Wszelkie wielkie sprzątania i remonty zawsze, ale to absolutnie zawsze charakteryzuje jedno – znajdywanie kompletnie niezwykłych rzeczy.
W moim domu odbywa się aktualnie przebudowa łazienki. Płytki, oświetlenie, lustra i te sprawy. Ażeby cokolwiek ruszyć, na początku tata musiał pozrywać wszystkie paskudne, stare tapety wodoodporne. Nawet się nie domyślałam, co może być ukryte pod nimi – gdy oczom naszym ukazały się około dwudziestoletnie wycinki z… gazet! Nie wytrzymałam, usiadłam w tej łazience i zachłannie wchłonęłam relikty ogłoszeń „dam pracę” Szkoda, że tata tak szybko wziął się do pozbywania ich, może bym zdążyła odkopać więcej, jakieś afery szpiegowskie czy coś 😉 Przy okazji, niejako rzutem na taśmę, równie ciekawą, acz współczesną makulaturę znalazłam na podłodze, w charakterze ochrony dywanu. Artykuł o „Bękartach wojny”! Jak to się stało, że go wcześniej nie dostałam w swoje łapki, doprawdy nie wiem, ale podczas remontu chyba rodzina musi uważać, co wywleka na światło dzienne, bo pożytku ze mnie nie było wcale przez dobre kilka minut 😉
Nie inaczej się dzieje, gdy natchnie nas na przeglądanie zawartości szafy. Ostatnio np. ze zdumieniem odkryłam na swojej półce z bielizną majtki 4-letniej siostrzenicy. Nie wiem, co to niby ma sugerować, hi hi… Już nie wspomnę, ile staroci na wieszakach zalega – suknie pamiętające czasy panieńskie mojej mamy, tatusiowe czapy na zimę z prawdziwego futra, z którego zostały już tylko pojedyncze włosy, moje własne czarne płaszcze okresu buntu; a już najwięcej jest powyciąganych, starych koszulek, które mają się przydać „do sprzątania czy malowania”. Drobiazg, że sprzątam nieodmiennie w tym samym zestawie ciuchów, a maluję znikomą ilość razy w roku. One i tak MUSZĄ zostać.
Ogólnie cały proceder trwa zawsze niesłychanie długo, bo przecież trzeba się pośmiać, poprzymierzać, żeby nie wyrzucić niczego potrzebnego (choć i tak nie ma w tej materii najmniejszych podstaw do obaw), a potem jeszcze podjąć trudną decyzję, co wywalić z ubrań EWENTUALNIE niepotrzebnych (czego owocem jest najczęściej upychanie wszystkiego z powrotem – wszak jak nie do malowania czy sprzątania, to każdą szmatę można użyć do zrobienia… szmaty).
Stwierdzam jednak, że najbardziej dezorientujące są skarby znalezione w pracy. Trudno pozbywać się czegoś, co w zasadzie nie należy do nas, a z drugiej strony ciężko zachować w takiej masie dinozaurów ład. Zwłaszcza gdy po zapleczu pałętają się niezliczone ilości kabli, ładowarek do nieistniejących już modeli, starych telefonów, a nawet pierwszych słuchawek bluetooth, tak ogromniastych, że, jak stwierdził szef, „nawet dzieciom do zabawy dać nie wypada, bo powiedzą, że stary szajs”. Lecz to wszystko jest pryszczem w porównaniu do tego, co można znaleźć w torbie z atrapami. Gdy przyniosłam ją szefowi i spytałam, skąd to-to się wzięło, odparł: „hm, widocznie się musiałem bardzo spieszyć…” W środku widniały jego… skarpetki. Nie wnikałam już, czy czyste (i do czego mu było tak spieszno), tylko ćpnęłam w najdalszy kąt i coś czuję, że będą sobie czekać na zbawienie aż do następnej potencjalnej wyprowadzki…
Pierwszy! 😀 O moich remontach napiszę później!Pozdrawiam szybko.
To nie pozostaje mi nic innego jak poczekać… Pozdrawiam smutno-piątkowo.
stare koszulki to sa idealne zawsze do jednego ”do spania” nie chodzisz ale żal wywalić bo się przydam bo kiedyś będzie modne ;P
U mnie stare koszulki są idealne też tylko do jednego – do zapomnienia o nich 😉
he he he rozwaliłas mnie ja jakoi chomik mam teraz strach w oczach na sama myśl 😉
Ale nie bój się, o Tobie nie zapomnę
to pakuj, ja już za przesyłkę zapłacę ;P
Za późno, miałam złe w oczach i większość wywaliłam… Ci powiem, że to wywalanie ma zdolności terapeutyczne, np. wczoraj mi ktoś napisał głupi spamowy komć i też go wyrąbałam na zbity pysk z rozkoszą!
Mnie czeka grzebanina w grudniu – u Rodziców w mieszkaniu (jak to dziwnie brzmi, bo powinnam rzec w Domu). Ciekawe co wynajdę 😀 Nie mogę się doczekać!
Haha, u mnie jeszcze ciągle zalegają kapcie, w których (w obu!) zrobiły się dziury na froncie, w sam raz na dwa paluchy ;D I są nie do ruszenia, moja mama je kocha, i wiesz, cholera, naprawdę mi się wczoraj przydały, jak zapomniałam papci od siostry i nie miałam w czym łazić po pyle i gruzie remontowym… Raju, teraz to już fokle się ich nie pozbędę, po takim argumencie za 😉 Zatem Ty też na pewno znajdziesz wiele „interesujących” rzeczy, to raczej standard 😉
Chyba, że już wyrzucili, bo trwa remoncik ;]
Moim zdaniem nie ma obawy, rodzice rzadko wywalają bez bodźca w postaci dzieci 😉
Z moimi różnie to bywa 😉 Niemniej jednak z pewnością coś dla mnie zostanie.
Moi też czasem mają zrywy robienia czystek, ale to są wypadki przy pracy raczej 😉
U moich raczej konieczność, bo nijak nie da się uprawiać zbieractwa na dużą skalę na ograniczonej przestrzeni.
Dlatego my mamy na działce wielki garaż… 😉
ja kiedys w swojej wlasnej torebce, ukrytej gleboko na dnie szafy, znalazlam ni mniej ni wiecej jak tylko … stanik 😉 A ile ja sie go naszukalam ;( Nie pytaj skad sie tam wzial bo nie pamietam 😛
Haha, no tak, torebki mają to do siebie, aczkolwiek ja najwięcej w nich chomikuję… paragonów 😉 I chusteczek! I bananów, które biorę do pracy, potem o nich zapominam i tylko po zapachu sobie przypominam, że w sumie chyba coś tam żyje i chce się wydostać… 😉
dzieki wielkim sprzataniom odkrylam zalegajace w szafach swietne kiecki mojej mamy z czasow studiow! chodzilam w nich cale liceum, no a potem, to juz mi sie przytylo;) ale moja mlodsza siostra dala rade jeszcze sie na nie zalapac;)
A to ja też, w spódnicach zwłaszcza, bo mama miała ten sam problem co ja i każdą kiecę miała na gumce… Ale uważaj, bo ja nosiłam namiętnie także ubrania mojej… babci! ;D Sweterki miała zaprawdę olśniewające, przynajmniej jak na mój ówczesny gust!
ha! ja do tej pory mam swietna kiecke a haftowanej zorzety z oryginalnymi, przepieknymi szklanymi guzikami. po babci;) kroj jest niesamowity, nie ma zamka ani guzika (te szklane to tylko oazdoba) a pasuje jak rekawiczka. cuudna! niestety z racji wieku pewnie sie niedlugo rozpadnie!
Dlatego między innymi tak marzy mi się wizja własnego strychu pełnego gratów i bibelotów, z osobną ciekawą historią. Oczywiście prócz własnego strychu chciałabym mieć również do niego dom ;)))
Ja tam bym wolała na strychu mieć sypialnię – bez rupieci 😉 No, może z jedną skrzynią ze skarbem… 😉
Też fajnie ;))) Ogólnie chodzi mi o to, żeby mieć miejsce na ten cały pamiątkowy bajzel :)))
Jak tak sobie pomyślałam, ile mam takich rzeczy do przechowania… To raczej rzeczywiście by to musiało być całe pomieszczenie, bo skrzynię to zajmą choćby moje klocki Lego 😉
No nie chcę mówić ile czasu mnie zajmuje zastanawianie się nad tym skąd gdzie i jak to było jak znajdę coś interesującego. Później pół dnia wspominam i mam o czym myśleć
Ja już dużo powywalałam z tych staroci z historią, ale jeszcze trochę zostało, i też zawsze rodzice przy tej okazji opowiadają np. swoje imprezy sylwestrowe, etc… Czasem potem wyciągamy zdjęcia i też robimy sobie wspominkową ucztę – aczkolwiek rzadko przy okazji wybebeszania szafy, bo to zwykle trwa to do wieczora 😉
Swego czasu kolekcjonowałam ciuchy-szmaty, aż proszące się, by myć nimi podłogi i traktowałam je jako odzież ochronną podczas malowania (farba olejna bywa uparta a czyszczenie ubrań terpentyną jest dość ryzykowne). Od dłuższego czasu jednak uprawiam ‚malowanie z dreszczykiem’, czyli szaleńcze paćkanie farbą w najulubieńszych ciuchach, najlepiej na środku pokoju, bez żadnego zabezpieczenia. A ciuchy leżą odłogiem i czekają na lepsze czasy.
O, to mi się zawsze udaje w najlepszych ubraniach odkurzać mieszkanie… I myć naczynia
A można sprzątać nie w strojach wieczorowych?!
Można, ale wtedy już tak nie smakuje 😉
Mi sprzątanie nigdy nie smakuje:p
Ja tam nie mam sentymentów, jak coś stare, to ląduje w koszu. Później czasem żałuję, ale przynajmniej nie mam pękającej w szwach szafy, czy czegoś tam innego ;).
U nas to też nie sentyment, tylko raczej zapobiegliwość… Zwykle na niewiele się zdaje, ale no… no czasem się wszystko może przydać 😉
A często się przydaje? 😛
Hm, no może i nie, ale głowę dam, że jakbym wywaliła, to by akurat na gwałt było potrzebne….
Haha. Do tego z pewnością jest jakieś prawo Murphy’ego!
Mam to samo 😀 Przerzucam szafę aby coś z niej wyrzucić bo już mi sie nic nie mieści i i tak dochodze do wniosku, że ta czy inna bluzka, w ktorej nie chodzilam od 2 lat może się kiedyś przydać 😀 A w pracy za to nie pytam co kogo tylko wszystko ląduje w koszu bo itak właściciela nigdzie nie znajde 😀
Ja w pracy też staram się na bieżąco utylizować co się da, aczkolwiek tam jednak trzeba bardziej z tym uważać, bo czasem się wywali coś naprawdę ważnego i klops… 😉
Ale jaka radość niekiedy gdy się coś odnajdzie przy okazji porządków i wszelkich innych remontów.
Hm, no różnie to bywa, ostatnio znalazłam swoje pierwsze okulary i mi się przypomniało, jak płakałam, że je będę musiała nosić… 😉
Jak dziecko, które dostaje nową zabawkę, jak dziecko. 😀
No zwłaszcza te skarpetki to zaje.bista zabawka 😉