Od dawna czuję fizyczną odrazę do polityki, ale dzisiaj muszę wyrazić swoje zdanie, ponieważ aż mi się coś zagotowało dosłownie, i to w dwóch kwestiach. Pierwszą jest sprawa agresji Sowietów na Polskę w ’39. Nigdy nie byłam zwolenniczką martyrologii i pławienia się w tych wszystkich rocznicach, w rozpamiętywaniu tego, kto pierwszy zawinił, kto komu dokopał, kto z kim zawarł pakt i kto go złamał. Ale dzisiaj to już była przesada – w telewizyjnych wiadomościach usłyszałam wypowiedź jednego rosyjskiego żołnierza, jakoby wkroczenie wojsk Armii Czerwonej było tylko, cytuję, operacją wojskową, i to pokojową! Interesuje mnie wielce, dla kogo pokojową, bo chyba nie dla Polaków, zwłaszcza wywiezionych do Katynia. Może dla Szkopów? Tylko że ci przyznają się do zbrodni. Rosja nie, Rosja przecież jest niewinna, Rosja broniła Ukrainy i innych swoich poddańczych ziem; pytanie, przed czym, bo chyba nie przed Polską, która akurat była miażdżona ze zgoła innej strony i nie miała zbytnio ochoty dobrowolnie działać na dwóch frontach, jest tu oczywiście absolutnie nie na miejscu. A może oni chcieli bronić i nas, tylko nie odróżniali naszych od tamtych po mowie i tak im się coś nie udało? Albo mieli nas poinformować o wejściu swoich ludzi, tylko im gołębie pocztowe zdechły ze strachu, więc w dezorganizacji strzelali na wszelki wypadek do wszystkich? A chcieli dobrze?
Tak, tak. Oni zawsze chcą dobrze – tak samo jak w przypadku, już bardziej współczesnych, momentów dziejowych typu Czarnobyl albo zatonięcie okrętów. Szkoda tylko, że za każdym razem „zapomną” albo uznają za zbędne powiadomienie społeczeństwa o takich rzeczach na czas.
Druga zaś sprawa dotyczy tej nieszczęsnej tarczy. Ponieważ nie miałam wyrobionego zdania i śledziłam tylko bieg wydarzeń, przyzwyczaiłam się już do myśli, że ona będzie. A teraz co? Okazuje się, że nie. Może to dobrze, kto wie, może rzeczywiście wyjdzie na zdrowie, będzie tańsze w eksploatacji itd., ale jedno mnie wścieka – Amerykanie zawracali nam tym głowę już tak długo, że aż zapomniałam, od kiedy, namawiali, podlizywali, jacy to my jesteśmy wielcy sojusznicy, wszyscy się o to kłócili, podniecali, wszystkim ten szajs tylko nerwy struł – a teraz im wystarczyło powiedzieć, że nie, i niemal że pocałujcie nas w rzyć. Moim zdaniem to niepoważna taktyka i szczerze żałuję, że nie mogę osobiście dać im w pysk z tej okazji. Nie za samą decyzję, tylko za tę zabawę w kotka i myszkę.