Znali się długo. Byli ze sobą rok. Może niecały, nie liczyli.
Kiedy zadzwonił do drzwi, biegała niegotowa. W turbanie na mokrych włosach, w fartuszku gosposi, gotującej mu szalejący aromatami obiad, z kremem depilacyjnym na nogach.
Wszedł, z dezaprobatą rzucił okiem, jedzenie zaakceptował zadowolonym mruknięciem, spałaszował. Ona w tym czasie umalowała się, zmyła co trzeba, poskubała sałatkę, ułożyła fryzurę.
I z okrutnym Planem w głowie chwyciła spódnicę. Nigdy jej jeszcze nie miała na sobie, czekała na wyjątkową okazję.
Okazja okazała się być niesamowicie obcisła, z dwoma seksownymi rozcięciami, rozkosznie przylegająca do pośladków.
Ruchem femme fatale z najlepszych lat czarno-białego kina założyła pończochy, a potem ze skandalicznym uśmieszkiem przyjrzała się szpilkom. Fioletowe, z frywolnymi ząbkami, wzuwane. Będzie cholernie trudno w nich chodzić, ale czego się nie robi dla powodzenia Planu.
Wsunęła jeden. Potem drugi.
Kolczyki, połyskujące jak fioletowe niteczki, zaplątały się w kosmyki włosów, gdy ze stukotem obcasów wparowała do pokoju.
Nie zmieniła się spektakularnie. Wszak nie była dotąd wcale chłopczycą, dla której sex appeal stanowiłby obce pojęcie. Mimo to od tamtej chwili istniała tylko jej spódnica, Plan spełniał się sam, a ona nawet nie musiała kręcić biodrami. Same kręciły. Nim zwłaszcza.
Znali się długo. Byli ze sobą rok. Może niecały, nie liczyli.
Tego dnia jednak on w udręce odmierzał minuty do końca kinowego seansu. Czekał tylko na jedno – by jej Plan uzupełnić swoim.