Gdy znajdziemy się na zakręcie… :)

I się złamałam – dnia 5 września, roku pańskiego aktualnego pierwszy raz zasiadłam za kółkiem. Nieprzepisowo, bo na polnej drodze i z Zagadkowym u boku, ale jednak. Oczywiście na siedzeniu się nie skończyło, można rzec nawet, że ruszyłam bydlę z kopyta, ponieważ gdy Zagadkowy rozkazał „puszczać sprzęgło POWOLI”, to ja owszem, powoli, ale gaz z kolei wcisnęłam, że omal nas nie wymiotło tylną szybą, a potem przednią, gdy puściłam dla urozmaicenia wszystko. Wtedy zrozumiałam, skąd się bierze „ciężka noga” u kierowców – przecież to tak cholernie kusi! Ledwo dotknęłam pedału, to on skakał jak jakiś napalony buhaj. Znaczy samochód. No trudne na maksa! Jednakże kiedy wyjaśniono mi, że tu trzeba po kobiecemu, a nie niczym wojak na przepustce, to utrzymywanie tempa stało się kosmicznie łatwe, i nawet Zagadka na mnie wcale nie krzyczał, gdy po jego komendzie „sprzęgło i na dwójkę” spytałam, po co :) No bo nie wiem, gdy jadę jako pasażer, to zawsze słyszę, kiedy trzeba zmienić bieg, a tutaj w ogóle nic. Wg mnie biegi mogłyby nie istnieć 😉

Jak już byłam w trakcie, to zaczęłam wypytywać o hamowanie. Nie żebym szybko jechała, wszak co za prędkość można rozwinąć na dziurach, ale cóż, hm, wiedza zawsze się może przydać, zwłaszcza w tym wypadkuuu, ała, ta górka wydawała się mniejsza… I tak jakoś kiedy Zagadka do mnie mówił, to średnio docierało najpierw, bo przecież musiałam patrzeć na drogę, a to znacznie bardziej absorbujące (bez urazy), poza tym za nic nie rozumiałam, co z tym sprzęgłem, i fokle jakże to, mam przy hamowaniu pamiętać o jakimś luzie? Jak mam wyluzować, skoro hamuję, a hamuje się zwykle z jakiejś przyczyny, bynajmniej nie luźnej… Aaa, ok, to tylko przy hamowaniu do zera, żeby silnik nie zgasł…?
No i w tym momencie mi zgasł :) Jednak stwierdziłam, że gdyby tego nie zrobił, to bym nie zapamiętała. Wszystko ma jakiś cel…

Ogólnie szło mi dobrze, tylko raz jeszcze potem umarł samoczynnie, raczej nie z mojej winy, a z winy przełącznika gazu (podejrzane, bo Zagadkowemu nigdy nic się takiego nie stało, lecz skoro nawet on tak uważa, to wychylać się ze swoimi obawami ani upierać nie będę), i nawet pochwałę usłyszałam, gdyż w końcu sama z siebie ładnie przyhamowałam na tych dziurach. I wyłącznie raz wyrwano mi kierownicę celem sprowadzenia auta na właściwe tory (z toru typu „drzewa są twarde, a ich gałęzie wydrapują oczy” plus „rów jest do zapobiegania pożarom, a nie nieudolnym kierowcom”). Dobrze tylko, że ludzi żadnych nie mijałam, ponieważ drobny mankament był taki, iż patrzyłam wyłącznie na drogę, sensu stricto, czyli na ziemię, kompletnie ignorując otoczenie (hm, a może ja ich mijałam, tylko zwyczajnie nie zauważyłam?) oraz ewentualne znaki drogowe, które w dodatku należałoby jeszcze w mózgu przetworzyć, czego całkowicie sobie póki co wyobrazić nie mogę. Harówa jak z dzikim wołem! Więc nie rozumiem zupełnie, jak można wypuszczać na miasto ludzi, którzy w życiu się pedałami nie posługiwali. O magicznej pałe… e, rączce zmiany biegów nie wspominając.

A! Zapomniałabym… Było ekstra :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

58 odpowiedzi na „Gdy znajdziemy się na zakręcie… :)

  1. ~Nabu pisze:

    Dobrze, że ja nie mieszkam w Twoich okolicach, bo jak przyjdzie Ci jeździć eLką po mieście, to lepiej nie wychodzić z domu :P.Ale potwierdzam, jazda samochodem jest fantastyczna. Uwielbiam to. Tylko, cholerka, muszę podejść w końcu do egzaminu! 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Spoko, ja rozumiem, że ludzi trzeba chronić, dlatego np. zamierzam się zapisać na kurs możliwie najdalej od mojego miejsca zamieszkania 😉 No to zróbże wreszcie i pojedziemy sobie do Nive, jak planowałyśmy już dawno! Ja też zrobię, to będziesz miała nawet kierowcę na zmianę ;D

  2. ~hanibal pisze:

    Jak bedziesz robiła prawko, uprzedź proszę, nie będę się zapuszcał w okolice Twoje. 😛 Lepiej zapobiegać niż leczyc. 😀

  3. ~przekora pisze:

    eee tam mała dasz radę. Mój tez na mnie nie krzyczy. I nawet wieczorem po pustej ulicy pozwala mi jeździc;))

  4. ~Mela pisze:

    Nikt nie ucierpiał, czyli jest ok :) Ja nie wiem, czy wszystkiego można się nauczyć, ale dobrze w to wierzyć, więc wszystko przed Tobą :)

    • ~Czerwona pisze:

      Wszystkiego na pewno nie, tylko co najwyżej czegoś, co się umieć bardzo chce :) Fajnie tak być niezależnym, no i z muzyką gaz do dechy… Tzn. tak sobie wyobrażam, bo na razie „do dechy” to raczej hamulce były 😉

      • ~Mela pisze:

        O to właśnie ‚wszystko’ mi chodziło 😉 Taa, dodatkowa motywacja- chcę. Na pewno frajda niesamowita to poczucie wolności.

        • ~Czerwona pisze:

          Chociaż szczerze wątpię, żebym się wypuściła na początku gdziekolwiek samotnie, więc ta wolność będzie jednak nieco ograniczona. Ale potem… ulubiona muzyka i ruraaa! I zimny łokieć ;D

          • ~Mela pisze:

            Jak ograniczona to już nie wolność ;P Co z tym łokciem?

          • ~Czerwona pisze:

            A któż z nas jest wolny… 😉 No zimny łokieć, czyli wystawianie łokcia za otwarte okno i bujanie się z ziomami przy rytmie umca umca ;D

          • ~Mela pisze:

            No nie mów, że nikt… 😉 Tak myślałam, w sumie łokcie moga być sobie zimne, oby reszta była w normie 😉

          • Czerwona pisze:

            Wiesz, kajdany umysłu i te sprawy… 😉 Mnie ograniczają własne lęki zwłaszcza. Tak więc wolności mało… No, tylko że ja mam często zimne stopy, dłonie i nos, więc wtedy łokieć jest już mało pożądany 😉

          • ~Mela pisze:

            Kurczę, człowiek sam dla siebie jest więzieniem…. 😉 Ale z łokciem będzie do pary 😉

  5. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    Mało to kochana wypadków, chcesz statystyki podnosić….? aha jak Cię uwaga pirat złapie to mnie pozdrów przynajmniej sprzed kamery ;P

  6. ~misolka pisze:

    Wrażenie niezapomniane!! Ja się jeszcze nie odważyłam ale nie raz mnie kusiło, żeby spróbować :)

  7. ~magda pisze:

    Zagadkowy Cię do samochodu wpuścił? Za kierownicę? cud nie mężczyzna.

  8. LittleWitch pisze:

    No no 😉 Odważny ten Zagadkowy! Ty zresztą też. Pogratulować. Ja do tej pory tylko raz się dopuściłam za kierownicę. Skutek taki, że było za krótko, żebym poczuła ekscytację, ale wystarczająco długo, bym zdążyła wydać z siebie krzyk przerażenia i puścić kierownicę 😀

    • ~Czerwona pisze:

      Kierownica to luzik, dla mnie najgorszą zmazą są biegi. Nie kapuję, jak można jednocześnie je zmieniać, zauważać znaki, ludzi, drogę i jeszcze rozmawiać! Na szczęście na polnej drodze chociaż znaki zostały mi podarowane. A raczej – zauważyłam tylko jeden i nie pamiętam, co pokazywał ;D Ale podobało mi się strasznie, zwłaszcza posiadanie władzy nad prędkością. Juhuuuu! 😉

      • LittleWitch pisze:

        Kierownicę puściłam z przestrachu prędkościowego, który mnie zaskoczył na samym początku :-) A biegi nauczyłam się zmieniać, ale już zapomniałam. Nie wiem… kurczę, wiem, że zmieniałam biegi kierowcy, ale nie wiem komu… oj, źle ze mną…

        • ~Czerwona pisze:

          O, to na tej zasadzie ja się zawsze wywalałam na nartach – ze strachu przed prędkością. Strach to coś, czego i teraz będę musiała się wyzbyć, chociaż myślę, że pójdzie łatwiej niż z nartami, odpukać 😉

          • LittleWitch pisze:

            Ja na nartach nie padłam ani razu, pewnie z zesztywnienia całkowitego (również z powodu prędkości) :DGood luck!

          • ~Czerwona pisze:

            Ja mam odruchy obronne, nad którymi nie panuję, więc mam pewne obawy, czy prowadząc auto nie będę za często skręcać – zwłaszcza gdy moja mamusia będzie mi wrzeszczeć ze strachu do ucha, w czym wyjątkowo celuje… 😉

  9. ~M. pisze:

    Gratulacje! Fajnie jest pojeździć samochodem. Jak już Ci kiedyś wspominałem, ja lubuję się w przyśpieszaniu i hamowaniu moją „Hanią” Civic, moc 140 KM. Jak się mocno ją „depnie”, to wciska w fotel. Ale natura ludzka jest ułomna, już mi się marzy coś o mocy 170-200 KM… Tylko te korki i ciasnota na drogach mnie męczą i gaszą radość z jazdy.Pozdrawiam i gumowych drzew życzę, a Zagadce cierpliwości!

    • ~Czerwona pisze:

      Ja się najbardziej obawiam, że będę ślamazarnym kierowcą, taką zawalidrogą… No bo na pewno, przynajmniej na początku, nią będę, a nie lubię, jak mi ktoś dyszy nad karkiem 😉 No i boję się, że będę się bać wyprzedzania. I fokle się boję, że tego wszystkiego nie ogarnę np., ale i tak chcę i już 😉 Ha, to mój szef by Cię polubił, ma fioła na punkcie swojej hondy, niemal tak dużego jak ja na punkcie mojego laptopa ;DPozdrawiam i do życzeń dokładam jeszcze same płytkie rowy 😉

  10. zielinskaanna001@poczta.onet.eu pisze:

    każdy z nas, w jakimś momencie swojego życia staje na takim właśnie zakręcie…i trzeba wyjechać z polnej drogi na ruchliwą szosę…paradoksalnie nie trzeba mieć prawa jazdy, żeby pojechać dalej…wystarczy obok nas ktoś kto w trudnym momencie złapie za kierownicę :)widzę,że Ty masz taką osobę;)jestem pierwszy raz na Twoim blogu,ale nie ostatni, wpadnę jeszcze z ciepłą herbatką z konfiturą z róży ;)pozdrawiam i mało zakrętów życzę ! ;P

    • ~Czerwona pisze:

      Na razie musiał to robić tylko w ścisłym tego słowa znaczeniu 😉 Ale mam nadzieję, że i w innych wykaże się refleksem w razie czego. Aczkolwiek – oby nie musiał 😉 To ja z grzanym winem witam i na kanapę obok kaktusów zapraszam. Kłują, ale dają się lubić :)

  11. ~wiedzma pisze:

    hmmm…. szukam odpowiedzi na moj komentarz , a tu nawet komentarza nie ma ;( kurcze szkooda :)

  12. ~Jazz pisze:

    Kurczę… jak wpuścił Ci za kierownicę to znaczy, że kocha… 😉

  13. ~Jazz pisze:

    Kurczę… jak wpuścił Ci za kierownicę to znaczy, że kocha… 😉

  14. Ken_G pisze:

    Ja to z dobrych kilka lat nie siedziałam za kółkiem, ale pamiętam dobrze, że też spokojnie żyłoby mi się bez zmieniania biegów. Koleżanka mówiła, że właśnie zmienianie jest najfajniejsze, a ja patrzyłam na nią ze zdziwieniem – bo co niby w tym fajnego? Rozprasza mnie i przeszkadza. Ale pojeździłoby się, pojeździło, tylko że nie ma czym…

    • ~Czerwona pisze:

      No ja też z dobrych kilka lat nie siedziałam za kółkiem, w sumie to całe 24 ;D Za to doskonale mam obczajoną siatkę połączeń komunikacją miejską. W sumie da się obyć bez prawka i auta – ale chciałabym zakosztować trochę wolności. No i nie musieć zimą dzielić pojazdu z zakatarzonymi i irytującymi, a latem z nieznośnie śmierdzącymi ludkami 😉 Chociaż z 2 strony w tramwaju przynajmniej można sobie pospać…

  15. monia.londyn@onet.eu pisze:

    ha! troche praktyki i bedziesz jezdzic jak… wariat. jakby co, to nie wyjezdzaj nigdy po mnie na dworzec samochodem! 😉 powodzenia w nauce! buziaki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *