Karuzela z Madonną

W sobotę wczesnym rankiem wsiedliśmy w auto. Grała muzyka, a my przygotowywaliśmy się do długiej podróży. A zwłaszcza do tego, co miało nastąpić u celu…

Zaparkowaliśmy w Warszawie, jakieś 20 minut drogi piechotą od Bemowa. Poszliśmy na pizzę. Miasto było martwe, tak jakby wszyscy pochowali się przed zajadłymi fanami Madonny. Niepotrzebnie – ludzie okazali się bardzo sympatyczni, mimo że potworna spiekota i brak organizacji nie sprzyjał humorom. Nie byłam nigdy na tak wielkim koncercie, ale doprawdy chyba można to było zorganizować lepiej. Dwie godziny staliśmy w kolejce, pchani wraz z tłumem i ściskani coraz mocniej przez napierających z tyłu ludzi. Oczywiście ja jak to ja, musiałam popełnić jakąś głupotę – tym razem mianowicie zapomniałam butów na przebranie. No i cały koncert występowałam w… japonkach! Mówię Wam, w tym ścisku na wstępie to dosłownie miałam chwilę rozpaczy, chciałam wracać, rozpłakać się i ogólnie czułam się przerażona wizją moich pomiażdżonych palców oraz powyrywanych pasków od butów i w efekcie drogi powrotnej na bosaka. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, tłum mimo chaosu umiał chodzić, a zdeptał mnie jedynie paradoksalnie Zagadkowy 😉 Ale może dlatego, że się tak kurczowo siebie trzymaliśmy, bojąc się rozdzielenia jak ognia.

Kiedy otworzyli wejście, tłum na raty zaczął spływać, niestety nie z kolejki, tylko spoza, cwaniacy bowiem przełazili bokiem przez barierki tuż przy wejściu. Ochrony nie było. Dosłownie nic, zero. Organizacja do bani, aż się dziwię, że nie doszło do tragedii.
Gdy przebrnęliśmy przez pierwszą bramkę, okazało się, że to nie koniec utrudnień – czekały nas jeszcze z trzy. Na jednej sprawdzali plecak, z którego wywalili nam wodę, bo była większa niż 0,5l, reszty zaś nie przeszukiwali wcale, więc Zagadkowy niepotrzebnie wkładał sobie aparat fotograficzny w majty… 😉 Na następnej bramce kontrolowali bilety, a potem to stała już taka bramka bezpieczeństwa, przez którą po prostu musieliśmy przejść. Ale dopchać się do niej to była epopeja. Organizacji braku ciąg dalszy, ochrona bezradna, na środku jakieś placyki puste, pewnie też z zamierzenia dla bezpieczeństwa, ale w praktyce wypadły średnio, skoro były ustawione żerdziami na zewnątrz, więc każdy się o nie potykał…
Gdy ostatecznie wpuścili nas już na właściwe pole, oczom naszym ukazała się scena. Rzut oka za siebie uświadomił nam rozmiary imprezy – napływające masy ludzi lokowały się jak na biwaku, siadając czy kładąc się na trawie lub gorączkowo wykupując zapasy wody. Którą to wodę zresztą dostawaliśmy otwartą, bez nakrętek. Na szczęście wyhaczyłam jakieś zamknięcie na ziemi, więc mogliśmy jedną butelkę wytrąbić od razu, a drugą mieć na potem. Pamiętajcie, na każdy wielki koncert bierzcie ze sobą osobno nakrętki do wody 😉

Jako support zagrał Paul Oakenfold, DJ światowej sławy. Początkowo świetny (KLIK), potem już smęcił, ale bawiłam się dobrze, w przeciwieństwie do trochę starszych widzów. Ogólnie bowiem rozpiętość pokoleniowa była ogromna – od dzieciaków wręcz, przez nastolatki i dorosłych, po zaawansowanych wiekowo. Jedna pani miała chyba z 65 lat… Generalnie sympatyczni, chociaż wydaje mi się, że lepiej wczuli się w klimat jednak młodzi.

DJ skończył, a Madonna się spóźniła, zatem czas umilały nam rozmaite piosenki. Kilka razy mieliśmy falstart pisków i gwizdów, ale po symbolicznych kilkunastu minutach Madonna wreszcie się pojawiła, wyjeżdżając widowiskowo na tronie zza telebimu (KLIK). Zaczęło się!

Koncert podobał mi się bardzo. Może dlatego, że byłam nastawiona odpowiednio? I nie chodzi mi tu o dobry humor czy coś, bo ten oczywiście dopisał, gdy tylko zorientowałam się, że wokół siebie mam miejsca na tyle, że nikt się o mnie nawet nie ociera. Po prostu przed koncertem pochodziłam sobie po youtube i podejrzałam, co nas czeka. Dlatego śmieszą mnie zarzuty uczestników koncertu, jakoby Madonna nie śpiewała na żywo, była zimną babą czy nie bisowała. Moim zdaniem dała z siebie wszystko! Zresztą prawdę mówiąc nie zwracałam uwagi na ewentualne fałsze, playback mi wisiał, po prostu widziałam wielkie, migoczące i olśniewające show, słyszałam nowe – genialne! – aranżacje piosenek i bawiłam się doskonale, rycząc kobiecie przede mną do ucha z całych sił teksty piosenek, klaszcząc, skacząc w tych japonkach, wyciągając szyję, by dostrzec chociaż raz na pół godziny sylwetkę gwiazdy… Żałuję tylko, że scenę umieszczono tak nisko, podobnie jak telebimy, chwilami trudno było cokolwiek zobaczyć. Aczkolwiek i tak staliśmy stosunkowo niedaleko, i na szczęście Zagadkowy mnie czasem podnosił, żebym sobie popodziwiała. Piosenek moc całą usłyszeliśmy, i tych najbardziej popularnych staroci (w odświeżonych brzmieniach – KLIK), i nowinek (KLIK), łącznie z bardzo nietypowym występem a’la cygański tabor. Ujrzeliśmy ciut pikanterii, gdy przy utworze „She’s not me”, zadedykowanym wszystkim kobietom, Madonna całowała tancerki. Ciekawie przedstawiały się również przerywniki, dające Madonnie czas na przebranie się – np. występ walczących na ringu.

Bardzo wzruszające było odśpiewanie „sto lat” (KLIK) i wyciągnięcie w kierunku gwiazdy papierowych serc. Szczególnie rozbawiło nas serducho, na którym ktoś napisał desperacko „adopt me!” :)
Jeden tylko zgrzyt warczał mi cały ten koncert. Mianowicie na widok tych wszystkich wygibasów 51-letniej, jakby nie było, kobity, czułam się jak własna babcia, której klaskanie 5 minut z rękoma w górze czyniło zadyszkę… 😉
Było super!

A teraz garść cytatów z tłumu, powodujących uciechę całej braci we wspólnej niedoli czekania na wejście:
Jakaś kobitka, idąc w tym potwornym ścisku: „Mam butelkę między nogami!”
Inna pani, na widok chamów przeskakujących barierki, tonem rozkapryszonego dziecka (brakowało tylko tupnięcia nóżką): „Nie przeskakiwać! Nie wolno!”
I wreszcie młody chłopak, który poszedł poza ostatnią barierkę po piwo dla swoich znajomych, tłumaczący się swojej dziewczynie z braku tegoż: -Kupiłem trzy i nie chcieli mnie wpuścić!
Dziewczyna: I co z tymi piwami zrobiłeś?!
Chłopak: No jak co. Wypiłem…
:)

blog_uk_3741146_4693465_tr_madonna
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *