Harmonia

Niby wiadomo, że nieszczęścia chodzą stadami. Szczęścia również. Więc gdy dobra passa trwa w najlepsze, teoretycznie powinnam spodziewać się wkrótce najgorszego. Bzdura. Każdy jest mądry dopiero po fakcie, ponieważ zwykle wszystko się przeplata, coś idzie dobrze, a coś źle, przez co trudno zbilansować, jak będzie za chwilę – kompletna katastrofa czy efektowny sukces. Zaś gdy już przyjdzie jedno z nich – nigdy się nie domyślę, co jeszcze może mi przyszykować przyszłość. Nigdy też nie znam dnia, w którym fortuna się odwróci, na korzyść lub nie. Pozostaje jedynie wierzyć, że to, co się przypałęta, będzie sprawiedliwe. Czy jest? Może. Natura zawsze coś zabiera, by inne oddać. Właśnie – „inne”. IN-NE. W związku z czym łatwo przeoczyć, że coś się w zamian dostało. Może to taki sposób natury na otwarcie umysłu? – ponieważ tylko ode mnie właśnie zależy, czy zauważę w ogóle ten zwrot. Oraz co z tym zwróconym zrobię – czy zakwalifikuję do należnego mi zadośćuczynienia i przyjmę buńczucznie, bez głębszego zastanowienia, czy wzruszę ramionami, mówiąc „teraz to sobie wsadź”, czy uznam za strzałkę z napisem „tędy w kierunku lepszego”.

I tak ciągle, wciąż i wciąż uczę się siebie od nowa, gdyż nawet jeśli wykorzystam doświadczenie, jeśli uprę się iść pod prąd, jeśli uwierzę, że życie jest w moich rękach, nikt mi nie zagwarantuje, że nie stanie się potem coś nieporównywalnie trudniejszego, rozwalającego całą misterną tkaninę, którą tyle lat wyplatałam z niepowodzeń i prób podnoszenia się z nich. Przeciwnie – mimo dobrych chęci i większej wiedzy o świecie przytrafiać się będą coraz paskudniejsze rzeczy – zapewne proporcjonalne do odporności, którą z czasem nabywam. Szczepionka z sukcesywnie większymi dawkami.
Jednak w takim razie i szczęście powinno być zwielokrotniane…

Może i jest. A raczej bywa. Tylko po prostu trudniej mi się z nim oswoić; zaś gdy już drżącą z emocji ręką wskazuję mu wejście – ono, zmęczone długotrwałym przedzieraniem się przez barierki, po prostu usypia… Lub, co gorsze, rzuca się w przepaść.
Ale przecież byłam szczęśliwa, do cholery! I doceniałam…!

Czy naprawdę wszystko jest w mojej głowie?

Przypuszczam, że widnieje w tym całym życiu jakaś równowaga, harmonia. Między tym, co sama mogę, a tym, co sprowadza Los. Między czynem a jego konsekwencją. Między przypadkiem a przeznaczeniem.
Między dobrem a złem.
Pytanie tylko, czy kiedykolwiek się dowiem – i zrozumiem – na jakiej zasadzie ta harmonia, u licha, działa.

I czy na pewno chcę to rozumieć i wiedzieć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

34 odpowiedzi na „Harmonia

  1. ~M-a pisze:

    zajmuję sobie miejsce jak za starych dobrych czasów 😉

    • ~M-a pisze:

      a ja myślę, że tej harmonii nie da się ot tak przewidzieć. i właśnie o to chodzi, aby dostrzegać, odczuwać, iść za tropem i w końcu próbować ją osiągnąć. i duży udział w tym ma zwykły fart, szczęśliwy traf. mnie raczej zastanawia, dlaczego jedni mają właśnie ów fart, a inni nie? nie ta kolejka, czy co? a moze po prostu trzeba wierzyć…

      • ~Czerwona pisze:

        Nie wiem, czy inni mają większego farta… Trudno porównać czyjeś życie z własnym, a najtrudniej je porównywać, gdy akurat nam się wiedzie źle, a im dobrze 😉 Ale jedno jest pewne – każdy ma swojego mola, co go gryzie. Każdy. Tylko kaliber różny 😉 No i czasem się to tak spiętrza paskudnie, jak mnie w tej chwili…

  2. ~M. pisze:

    Tak, tak. Już dawno sobie to uświadomiłem, że KAŻDY ma jakiś problem, mniejszy lub większy, ale ma. Są to często problemy niewspółmierne, zupełnie innej kategorii, ale dla danej osoby są one w tym momencie najważniejsze i tkwią i bolą jak cierń. Przykłady mogę wymieniać bez końca, ale nie będę Cię dołował, bo sam już wszystkiego po dzisiejszym dniu i pracy mam dość! Ciężkie i niestety często niemożliwe jest znalezienie naftaliny na te mole…Pozdrawiam przytłoczony…

    • ~Czerwona pisze:

      Właściwie pozostaje mi powiedzieć: „i wszystko w tym temacie” 😉 Ale mam jedno spostrzeżenie – tak jak napisałam w poście, z biegiem lat przytrafiają się coraz trudniejsze próby losu. I na początku tego roku odczuwam coraz mocniejszą siłę tego stwierdzenia, jakbym wyprorokowała, psiakrew… :/Pozdrawiam złowieszczo 😉

      • ~M. pisze:

        No po prostu słabi mnie to. Na podstawie Twojego wpisu, odpowiedzi, a zwłaszcza odpowiedzi do innych, widzę,że i za Tobą wlecze się jakaś sprawa z przeszłości. Ta moja, o której Ci tak wspominam od lipca 2009, ciągle nierozwiązana. Nie miałem z nią praktycznie nic wspólnego, aale zapomnieć o niej nie sposób… Uff, oby nam się wszystko szczęśliwie i spokojnie skończyło!Pozdrawiam solidarnie!

        • ~Czerwona pisze:

          Tak… co gorsze, zewsząd dochodzą mnie też skargi bliskich mi osób, którym też się nagle pozwalały rozmaite nieszczęścia. Nie wiem, zły układ gwiazd czy coś…Tak, też się za mną ciągnie długo, niestety (a może w sumie na szczęście) dowiedziałam się o tym niedawno, no i teraz… Ale już się wzięłam w garść. I jak zwykle paradoksalnie pomogła osoba, której normalnie bym nie poprosiła o nic… Trzymam kciuki i za Ciebie, niezmiennie, chociaż naprawdę w tej sytuacji nie wiem, czy zdołają pomóc, na te wszystkie smutki wokół… Pozdrawiam z łyżką goryczy…

  3. ~misolka pisze:

    Chyba nikt nie jest w stanie zrozumieć życia i nie jest w stanie przewidzieć następnego jego ruchu. Wiele rzeczy w naszym życiu dzieje się zbyt spontanicznie by móc to przewidzieć, dogonić czy przechytrzyć. Z drugiej strony po co ciągle się zastanawiać nad jutrem. Tak samo jak nie powinno się wracać do tego co było i nie wróci tak samo nie ma sensu się za dużo zastanawiać nad tym co będzie. Bo to sprawia, że teraźniejszość przepływa nam niepostrzeżenie przez palce.

    • ~Czerwona pisze:

      Ale z drugiej strony trzeba jednak czasem pomyśleć o konsekwencjach, być odpowiedzialnym… Mówię tu oczywiście o sprawach dużego kalibru – a takie mi się ostatnio przydarzają, niestety. Cóż, za błędy się płaci…

  4. ~Mela pisze:

    Lepiej (w sensie łatwiej) się chyba nie zastanawiać, nie myśleć, nie pytać, nie chcieć, nie wiedzieć, nie…. Tylko że tak się nie da;) A jednej odpowiedzi nie ma, albo w ogóle odpowiedzi nie ma. Może po prostu iść swoją drogą, biorąc życie takie jakim jest i wychodząc z założenia, że co ma być to będzie… I tak zawsze wszystko się pokomplikuje, więc..

    • ~Czerwona pisze:

      Gorzej, gdy jedna głupia decyzja z zamierzchłych czasów zaważa na teraźniejszości, o przyszłości nie wspominając. Wtedy nijak się nie ochroni od nadprogramowego myślenia 😉 No ale trudno, błędy trzeba pospłacać, żeby wyjść na prostą…

  5. ~hanibal pisze:

    Gdybyśmy z góry wiedzieli co nastąpi, to życie byłoby łatwiej znieść, ale też stałoby się nudne.:) Nie wiem czy jest harmonia, czy to wszystko jest fair wobec nas. W przeznaczenie nie wierzę, sami kreujemy własny los. Choć zdarzają się rzeczy poza nasza kontrolą, wtedy trzeba po prostu to zaakceptować.

    • ~Czerwona pisze:

      Ja też nie wierzę w przeznaczenie, tylko w konsekwencje naszych (i nie naszych. A może nie „i”, a „przede wszystkim”) czynów. Nie, nie chodzi mi o to, żeby poznać przyszłość, bo to istotnie nie miałoby sensu. Chodzi mi o to, żebym wiedziała, że wszystkie koszmary, które się przytrafiają, zostaną mi jakoś wynagrodzone… Chociaż chyba życie na tym polega – żebyśmy nigdy nie mogli być tego pewni, ponieważ wtedy popełnialibyśmy błędów na umór 😉

      • ~hanibal pisze:

        To co robimy i czego nie robimy, ma wpływ na to co nas spotyka. Gdybysmy byli pewni, że zostanie nam potem to jakoś wynagrodzone, to czy robilibysmy to tak jak teraz? Teraz przyjmujemy to na wiaręm ale pewności nie ma.

        • ~Czerwona pisze:

          Pozostaje tylko ciągle pytanie – czemu inni mają lepiej/gorzej? Jak natura selekcjonuje, że ktoś się do jakiegoś cierpienia bardziej „nadaje”? Ku.rwa no już sama nie wiem. Szkoda że problemy nie kończą się wraz z końcem pmsu ;P

  6. ~Nabu pisze:

    Jest 7:30 i to zdecydowanie zbyt wcześnie jak na takie filozofie ;). Przyjdę później, to coś wydumam sensownego.

  7. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    Nawet nie masz pojęcia jak ja Cię rozumiem, jak cholernie Cię rozumiem, czytałam i normalnie każde słowo mogłam dopasować do mojej sytuacji, do tego co się dzieje teraz w moim zyciu… najgorsze jest to, ze my przyzwyczajeni do tego , że jest dobrze z panika, strachem i najgorszymi emocjami przyjmujemy do siebie to coś gorsze co ma miejsce…

    • ~Czerwona pisze:

      Widzę, że już całkowicie wszystkim wokół się ud.upia, a myślałam, że kto jak kto, ale Ty jesteś jednak filarem pozytywu 😉 Najgorsze, że wszystko się zwala naraz i człowiek nie wie, w którą stronę się obrócić, żeby chociaż skądś zaczerpnąć świeżego powietrza… Ale wierzę, że początki są zawsze trudne, rok temu mi się też zaczynało do bani, a potem było całkiem nieźle. A potem znów coraz gorzej ;D Kur.wa, Ciemna, chyba się starzejemy…

      • ~ciemna pisze:

        Najgorzej jak się wali niespodziewanie, niby dopuszczasz takie możliwości do siebie, ale odganiasz je, odkładasz na później. Jednego dnia jesteś radosna, szczęśliwa, wszystko się układa a następnego dnia nie wiesz jak sobie dasz radę z zaistniałą sytuacją, może to jakiś ”urok” tego nowego roku, ze musi najpierw nas przypilić a potem z czasem odpuszcza…?Kurde ja myślałam, że mi jeszcze beztroski trochę zostało ale trza o powiedzieć Kochana, myśmy się jednak postrzały już … ;P

        • ~Czerwona pisze:

          A jak już się raz zawali, to leci lawiną, prawda? Mi się zawaliło w październiku wprawdzie, więc teraz już nawet nie powinnam się dziwić, a jednak pewnych rzeczy się nie przewidzi, choćby się miało nie wiem jaką wyobraźnię… Kur*wa je*bana mać, że tak powiem :)

  8. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    Nawet nie masz pojęcia jak ja Cię rozumiem, jak cholernie Cię rozumiem, czytałam i normalnie każde słowo mogłam dopasować do mojej sytuacji, do tego co się dzieje teraz w moim zyciu… najgorsze jest to, ze my przyzwyczajeni do tego , że jest dobrze z panika, strachem i najgorszymi emocjami przyjmujemy do siebie to coś gorsze co ma miejsce…

  9. nifka pisze:

    Oj, doskonale to wszystko rozumiem. :) Ale też myślę sobie, że nie dobrze jest tak nad wszystkim panować, coś jednak musi nas zaskakiwać od czasu do czasu, byśmy wiedzieli, że żyjemy naprawdę i byśmy mogli w pełni to odczuwać. Nawet jeśli czasem coś nas powali na kolana, że się tak wyrażę, i nawet jeśli odbierze nam głos. Potem przychodzi taki czas, że się pozbieramy i myślimy, że coś nas to nauczyło, nazywamy do doświadczeniem i jesteśmy przekonani, że następnym razem nie damy się tak już zaskoczyć. I, oczywiście, mamy rację. Do następnego razu. 😉 Takie życie.

    • ~Czerwona pisze:

      Dokładnie, zwykle dzieje się tak, gdy albo poczujemy się bardzo silni i pewni, albo wręcz przeciwnie – coś nas skopie totalnie, a potem zdarza się coś, co nam dodatkowo przygotuje elegancki dół i w serwisie jeszcze grabarza… Najgorsze, że człowiekowi nawet przez myśl nie przejdzie często, jakiego rodzaju rzeczy mogą nam się przytrafić. Żyjemy sobie spokojnie, mamy problemy dość standardowe, a tu nagle bum, surprise. Ech…

      • nifka pisze:

        Taki suprise to standard chyba. Tylko za każdym razem przychodzi w innym przebraniu i zachodzi nas od tyłu, znienacka. Być może jest tak, że jak jesteśmy zbyt pewni. Może nie powinniśmy być tak naprawdę niczego pewnymi. Może to o to chodzi właśnie.

        • ~Czerwona pisze:

          Ale też czy można żyć w wiecznej niepewności, strachu, że coś zaraz stracimy tak czy owak? Z jednej strony trzeba być nieufnym, a z drugiej wierzyć i być dobrej myśli. Schizofrenii można dostać 😉

          • nifka pisze:

            A myślisz, że ci co wierzą i mają nadzieję są tak pewni wszystkiego? Oni tylko mają nadzieję. Ale to dobre jest. To takie wypośrodkowanie jednego i drugiego chyba. Ja to tak odbieram przynajmniej. 😉

          • ~Czerwona pisze:

            W sumie tak, bo nadzieja ma jednak jakiś wentyl bezpieczeństwa, rezerwę sił na wypadek gdyby jednak nie wyszło… Czyli że co, że nadzieja jest najmądrzejszym wyjściem? Hm, chyba jednak najmądrzejszym wyjściem jest szukanie rozwiązania. I nadzieja, że rozwiązanie będzie owocne 😉

          • nifka pisze:

            To jest chyba najlepsze wyjście. Ale i tak nie chroni przed niespodziankami, może jedynie złagodzić konsekwencje. A i to zależy od każdego z nas osobna. :)

          • ~Czerwona pisze:

            I od sytuacji też… Bo łatwiej znieść ciosy od losu, gdy jest ktoś, kto pomoże, gdy się nie jest samemu… No ale trudno, jest się samemu i trzeba sobie radzić, trzeba się wziąć w garść. Tak. (i tu wybucham szyderczym śmiechem ;))

          • nifka pisze:

            To ja się teraz zaśmieję razem z Tobą. ;))

  10. ~margolka pisze:

    Ja myśle, że chyba lepiej tego nie rozkminiać :))) Może gdybyśmy wiedzieli co i jak, to by było trudniej?Albo wyobraź sobie jakbyśmy tak byli uprzedzani przed każdym szczęśliwym wydarzeniem lub każdym nieszczęściem. Zwłaszcza jesli chodzi o to drugie – polowa ludzi psychicznie by tego nie wytrzymała…

    • ~Czerwona pisze:

      I to jest to dobre w tym niedobrym, czasem im mniej się wie (albo im krócej) tym lepiej 😉 Ale… ja tylko chcę wiedzieć po prostu… no za jakie grzechy no 😉

  11. ~Little Witch pisze:

    Ja już nie próbuję. Boję się, że mi za bardzo na minus ten bilans wyjdzie, a wolę naiwnie wierzyć, że jednak jest trochę na plus 😛 w sumie takie podejście pomaga!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *