Dzień, który minie

Po prostu nie wiem, co ze sobą zrobić. Dopadła mnie jakaś nijakość, tak jakbym frunęła gdzieś poza własnym ciałem, odrzucona przez czasoprzestrzeń, nic nie czuła, a jednocześnie czuła wszystko, co się zgromadziło i próbuje wywędrować codziennie, podczas gdy ja to nieustannie upycham z powrotem do kufra swoich beznadziei, w akcie niepohamowanej niechęci do podobnych stanów odrętwienia. Jest dobrze, lecz mimo to coś mnie ciągnie w dół, w niedostrzegalną mgłę, która lodowatymi paluchami programuje mi w sercu poczucie zrezygnowanego zobojętnienia bez powodu… Wcale nie rozmyślam o smutnych rzeczach; a przy tym nie jestem w stanie zadumać się nad radosnymi. I zostaję z tym tak dotkliwie sama, ale chcę być z tym sama, muszę być sama. Do tego nikt nie ma dostępu, nawet ja, poza takimi dniami jak dziś. Skąd to się bierze i jakie ma znaczenie – nie wiem. Nie wiem nawet, czy pragnę się tego pozbyć. Wcale też nie liczę na odkrycie, tak czy nie.

To przerażające, że można nie rozumieć swoich emocji – albo raczej ich braku. Chociaż w istocie nie ma we mnie ani szczypty lęku. Nie ma nic, jakby mnie całej w ogóle nie było. Taka próżnia, w której gdzie się nie ruszyć, jest identycznie. Ani dobrze, ani źle – a przez to całkowicie nie do zniesienia.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

50 odpowiedzi na „Dzień, który minie

  1. ~Mela pisze:

    No i co, zjesz? ;)Wiesz, wydaje mi się, że trzeba się zwinąć w kłębek i w takiej bezpiecznej pozycji przeczekać aż minie :)

    • Czerwona pisze:

      Albo iść do pracy – tam się nie da nic nie czuć, zwłaszcza że bazą jest np. silny wku.rw 😉 Aczkolwiek dzisiaj było całkiem prześwietnie – może dlatego, że robiłam za robola, zmywając wszystkie szafki i zamiatając podłogę, ponieważ mieliśmy przeprowadzkę i nie obsługiwaliśmy klientów ;D

      • ~Mela pisze:

        Ty to jednak naprawdę ich nie cierpisz 😉 Ale widzisz masz jakiś plus, praca wyzwala emocje nawet gdy wszystko inne zawodzi 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Gdybym miała wybór, to już doprawdy wolałabym pozostać beznamiętna 😉 Nie to że nie cierpię, niektórzy są strasznie sympatyczni, ale… No po prostu ale 😉

  2. monia.londyn@onet.eu pisze:

    ten stan nazywa sie chyba „poczatek zimy czuje w kosciach”. swoja droga macie tam tak parszywa pogode, ze trzeba sobie troche znieczulic wrazliwosc na swiat zewnetrzny. mechanizm samoobronny organizmu? ale takiej pustki w glowie tez nie znosze. a jeszcze bardziej nie znosze szykowac sie do pracy rano skoro swit w poniedzialek! popadam w stan depresyjny. na dworze jeszcze ciemno! buuu…

    • Czerwona pisze:

      Stan depresyjny to chociaż stan jakiś w miarę do pojęcia, a to, co miałam wczoraj, to takie otumanienie jakieś… Być może powodem był kac, chociaż nie sądzę 😉 A pogodę akurat dzisiaj mieliśmy piękną! Dość ciepło, pełne słońce, i… ja w pracy 😉 Też myślę, że to samoobrona organizmu. Bo skoro jest zimno i be, to nie należy marnować energii na myślenie… 😉

      • monia.londyn@onet.eu pisze:

        a moze jednak kac??? ;P ja mialam taki dzien wczoraj. nie dosc ze myslalam ciezko, koncentracja zerowa, to jeszcze wszystko sie pier.. zla chodzilam jak nie wiem. kaca nie mialam dla jasnosci. oby dzis bylo lepsze! zycze milego dzionka:)

        • ~Czerwona pisze:

          To chyba jednak nie kac, bo gdy wczoraj (trzeźwa) wróciłam po pracy do domu, to zapadłam na ciężką deprechę… I też mi się wszystko pier*, więc zaczynam mieć poczucie generalnej życiowej (a raczej zawodowej, co jednak pociąga za sobą i prywatną) klęski. Oby mi to nie zostało, bo uczucie mało przyjemne…

          • monia.londyn@onet.eu pisze:

            kurcze, no znam to uczucie i szczerze wspolczuje. jesli Cie to pociesza, to dodam, ze conajmniej kilka, o ile nie kilkadziesiat razy doswiadczalam podobnego odczucia kleski, niemocy i frustracji. szczegolnie jesienia i zima. usciski cieple, nie daj sie:)

          • ~Czerwona pisze:

            Ja myślę, że u mnie powodem może też być nuda, praca-dom to nie jest mój ulubiony tryb życia, albo inaczej – byłby może, gdybym wreszcie była „na swoim”, nieistotne czy rzeczywiście byłoby to moje, ale sam fakt oderwania się od rodziny… Bo gdy wracam do domu i słyszę ciągle o nowych problemach wszystkich, o tym, czy siostrzeniec zrobił kupę i czy siostrzenica… ach, mam dość, nie chodzi o to, że jestem egoistką, ale gdy się tyle pracuje, to chciałoby się mieć dzień wolny TYLKO DLA SIEBIE, a nie dla wszystkich wokół. I najgorsze, że mam cholerne poczucie winy, myśląc w ten sposób.

  3. ~Mario pisze:

    Taka obojętność jest straszna, wiem coś o tym, sam to czasem przeżywam. To dużo gorsze nawet od tych negatywnych emocji.Pozdrawiam Cię serdecznie, czytam z uwagą każdą twoją notkę, niejednokrotnie poprawiałaś mi humor. Dziękuję Ci za to.

    • Czerwona pisze:

      To prawda, może dlatego, że obojętność jest czymś niezrozumiałym… Skrajniejsze emocje mają zwykle swoją przyczynę, zaś w odrętwieniu człowiekowi się nawet nie chce zastanawiać nad tym, co jest powodem ani jak temu zapobiec. Ale to mija, na szczęście, mi np. wystarczyło dobrze się wyspać, a rano na samą myśl o pracy przeszło w zupełnie inne uczucie 😉 To ja dziękuję, za miłe słowa! Bardzo mi przyjemnie to czytać, zwłaszcza że nie sądziłam, iż mam takiego cichego stałego Czytelnika :) No i jak mi to łechce ego, ajjj 😉 Pozdrawiam!

  4. ~nivus pisze:

    Ehhhh pociesze Cie tylko, ze tez to przechodze czasem i nie cierpie tej emocjonalnej pustki. I jeszcze do tego w gratisie dolaczane jest zazwyczaj poczucie niemocy. Dobrze, ze w koncu samo przechodzi :)

    • Czerwona pisze:

      A ja się tak czułam, jakbym nie miała żadnej przyszłości, i nawet mnie to w ogóle nie obchodziło, dziwne… Kurcze, człowiek nie ma tak naprawdę nad sobą kontroli, jak widać. Ale zdecydowanie lepiej jest, gdy wiem, że to nie tylko moje osobiste umysłowe schizy 😉

  5. LittleWitch pisze:

    Też znam to takie COŚ… uczucie, jakby własne życie działo się obok. Ale to mija! ;)Nowy adres mój własny: http://heksje.blog.onet.pl/

    • Czerwona pisze:

      Wiem, na szczęście! Ale w chwili, gdy jest, to chciałoby się aż nogą tupnąć, takie to jest paskudne. A jednocześnie wcale się człowiekowi nie chce niczym tupać, bo tak mu wszystko wisi. Potwornie niekomfortowe odczucie. Mogę dodać do linków? Bo nie chciałabym niechcący Ci pokomplikować, jeśli to jest jakaś poważna przyczyna zmiany adresu… :)

  6. ~masakra pisze:

    Czuję się identycznie… Tylko że ja nie umiem tego poczucia ubrać w słowa…Dziekuję

  7. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    ja mam niechęć do włączenia komputera odka za każdym razem musze ustawiać datę i godzinę ale to chyba jesienna depresja albo poporodowa… zalezy w jakim kto stanie, w kazdym bądź razie sie objawia sie tak sam, chęć masz tylko do nic nie robienia ;P

    • Czerwona pisze:

      Kiedy to właśnie nie była depresja, po prostu nijakość. A u mnie codziennie rano telefon się ostatnio pyta, czy zaktualizować datę i godzinę, nie rozumiem, czyżby przez noc on też spał i mu się potem piep.rzyło, która jest i jaki to dzień? Albo pyta, czy może wysłać żądanie. Ale nie pisze, jakie żądanie. Cholera, czego może żądać telefon?? :)

      • ~ciemna pisze:

        pewnie tego samego co komputer… mój to się nawet już nie pyta i nie czeka aż go wyłaczę tylko sam sie wyłącza w sensie telefon znaczy 😉 te techniczne graty to wredne bestie są ;P

        • ~Czerwona pisze:

          Jak mu jeść nie dajesz, to się wyłącza 😉 A propos, ja swojemu miałam dać… Znaczy swojemu telkowi dać żreć ;P Bo te graty to by najchętniej tylko leniuchowały, a ledwo co pochodzą, to już wielce osłabione 😉

          • ~ciemna pisze:

            mój siakis taki wyruchany jest w sensie klapka mu sie giba, niestabilny jest taki.. myslisz, ze to osłabienie to przez to ? 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Ja mój kocham za to, że żyje po tylu upadkach i totalnym rozpadaniu się z tej okazji obudowy… Obudowę wciskam zawsze z powrotem i działa, ale ostatnio taka szybka z tyłu nie zdzierżyła i odpadła na amen. Wygląda to wieśniacko dość, więc cóż, chyba muszę w końcu kupić nowy telefon… I tak mówię już od 3 lat 😉

          • ~ciemna pisze:

            Ty właśnie a Wy wymieniacie telefony i umowy on line bo ja bym sie wymieniła chętnie a nie wiem czy moge z domu czy musze do salonu… bo ja mam uraz ja ostatnio tak w salonie waszym nie waszym w moim mieście oglądąłam aparaty i zaczęło pipkać coś .. sie okazało ze popełniłam nieudaną próbę kradzieży 😉 ja.

          • Czerwona pisze:

            Rety, to czym Ty się bawiłaś, Iphonem? 😉 U nas same atrapy są, to na co komu alarm, hi hi. Można online, ale z góry odradzam, często kurierem wysyłają telefony z przedsprzedażnej naprawy, czyli takie, które już się raz rypnęły…

  8. Zadra_Cafe pisze:

    No to może zalać tę próżnię? 😛 Jakimś dobrym alkoholkiem? 😛

  9. ~misolka pisze:

    kiedy przychodzi jesień to właśnie tak się dzieje w ludźmi, ja mam to samo ale mnie to łapie momentami i mam straszną huśtawkę nastrojów

    • ~Czerwona pisze:

      Mnie rzadko łapie ostatnio, nie ma czasu – z jednej strony dobrze, a z drugiej może właśnie przez to, że nie mam kiedy jakoś sobie poukładać emocji, wypływają właśnie takim dziwnym tworem…

  10. ~anka pisze:

    jak napisałaś: minie, po to by znów za jakiś czas powrócić. taki urok. a może to ta chwila w której się na chwile zatrzymujesz by ocenić własne dokonania ostatnie? by coś polepszyć, coś odrzucić, wiesz, zatrzymać się tylko po to by pewniej zrobić krok dalej.., trzeba przeczekać;) duży buziak!!!

    • ~Czerwona pisze:

      Nie, to nie była ta chwila, to był moment pustki wszechogarniającej, która nic nie wnosiła, tylko po prostu była. Moim zdaniem to był reset mózgu, nawet jemu się należy, zwłaszcza że po pracy ta praca mi się nawet śni, czyli i w nocy nie ma odpoczynku… Okropne!

      • genever@op.pl pisze:

        reset mózgu? ha ha ha;) pewnie masz rację, mnie sie sniło, że byłam wampirem i musiałam bronic Barczystego i Kacpra! mnie tez chyba ktos zresetował z tym że wprowadził przy okazji nowy program;) rodzinny psiakość;)

        • ~Czerwona pisze:

          Ja dzisiaj miałam się uczyć tureckiego, ale na szczęście nie wiedziałam, gdzie, a koleżanka, która miała iść ze mną i była bardziej zorientowana, gdzieś zniknęła… A że wszystko się działo w Anglii, to czułam się taka zagubiona i niepewna siebie, iż obudziłam się zlana potem. Kurde, nawet sny pokazują moje wrażliwe oblicze, haha ;D

  11. ~motylek pisze:

    minął? już wiesz co to było? ja miałam tak we wrześniu. czułam się przytłoczona, zmęczona niczym, przygnieciona pustym…

    • ~Czerwona pisze:

      Minął. Pewnie połączenie zmęczenia ze strasznym zmęczeniem ;), hormonalną huśtawką i jeszcze kacem, który dopiero co mijał, przez co zaczynałam wracać do rzeczywistości, zamiast skupiać się na swoich doznaniach żołądkowych… 😉 Niemniej takie stany zdarzają się również bez powodu. Czy tam pozornie bez, bo powód pewnie zawsze jest, tylko trudno go niekiedy znaleźć… Czyli u Ciebie też minęło? To dobrze :)

  12. ~hanibal pisze:

    Coś jakby wewnętrzna emocjonalna pustka? To przejdzie. Minie z kolejnym dniem.:)Pozdrawiam serdecznie, trzymaj się ciepło :)

  13. ~nifka pisze:

    To taki głupi stan jest, że tak to nazwę. Niby jest wszystko dobrze, ale czegoś brakuje, choć sami nie wiemy czego tak konkretnie. I odwrotnie, niby czegoś brakuje, ale w zasadzie wszystko jest dobrze i nie ma na co narzekać. To zawsze mija w końcu. Ale czujemy wtedy taką bezsensowność, że aż nas w końcu to drażni i niepokoi w pewnym sensie. Tak. To jest naprawdę głupi stan.

    • ~Czerwona pisze:

      Tak, ja się wystraszyłam w sumie, bo próbując zachęcić siebie do myślenia i usiłując zwizualizować sobie np. marzenia, nagle poczułam, że mam wszystko w nosie i nic mnie już nie kręci… Straszne to było, teraz, w dole, chociaż wiem, czego pragnę (to, że tego nie mam i się przez to męczę, to już inna sprawa) i czuję, że żyję, skoro mam jakieś potrzeby. A w tamtym stanie totalna pustka, brrr…

      • ~nifka pisze:

        Takie stany powinnym być odgórnie zakazane. A jeśli tego nie da się załatwić, to chociaż te dni powinny być ustawowo wolne. Chociaż nie… siedzenie w domu, to jaby dodatkowe nakręcanie się tym coraz bardziej i wciąganie coraz głębiej w ten stan. To trzeba po prostu przeczekać.Czyli co, już minęło mam nadzieję? :)

        • ~Czerwona pisze:

          Odrętwienie minęło, ale problemów mi od tego nie ubyło 😉 Potrzeba mi wakacji, od wszystkiego i wszystkich. A jak na złość akurat w tym roku zmiana szefostwa skutecznie odebrała mi możliwość urlopowania, i co z tego, że dostałam za to kasę, skoro moje zdrowie psychicznie może więcej kosztować 😉 No ale cóż. Raju, nigdy tak nie marudziłam, jak teraz, od kilku dni… To się zmieni, obiecuję 😉

  14. ~Nabu pisze:

    Myślisz, że to może być przez jesień, czy przepracowanie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *