W kupie raźniej

W społeczeństwie nad jeziorem zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” można by przyciąć do treści „wszyscy za jednym”. W naszym przypadku zaś – „wszyscy za dwójką”.
Urządziliśmy sobie z Zagadkowym weekend pod namiotem. Okolica przyjazna, woda ciepła, zielono, pogoda sprzyjająca, wybraliśmy się więc z rana samego na kajak. Zataczając liczne koła, kręcąc się wśród trzcin, wykrzykując zachwyty nad grzybieniami białymi i grążelami żółtymi oraz debatując, czy te białe ciapki na krzaczkach rosnących pod zadami ptaków, których nie poznawaliśmy, to kupki, czy może choroba jakaś, dojrzeliśmy w końcu do wykonania pewnej czynności fizjologicznej. Wbrew domysłom zwanej zaledwie oddawaniem moczu ;P Ponieważ dojrzewanie było gwałtowne, dobiliśmy do brzegu pierwszego z brzegu, na którym nikt nie cumował, nawet nie zwracał na niego uwagi. Byle szybko, byle mieć gdzie wyjść. Maleńkie zejście do wody nie zachęcało widokiem drugiego planu – zarośniętych chaszczy po pierś. Ponieważ jednak po odblokowaniu jednej czynności odblokowała się i druga (tak, tym razem właśnie ta…) postanowiliśmy spenetrować zarośla (jak by nie brzmiało, i tak brzmi słusznie :)). Przedarliśmy się więc przez początkowe bariery mechaniczne i dotarliśmy na… spore miejsce niemal stworzone do biwaku! A co najlepsze – dostępne tylko z jednej strony, kompletnie osłonięte i absolutnie boskie.

Z radości legliśmy pośród wielgachnej trawy, na kocyku, i dalejże bez pardonu „suszyć majtki” :) Gdy wreszcie świat stał się bardziej realny, postanowiłam, że naprawdę te majty zostawię na słońcu, oszczędzając nerki i pęcherz, a zakryję się tylko kapeluszem. I oczywiście kiedy myśl weszła w czyn, na brzegu zawitali zaciekawieni nagle polanką ludkowie, pchający się bez zastanowienia w naszym kierunku. No to w te pędy zakładać to i owo. Uf, udało się, widząc nas, odpłynęli, podśmiechując się tylko nieznacznie.

Wtedy z kolei stwierdziłam, że pasków na ciele nie lubię, a ci turyści to był wypadek przy pracy, zatem, ponaglana jeszcze przez Zagadkowego (ba!), zdjęłam górę kostiumu i położyłam się na kocyku. Rzecz jasna zaraz posłyszałam kolejny zmasowany atak, facetów samych w dodatku. I znów podobna, wściekle pośpieszna procedura.

Kiedy ulokowałam się wreszcie w spokoju, przezornie już we wszystkich częściach stroju i utyskując na brak prywatności, zagnałam Zagadkowego do kajaka po wodę. Wrócił bez wody. Przerażona wizją, że może ktoś nam ukradł jakimś cudem dobytek i że będę musiała tę drogę przebyć wpław, co przy moich zdolnościach pływackich automatycznie równałoby mnie z powierzchnią nawet nie ziemi, a dna jeziora, spytałam słabo, co zacz. Odrzekł, że jakaś laska się aktualnie wypróżnia i nie chciał przeszkadzać…

Ogólnie tym sposobem w ciągu 15 minut przewinęły się tabuny ludzi, przy czym wcześniej, gdy krążyliśmy sobie wokół tego cypelka, nie zauważyliśmy nikogo przez 2 godziny. Cholery można dostać i niech mi ktoś teraz powie, że psychologia tłumu to pic na wodę.

A te ptaki od krzaczków to były kormorany! Więc z całą pewnością nieszczęsne rośliny nosiły na sobie wielokrotne znamiona sprawności licznych kloak. Wszak w kupie raźniej…

blog_uk_3741146_4693465_tr_2 blog_uk_3741146_4693465_tr_6
blog_uk_3741146_4693465_tr_3
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *