Od 12 grudnia na poznańskim Starym Rynku można podziwiać rzeźby lodowe. Powstały one na potrzeby Międzynarodowego Festiwalu, który odbył się już po raz czwarty i przyciągnął rzeźbiarzy m.in. z USA, Francji, Rosji czy Bułgarii. W tym roku aura wyjątkowo sprzyja, w związku z czym rzeźby przeżyły dłużej niż jeden wieczór, ciesząc oko zdecydowanie większej niż zwykle liczby widzów. A jest co oglądać – ogromne bryły lodu (do trzech metrów wysokości!), uformowane w przestrzenne kształty, przedstawiające np. Spidermana (po kilku dniach niestety już pozbawionego ręki, za to z elegancką Mikołajową czapką), gęsi czy insze ptaki, jakieś figury egipskie, tudzież (zwycięski) symbol pokoju…
Prócz wizualnych aspektów dodatkowo zdumiewa sam proces tworzenia – do powstania tych cacek, prócz lodu, pił, wiertarek oraz dłut służą ponoć również tłuczki do mięsa, suszarki, strzykawki z ciepłą wodą oraz nawet… żelazka! które mają na celu wygładzić powierzchnię i dodać jej połysku.
W dzień rzeźby są, jak to z lodem bywa, zwyczajnie przejrzyste, natomiast w nocy robi się z tego istny spektakl barw – każde dzieło podświetlane jest zmieniającymi się cyklicznie trzema kolorami. Kolory płynnie przechodzą jeden w drugi, zatem (dla licznie fotografujących) największą gratką jest uchwycić w aparacie moment zmiany np. z niebieskiego na różowy, ponieważ w międzyczasie tworzy się urokliwy fiolet. Mnie i memu telefonowi niestety aż tak dobrze się nie udało, niemniej raduję się z tego, co w miarę, przy drżeniu rąk na mrozie oraz braku stabilizacji obrazu, wyszło, a wyszło tak:
Co mnie dodatkowo cieszy, to fakt, że rzeźby stoją akurat po stronie mojej ulubionej kamieniczki, którą niniejszym możecie podziwiać na zdjęciu poniżej. A z całą resztą rzeźb zapoznacie się TU i TU
oraz… przybywając do Poznania, ma się rozumieć jak najszybciej
PS. Zdjęcia pochodzą sprzed kilku dni, dlatego nie ręczę za widok aktualny, gdyż całe miasto przyobleka śnieg. Ufam jednak, że rzeźby ze śnieżnymi akcesoriami wyglądają jeszcze bardziej ponętnie