Kiedyś choinkę ubierało się zupełnie inaczej. Zapewne był to wynik biedy i ograniczeń systemowych, te jednakże rodziły niebywałą pomysłowość, w myśl zasady „potrzeba matką wynalazków”. Dużo słodyczy, pomalowanych ręcznie ozdób, bombki jakie się trafiły, czyli od Sasa do Lasa, we wszystkich barwach i wzorkach… Pamiętam pierwsze takie ogromne, wionące „zachodem” bombki, przejrzyste i z napaćkanym Mikołajem, mieliśmy je chyba tylko dwie czy trzy, więc wisiały na honorowych miejscach, od frontu i na dole. Dostaliśmy wówczas też trochę wielowiekowych rarytasów – pajacyka w aksamitnej czerwieni, kominiarza, miniaturową klatkę z materiałowym ptaszkiem… Do tego wieszaliśmy wielgaśne lampki, również kolorowe i zaczepiane o gałązki na takich żabkach jak się firany wiesza. Nadal je mamy, na pamiątkę wyłącznie, bo tu już nawet nie można powiedzieć, że „zawsze się mogą przydać”, nie świecą 😉
Zwieńczeniem dzieła były łańcuchy, z kolorowego papieru czy krepy, no i najważniejsze – anielskie włosy! Raju, pamiętam, jak z utęsknieniem czekałam na założenie ich, bez nich choinka zdawała się smutna i pusta. A gdy się pod włosami włączyło światełka – ach, jaka cudowna poświata ogarniała cały pokój!
Hm. Właśnie dowiedziałam się, że moja mama nie znosiła tych włosów. Ja ich nie znosiłam tylko wtedy, gdy je trzeba było zbierać z choinki, bo zawsze to trwało kosmicznie długo, zaczepiały się cholerne o gałęzie i połowa ich lądowała na dywanie. Po latach takiego zeskubywania zostały jakieś smętne szczątki, i o dziwo je wywaliliśmy! Nawet nie wiem, kiedy, ale fakt faktem, że były, a nie ma. Odkryłam to z podobnym przerażeniem do tego, które towarzyszyło wyjściu na jaw, iż rodzina wyrzuciła mojego pierwszego misia z trocin. Znaczy trociny miał w środku, a na zewnątrz jakieś tam futro niby. I był cudowny, dostałam go na roczek, szeleścił przy każdym dotknięciu i specyficznie pachniał. Owszem, po dwudziestu latach nie zdzierżył i się trochę ubrudził, no ale bez przesady no!
Zatem otóż ja jestem tak sentymentalna, że mimo iż moja nowa choinka jest utrzymana w czerwieni i złocie, to wszystkie bombki i pajacyki z dawnych lat również na niej widnieją. W sposób może mało wyeksponowany, czyli gdzieś tak cichcem po bokach, ale są. Dla tradycji.
I tego Wam niniejszym życzę, kochani. By tradycja spajała wszystko, co piękne i bezpieczne w tym naszym życiu, a choinki skrzyły się lekko, bezwiednie łagodząc złe – i rozjaśniając dobre.