Brutalna prawda

Nie powinnam pracować z ludźmi, dla ich dobra. Naprawdę.

Jakiś czas temu poszłam na zastępstwo do innego sklepu naszej sieci. Nie znoszę zastępstw, ponieważ wtedy ani ja się dobrze nie czuję, nie wiem, gdzie co jest itd., ani pracownicy właściwi potem nie mogą nic znaleźć. No ale czasem trzeba, więc w któryś obrzydły jak dla mnie, bo z perspektywą nawet nie 11, a 12 godzin pracy poniedziałek, pojechałam. I z miejsca zostałam zaatakowana przez szalone staruszki. Przysięgam, w tamtej części miasta to chyba promieniowanie mocniej natarło, zostało i im sukcesywnie dogrzewa. Bez urazy, ale doprawdy dziady są fatalne. Jedna pani np. nie mogła pojąć, że potrójne doładowanie to kwota pomnożona razy trzy (a nie kwota plus kwota razy trzy), pan inny przyniósł mi zdjęcia i prosił, żebym jego telefonem zrobiła zdjęcie tych zdjęć i wrzuciła mu je na tapetę, jeszcze inny się na mnie wydarł, iż nie wiem, co to znaczy „rozmowy za zero zł”, i za nic nie rozumiał, że mamy mnóstwo usług za zero zł i diabli wiedzą, co on akurat widział w reklamie pomiędzy Wiadomościami a Pogodą… Efektu zaś dopełniła baba – nazwijmy ją umownie larwą, tak mi się kojarzy z jakimś białym rozlazłym obrzydlistwem. Otóż larwa przylazła, ponieważ dwa dni wcześniej otrzymała ekspertyzę, w której sugerowano wymianę telefonu na nowy, gdyż tamten się zepsuł (teraz już nawet się domyślam, dlaczego, nikt by takiej kluchy nie zniósł, nawet materia nieożywiona). No i nie rozumiała, gdy tłumaczyłam jej procedurę, która zawsze trwa jakiś czas, ponieważ telefon wysyłamy do agenta, a ten nam odsyła nowy tudzież zamiennik, i to nie z dupy zamiennik, tylko z listy tychże. Nawet klient, który czekał za nią w kolejce, jej to tłumaczył. Gdzie tam, uparła się, że ją okłamuję i że tak tego nie zostawi.

Po godzinie zadzwoniła i ponownie puściła gadką. Po dwóch – jej syn. Po trzech – ona. Po paru godzinach przypełzła znowu, tym razem z larwalnym mężem. Larw się popluł, walił mi pięścią w stół, oboje stwierdzili, że nie wyjdą, póki nie dostaną nowego telefonu, na co ja odparłam, że w takim razie posiedzimy sobie do 21, czemu nie. W końcu się znudzili i odeszli, grożąc mi tylko wyleceniem z pracy (jakby to była praca moich marzeń, hahaha), no i luz.

Następnego dnia siedzę sobie w moim kochanym, spokojnym centrum handlowym – a tu dzwoni kierowniczka z tamtego parszywego sklepu i mówi, że larwalni złożyli na mnie skargę w siedzibie głównej. I teraz uwaga, bo w życiu nie zgadniecie, o co ta skarga.

Gotowi?

O POBICIE!!!! ;D

Normalnie w życiu się tak nie uśmiałam. Ja, siłacz, wielka i rozrośnięta Czerwona, w ramach wiary w swe gabaryty postanowiłam pobić dwójkę ludzi naraz, w dodatku tuż koło ochrony i na oczach tłumów.
Normalnie nie wiedziałam, iż sieję taki postrach, że aż ludzie dostają pomieszania zmysłów.
Oczywiście nikt w to nie uwierzył nigdzie i wszyscy są szczerze rozbawieni wizją mojego rzekomego natarcia, nawet koordynator przy ostatniej wizycie zapytał z dezaprobatą: „Pani Czerwona, ładnie to tak ludzi lać?”. A ja gorąco żałuję, że larwalni nie poszli z tym na policję, bo bym wtedy ich na pewno pozwała o zniesławienie, wygrałabym oczywiście, stałabym się bardzo bogata i mogłabym odejść z tej durnej roboty 😉

Ale powiem Wam, że zarobić to w tej pracy jednak się da. Ostatnio przywlókł się do nas jakiś Ukrainiec, który mówił do mnie naprzemiennie po rusku, polsku i angielsku, i za świętą Marysieńkę nie wiedziałam, jakim językiem się ostatecznie posługiwać, więc mimo woli też gadałam jakimś kłębowiskiem, w związku z czym tak się zakręciliśmy, iż nie zauważył, gdy wydałam mu reszty 16zł, i poszedł sobie w pizdu, a zanim i ja się skapnęłam, to już dawno go wcięło. No i tym sposobem jestem 16zł do przodu.
Boszzz, nie dość, że brutal, to jeszcze oszustka.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *