłe;) Ale ponieważ język (w sensie wymowy) mają okropny, to w sumie dobrze że ich na ulicach nie slychać za dużo. A z tą pogodą, nie wiem, co Ty w sobie za siły kumulujesz, ale to jest naprawdę podejrzane;)
Nie no, język nie jest taki zły, chociaż raczej nie można go nazwać erotycznym 😉 Ale jak tak sobie słuchałam, jak oni mówią, to mi całkiem zaczynało pasować. Zwłaszcza słówko „scheise” ;DNo cóż, do pogody już się zaczynam przyzwyczajać, tak samo jak do zidiocenia przestrzennego… Człowiek się do wszystkiego przyzwyczai 😉
To prawda, niemal do wszystkiego. Taaa, nie ma to jak anomalie;) Wiosna idzie i nikt mi nie mówi, że jest inaczej, nic innego do wiadomości nie przyjmuję;)
Podobno pod koniec tygodnia ma być do 15 stopni, więc może jednak wiara czyni cuda ;D
No co Ty, w cuda wierzysz? 😉 To nie wiara, to wyż co najwyżej ;D
Oj, kryzysy to niefajna rzecz, ale tak to już jest, że są i mijają. Poukładaj się, my poczekamy. Trzymaj się! Ciepłe, słoneczne pozdrowionka przesyłam:)
Hm, no może nie do końca poukładana, ale wracam, bo ile można 😉 Dzięki!
Co ja bym dała za mieszkanie w takim domu, na takim spokojnym półpoznaniu w kraju gdzie są całe sklepy żelków… raj normalnie 😛
Ale sama jednak byś pół Poznania chciała zająć? Aż tak się rozrosłaś? ;D Zresztą pewnie by Cię ten niemiecki półPoznań wkurzał, bo pamiętaj, tam sklepy są nieczynne w niedziele
ło matko jedyna moja najmilsza ale że wszystkie ? kurde jak Oni tam żyją w takich spartańskich niemal warunkach 😉 ?
Deutschland, Deutschland uber alles! :D:P
Gdzie tam uber, pogoda np. niczym się nie wyróżniła, jak zawsze była nieprzewidywalna ;P PS. Wrryyy, jakiż masz giętki język… ;P
Lepiej niż u nas :PChciałabyś wiedzieć co jeszcze potrafi 😛
No nie wiem, wczoraj mieliśmy zamieć śnieżną…
Jestem w stanie to sobie wyobrazić, jak sądzę. Kto wie, czy nie lepiej niż Ty sam ;P
Zawieje i zamiecie :)No cóż, lepiej niż ja sobie tego nie wyobrazisz, nie to, że Cię nie doceniam 😛
Ale z tymi rowerami to mnie zaskoczyłaś. Fajnie to musi być, czas Ci się kończu i zostawiasz gdzie jesteś, pełna swobowa. 😀 Ale u nas to by nie przeszło, pokradli by je wszystkie w miesiąc albo i jeszcze szybciej. Z pewnością znaleźliby na to sposób. 😉
Też mi się tak wydaje, chociażby na złom albo na części by ukradli ;D Widać Polacy mają większy dryg do robienia pieniędzy 😉
Bo po co sobie jeździć rowerem jak można na nim zarobić? 😀
Piękna chałupka :))) Nie lubię Niemców, nie nie lubię, ale doceniam, że mają dużo naprawdę pięknych miejsc.
A ja jakoś ambiwalentne uczucia do Niemców żywię… Jednoznacznie wiem tylko, że nie cierpię Rammsteina ;D
Ja nie cierpię ich teledysków – są takie zwierzęco wulgarne w seksualnym sensie – ale muzykę lubię :)))
o jeju ja chce do tych żelek!!! takiego wielkiego zela to bym nawet do lozka zabrala i przezuwala obryzala slodkości mniaammm…
Hahha, teraz to kochana byś się musiała z Kacprem podzielić pewnie ;D
Kocham porządek na ulicach, kocham żelki, czy powinnam się przeprowadzić do Niemiec w takim układzie? ;-)))
Żelki zawsze można sprowadzić
A porządek zrobić ;D
o kurcze! ale mi zrobiłaś ochotę na taką żelkę ! najlepiej obsypaną kwaskiem owocowym, mniam
Jeśli nie masz w zasięgu ręki, to wybacz, a jeśli masz – smacznego
ja tam germanowa nie lubilam. mieszkalam tam 3 miechy i to wyludnienie niemal doprowadzilo mnie do depresji. wybralam ucieczke w ciemno do przeludnionego Londynu;P xxx
Hej! Zerkam do Ciebie, nie pisałem, bo nie bardzo mam natchnienie. Widzę, że po powrocie z urlopu zaczęłaś poremontowo i porządkowo-i w mieszkaniu i w głowie… U mnie tak sobie, trochę się pochorowałem, staram się uczyć do egzaminu, który już w najbliższy piątek. Wyjątkowo mi opornie idzie-materiału masa, ale nauka wręcz boli-syndrom III roku… Pozdrawiam ciepło, nie zapominaj o blogu i o mnie! Buziale wiosenne for you! :-*
Mam nadzieję, że już po wszystkim – i chorobie, i egzaminie? Mi się nawarstwiło dużo nieprzyjemnych rzeczy, które pobudziły mnie do rozmyślań i raczej smętnych wniosków. Trochę mnie podłamało, ale kryzys czasem też jest potrzebny. W końcu ile można być silnym i udawać, że nic się nie dzieje? W każdym razie powoli się uspokajam. Powoli też określam swoje granice, szukam swojej drogi. Bardzo to ciężko wszystko idzie…Chciałabym… Nawet nie wiem, co bym chciała. Muszę się chyba tego od nowa nauczyć…Pozdrawiam refleksyjnie.
Brzmi całkiem zachęcająco, pomijając rewelacje pogodowe 😉
Rewelacje nie były takie złe, zresztą musiały być. Przecież to ja tam jechałam 😉
Coś te kryzysy ostatnio wszędzie są, jak nie u mnie, to u innych blogowych koleżanek, jakaś plaga czy co? Buziaki posyłam i wracaj, bo z kim ja mam tu pić wirtualnie, jak nie z Tobą? :)**
A niby to jesień nastraja do refleksji 😉 Za to wiosna do zmian, może kryzys właśnie symbolizuje zmiany? Od czegoś wszak trzeba zacząć ;D Ale pamiętaj – pić to ja mogę, w kryzysie nawet bardzo ;D