Ludzie mi bliscy mają specyficzny talent, jeśli chodzi o komunikację pośrednią, czyli poprzez telefony, domofony itd., tak stwierdzam. Już pomijam, że sama, dzwoniąc gdziekolwiek, regularnie mam problemy z wymówieniem własnego nazwiska i każdą rozmowę zaczynam dziwnym bełkotem. Moja rodzina i tak jest dużo ciekawsza w te klocki. Zadzwoniłam ci ja np. kiedyś do siostry, a tu nagle rozległ mi się w słuchawce męski głos. Aż w ekranik spojrzałam, co wykręciłam, ale stało jak byk, że siostra. Zaś głos należał do taty, co zarejestrowałam chwilę potem, gdy spytał mnie z odrazą: „Po co do nas dzwonisz??”. To odparłam oburzona, że po pierwsze jak po co, co to znaczy po co, po to są telefony, a po drugie to nie do nich, tylko do siostry i co fokle oni robią z jej komórką?! Się okazało, że zostawiła ją niechcący w naszym domu, a że ja się wyświetliłam, to odebrali. I przy okazji zganili profilaktycznie, no bo jakże, nie przewidziałam…?
Innym razem mój tato dzwonił z dołu domofonem. Podniosłam słuchawkę ze zwyczajnym „halo”, a on mnie nie poznał i z tak bezbrzeżnym zdumieniem, jakby się do niego orangutan odezwał, wypalił: „kto mówi??”. Głupio trochę po odebraniu zamiast powitania usłyszeć kwestię należącą zgoła raczej do osoby na moim niż taty miejscu…
Zagadkowego rodzina też nie lepsza. Któregoś dnia na stacjonarny zadryndała ze sklepu jego mama. Chwilę pogadali, po czym nagle z ust rodzicielki padło pytanie: „a jest ktoś w domu?”.
Nasza jedna krewna z kolei, nieobyta z cudami techniki, nagrała się raz niechcący i dość niebanalnie na pocztę głosową, głos automatu zdezorientował ją bowiem do tego stopnia, że wyrwało jej się: „co to ku*** jest??”. Przy czym nikt nigdy nie słyszał, żeby ona choć słowo „cholera” powiedziała, więc tym bardziej w szoku byliśmy. (Swoją drogą ja też jestem wrogiem wszelkich przekierowań i o ile wiem, jak się na pocztę nagrać, to pojęcia nie mam, jak to-to odsłuchać, i nawet nie chcę wiedzieć. Na szczęście klienci także niemal nigdy nie chcą.)
Ale i tak szczyty uprzejmej konwersacji bije na głowę moja ciotka z Krakowa – każdą rozmowę przez domofon rozpoczyna minimalistycznie krótkim szczeknięciem: „KTO!”. To się nazywa oszczędność energii.