Anioł Stróż

Moje fazy muzyczne bywają wręcz zatrważające. Ostatnio i tak nie jest źle, ponieważ poszukuję nowości; kilka lat temu to dopiero miałam czadowe. Po rozstaniu z A. najpierw do znudzenia słuchałam Portishead (więc wiadomo), za to potem, w okresie wyłażenia z doła, katowałam dom i sąsiadów Christiną Aguilerą 😀 Mój tata tak się wtedy nauczył tych piosenek, że aż miał swoje upatrzone momenty w każdej i z lubością wył razem z Kryśką, i ze mną oczywiście też. I tak przez dobre kilka miesięcy, codziennie! Pomna tego, jak mi to pomogło, próbowałam wyć i teraz, ale to już chyba nie ten etap czy co, bo normalnie nie mogłam zdzierżyć. Za to rąbnęłam wysublimowanym Vivaldim, czego z kolei nie mogla zdzierżyć mama, może dlatego, że tacie znów się spodobało i tym razem dla odmiany (nieprzyzwoicie, jak na okoliczności, radośnie) gwizdał.

W tej chwili, ponieważ wracam do względnej równowagi, a cierpienie za światy objawia się raczej wzmożonym zakupoholizmem niż snuciem z kąta w kąt, postanowiłam chwycić coś na rozruszanie. No to mi się chwyciła Madonna (i tak już od kilkunastu dni, więc istnieje obawa o przyszłość), najpierw na youtube, po czym stwierdziłam, że jednak wolałabym móc jej słuchać np. w czasie mycia naczyń (czyli obawa jest uzasadniona), a nie tylko z laptopem na kolanach. Zatem skombinowałam sobie całą płytę, od razu obiecując, że z listy natychmiast wyrzucę piosenkę „Spanish lesson”, która wywołuje u mnie szczery rzyg. Dla pewności jednak postanowiłam jeszcze dać jej szansę, bo a nuż youtube coś znowu zbombał. Klikam „odtwórz”, a komp co na to? Że plik ma rozszerzenie „mp3”, które jest nieprawidłowe (???) i generalnie mogę się wypchać, on mi tego nie włączy, choćbym pękła. I tym sposobem, abstrahując już od tego, że zdaje się, iż pliki mp3 powinny mieć format mp3, i wszystkie inne działają, normalnie zakochałam się w tym moim laptopie jeszcze bardziej, bo wychodzi na to, że mamy zbieżne poglądy i gusta, i że ustrojstwo chce mnie ochronić przed zgubnym wpływem bezsensownych decyzji. Czyli jest nadzieja, że jak, powiedzmy, poznam faceta znów przez internet, to na jakimś półgłówku komp mi też da znać, że nie i chuj :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *