Stołeczne dzieło popisowe

Dowiedziałam się, że coś, co zwało się (zdecydowanie nazbyt dumnie) Terminalem Etiuda na Okęciu, zostało zamknięte. Po prawdzie zostało to-to zamknięte już w marcu, ale kto by się tym przejmował, do mnie wieść dotarła teraz i teraz mnie rozradowała, ponieważ inaczej już w lutym nastąpiłoby podejście numer trzy na tym paskudztwie. Tym niemniej jednako wieść o wyburzeniu go mnie również zasmuciła, albowiem… no mam sentyment do cholerstwa, no!

Nigdy nie zapomnę, jak, pragnąc się tam dostać, wsiadłam do autobusu, kupiłam bilet, po czym go nie skasowałam, bo… nie mogłam znaleźć kasownika ;D Który notabene wisiał tuż za mną. Teraz mi się to wydaje niemożliwe, lecz wtedy żyłam w takim stresie, że pomyślałam „a chuj, najwyżej mnie złapią, i co z tego, skoro to będzie mandat warszawski”. Ale w drodze powrotnej już skasowałam, ten sam oczywista :)

Kiedy już tam dotarłam, wytrzaskałam się z tego busa z dziką sapaniną i chwilę potem uległam magii rzeczonej Etiudy, zwłaszcza gdy… zobaczyłam drzwi. Drzwi nierozsuwane. Drzwi zamykające się samoczynnie za każdym człowiekiem z bagażem, a już najchętniej na bagażu, w trakcie ciągnięcia go do środka. Mnie zamknęły się na ręce, zaś gdy szarpnięciem je otworzyłam, zatrzymały się zaraz na moim zadku, druga ręka natomiast i bagaż ugrzęzły na zewnątrz, dopóki nie wykonałam skomplikowanej figury, polegającej na odepchnięciu własnej dłoni z walizką (trudne, lecz do zrobienia), zsynchronizowanym odepchnięciu również przedmiotu udręki i gwałtownym poderwaniu z kopyta wszystkich członków, tak, żeby drzwi zatrzymały się za nimi; a raczej na rękach kolejnego potencjalnego zdobywcy chmur.

Gdy wleciałam do środka, nim zdążyłam odetchnąć, ktoś łokciem wybił mi do końca powietrze z płuc. Do tej pory nie mogę się nadziwić, jak w takim bezdusznym stanie znalazłam wolne krzesełko. I mimo że chciało mi się sikać, siedziałam twardo 2h, żeby mi nikt nie zajął, albowiem gdyby zajął, to już na amen. Zresztą nie mam pojęcia, gdzie ten kibel w ogóle był. O ile był ;D Jego brak by mnie doprawdy wcale nie zdziwił, ponieważ tam nie znajdowało się dosłownie nic poza ludźmi. Jeden wielki człowiek sporządzony z przytłaczającej ilości małych człowieków. Słowo daję, gdy odprawiali kilka lotów, to nikt w oszołomieniu pojęcia nie miał, w jakiej stoi kolejce i czy poleci w sumie we właściwe miejsce. Ja sama wstałam ze świętego krzesełka tylko dlatego, że się zbliżała jakaś taka w miarę godzina, a nie, że gdzieś się pokazało, kogo odprawiają. A gdy już po 8 milionach lat zważyli mi torbę, to nie, ależ skąd, nie zamierzali mi jej wcale zabrać. Nie. Tam się ją wiozło dalej, do odprawy osobistej, wąskim korytarzykiem, chyba żeby jeszcze bardziej skotłować i tak już skotłowane towarzystwo. Dopiero potem cały nabój się oddawało, po czym gdy już łaskawcy przepuścili przez bramki, w środku czekał… jeden automat z colą. Strefa bezcłowa jak nic.

Kiedy wracałam z Grecji, to na samą myśl o Etiudzie chciało mi się puścić imponującego pawia. Tym bardziej, że nikt mnie tam nie powitał – jakby nie było, stolica Polski, a nie Wielkopolski 😉 Ostatecznie obyło się bez ofiary, szkoda tylko, że nie miałam pojęcia, gdzie jest u licha powrotny przystanek autobusowy, jeden widziałam blisko, lecz wyglądał na nieużywany, a drugi dalej, bardziej prawdopodobny, niestety w niewłaściwą stronę. Krakowskim targiem stanęłam pomiędzy i czyhałam z bagażem, posiadającym jakże czarowną konstrukcję wokół kółka, które się urwało już w Grecji: mnóstwo kleju „Kropelka”, mnóstwo taśmy klejącej oraz mnóstwo sznurowadła. Cud istny, że to kółko wytrzymało na tych hockach-górkach-krawężnikach, niemniej przepis polecam. Nawet Londyn wytrzymało…!

No i proszę, jeden terminal, a tyle wspomnień. Dlatego głupio mi się tak jakoś zrobiło po przeczytaniu, że będzie zburzony. Jakże to, ja się tam tak umęczyłam, a oni burzą? Toż to powinien być pomnik całych pokoleń ciemiężonych pasażerów! (Gdyż, jak sama nazwa wskazuje, Etiuda czynna była 5 lat.)
Mam tylko nadzieję, że nie będę jej żałować np. przy okazji gubienia się na nowym, wielkim lotnisku…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

45 odpowiedzi na „Stołeczne dzieło popisowe

  1. nifka pisze:

    Przyznaję się, że przy opisie drzwi, które się same otwierają(?) totalnie się pogubiłam. I już teraz nie wiem gdzie masz ręce a gdzie nogi. ;)) Ale zazdroszczę wspomnień, ja jeszcze nigdy na lotnisku nie byłam, mało tego ja nawet w stolicy nie byłam. Ale się wciąż wybieram. 😀

    • ~Czerwona pisze:

      Ja wtedy też się pogubiłam, wierz mi ;D Ale na szczęście już mam wszystko na właściwym miejscu :) Osobiście byłam już na 4 lotniskach, z tego najbardziej podobało mi się to w Atenach, może dlatego, że to było jak na razie jedyne główne krajowe lotnisko, jakie odwiedziłam… Nawet nie śmiem przypuszczać, że Okęcie jakkolwiek mu dorówna, niemniej jestem ciekawa :)

      • ~nifka pisze:

        To dobrze, jestem spokojniejsza. 😉 Kto wie, może jeszcze Okęcie Cię mile zaskoczy i już nie będziesz musiała jeździć do Aten, by sobie podziwiać lotnisko. 😀

        • ~Czerwona pisze:

          E, najbardziej i tak lubię nasze poznańskie lotnisko, nie trzeba jeździć daleko i wydawać na bilet do Wawy niemal tyle samo co na bilet lotniczy, jest nieduże, nie da rady się zgubić (w moim przypadku kryterium nr 1;)), a na tyle wygodne, żeby… no, było wygodne 😉 Tylko połączeń mało niestety…

          • ~nifka pisze:

            I jest dobre, bo polskie. 😉 Ja pewnie też bym brała jako 1 fakt, że trudno się zgubić, mam do tego niebywałe umiejętności. Ostatnio zgubiłam się we własnym mieście i wylądowałam gdzieś na obrzeżach nie wiem jakim cudem. A chciałam tylko iść na skróty. :)

          • Czerwona pisze:

            Kto drogi prostuje, ten w domu nie nocuje ;D

  2. iMargolka pisze:

    Hihi, no nie powiem, wspomnienia ciekawe :))) I dość stresujące :) Ale taką podróż z przygodami się lepiej pamięta. Ja na Okęciu byłam tylko dwa razy – raz odwoziłam wujka, drugi raz go przywoziłam i to było jakieś… dziesięc lat temu. Za to całkiem swieżo mam w pamięci nasza Ławicę 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Ławicę też znam, oj znam… Przepuścili mnie na niej z nożykiem w bagażu podręcznym ;D Ale jako lotnisko też nic specjalnego, chociaż zdecydowanie najbardziej je lubię – nie za duże, nie za małe, a sklepy i tak mnie najmniej interesują, bo przed wylotem zwykle się denerwuję (zważywszy, że zazwyczaj latam sama)… No i przede wszystkim – jest w moim mieście 😉

  3. ~nive pisze:

    A ja stanowczo poczekam na emocje zwiazene z Terminalem, bo jakos nie chce mi sie wierzyc, ze bedzie kolorowo, przyjemnie… w koncu to Okecie jest ;-)Swoja droga az mi sie lezka w oku zakrecila… :)

    • ~Czerwona pisze:

      E tam że Okęcie, chyba chciałaś powiedzieć, że „w końcu to Czerwona leci” 😉 O, właśnie sobie przypomniałam, że muszę walizkę kupić…

      • ~nive pisze:

        Nie chcialam tak brutalnie tego ludziom sugerowac ;-)A co do walizki to pamietaj, ze ona potem jedzie autem, wraz z pozostala iloscia nivejkowych walizek :-] takze bez wielkosciowych szalenstw prosze :p

  4. Ken_G pisze:

    Aż się łezka w oku kręci, co nie? ;)))

  5. ~ciemna pisze:

    a mi sie przypomniał holiłódzki terminal i zdabingowany Tom Hanks i poczułam to samo, takie coś wewnątrz, ze niektórych rzeczy się robić nie powinno, zamykać czy dabingować…;)

    • ~Czerwona pisze:

      Gdzie Ty go z dabingiem miałaś?? Ale tego to jeszcze dałoby się znieść, wyobraź sobie za to zdabingowanego Deppa…

  6. ~hanibal pisze:

    Tak wiernie oddałas te wydarzenia, że poszułem sie jakbym był w samym środku akcji 😀 aż żal d…e ściska, że mnie tam nie było… ehhh 😛

  7. ~M-a pisze:

    kurcze, nie ma to jak wyjątkowe doznania 😉 to co, chcesz pomnik? pojadę, postawię, hm? 😉

  8. ~misolka pisze:

    Ja nie mam co wspominać dlatego powiem, że jestem nie w temacie. Ale jednak człowiek uzbiera wspomnień przez całe życie, prawda?:)

    • ~Czerwona pisze:

      Ja niestety za każdym razem mam co wspominać… Zresztą opis szczegółowy jest w poście z 18 października 2008 „Bagaż doświadczeń” 😉 Kurcze, każdy lot to dla mnie taki stres, a ciągle towarzyszą mi w tym wszystkim jeszcze jakieś poboczne głupoty, echh…

  9. ~M. pisze:

    Popatrz jaka dziwna jest natura ludzka-wspominasz z rozrzewnieniem coś, co w sumie było uciążliwe, niebezpieczne i co tu dużo mówić-głupie w swoim prymitywizmie… Może ten nowy port lotniczy będzie bardziej cywilizowany… Życzę wielu podróży z nowego Terminala!Pozdrawiam gorąco!

    • ~Czerwona pisze:

      Nieee, tylko nie to, tylko nie dużo podróży z Warszawy! Ja chcę latać z Poznania, życz mi więc dużo możliwych połączeń stąd ;D I jeszcze z jakimiś znanymi ludźmi, bo to samotne podróżowanie już mi uszami wychodzi 😉 Chociaż w sumie zawarłam już parę, bardzo chwilowych, ale jednak, znajomości w trakcie lotu…Pozdrawiam z głową w chmurach 😉

      • ~M. pisze:

        No to życzę Ci lotów z Poznania i nie mono… A jak się nazywa Wasz airport-kojarzę m in. Kraków-Balice, Katowice-Pyrzowice, Warszawa-wiadomo, ale Poznań?Pozdrawiam lotnie!

        • Czerwona pisze:

          Ławica! Bardzo przyjemne lotnisko, chociaż też w sumie nieduże. Ale pasuje do moich rozmiarów ;D A tak fokle to mi się marzy lot szybowcem… Nad działką mi ciągle latają i to takie cudne ciche i szlachetne jest… :) Pozdrawiam odlotowo!

          • ~M. pisze:

            Fajnie się nazywa to wasze lotnisko, faktycznie, już kilka razy słyszałem tą nazwę… Szybowiec mówisz? A co byś powiedziała na paralotnię-zdecydowanie bardziej powszechne i tańsze niż inne statki powietrzne. Mój kolega z podstawówki już wiele lat lata na tzw. „glajcie” i b. sobie to chwali. Co Ty na to, predyspozycje już masz-z Twoich opisów wynika, że jesteś lekka jak piórko ;-)Pozdrawiam aeronautycznie!

          • ~Czerwona pisze:

            Tak, o tym też myślałam, bo już Zagadkowy katował mnie filmikami z podróży paralotnią, zamierał sobie kupić… Może i fajne to, tzn. na pewno fajne, ale ja mam chyba nieco lęk przed otwartą przestrzenią, chyba bym czuła się bezpieczniej w czymś zamkniętym 😉 Pozdrawiam z poziomu 10 piętra 😉

  10. ~Mela pisze:

    Zazdroszczę wspomnień uciemiężonego pasażera hehe 😉 Kurczę, aleś Ty sentymentalna 😉

    • Czerwona pisze:

      Akurat tego nie ma co zazdrościć, ale lotu już tak (zwłaszcza że były koszmarne turbulencje ;)). Ja to tęsknię za wszystkimi podróżami, które przeżyłam, zwłaszcza za najbardziej hardcorowymi 😉

  11. monia.londyn@onet.eu pisze:

    hej kochana! poczytalam tu troche, nadrobilam, ciesze sie, ze odzyskujesz dawny wigor! hulanki sylwestrowe tu nieco ocenzurowane sa, ale jak bede w pl, to zadzwonie i wszystko mi wtedy ladnie wyspiewasz;) usciskow moc! xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

    • Czerwona pisze:

      Rety, hulanki już zapominam, ten czas tak szybko leci… 😉 Zadzwoń koniecznie, a jak będziesz miała czas, to wiesz – Poznań zaprasza :) Uściski!!!!

  12. ~Little Witch pisze:

    Chyba tak nam szkoda, że się zmienia, bo te zmiany tylko świadczą o tym, że nam latek przybywa i nic już nie będzie takie jak kiedyś… ech…:* w Nowym Roku!

  13. ~magda pisze:

    Nigdy nie byłam, ale jakoś to chyba przeżyję. Lot samolotem wiąże się w moim wypadku z przeokrutnym bólem uszu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *