Cel, pal, marz

Podobno marzenie powinno być czymś nieosiągalnym – byśmy za nim gonili, ale nigdy nie byli na tyle szybcy, żeby, ledwo muśnięte, nie zdematerializowało się. Winno dotykać wzniosłych cząstek tchnień, doskonalić wnętrze; równocześnie jawić mimowolne, namacalne i codzienne życzenia jako zanieczyszczone cywilizacją i konsumpcjonizmem.
Lecz czy takie przeświadczenie nie szufladkuje spraw przyziemnych? Czy coś stricte materialnego zawsze jest osiągalne, a co za tym idzie – całkiem odarte z magii? Przeciwnie. Docieranie wgłąb siebie bywa łatwiejsze do wdrożenia niż pragnienie uzależnione od cyferek, od dobrej woli innych, od… Ale nawet wówczas, przy tym, co wymaga nakładów finansowych oraz – ależ tak! – egoizmu wręcz niewiarygodnego, ja wierzę, że mi się uda, kiedyś, rozsądek i rzeczywistość temu przeczą, a ja uparcie…

Czy jednak jeśli wierzę, po prostu czuję i wręcz przyjmuję za fakt, że kiedyś coś zrealizuję, to owo „coś” można jeszcze nazwać marzeniem? Czy tylko celem? Czym się właściwie różni marzenie od celu? Elementem fantazjowania? Chyba nie, wszak fantazjuję o wielu rzeczach, ale dla przyjemności samej w sobie i w większości bez chęci wdrożenia w życie. Zatem marzenie…? A może jeszcze zwyczajnie go nie znam? Może to coś, co mi siedzi pod naskórkiem i nie chce się ujawnić świadomie, woli pozostawać w głuszy rozumu, żeby…

… nie zostać sprowadzonym do bezdusznych wytycznych? Nie zdewaluować się i zdegradować do poziomu portfela? Nie być zapomnianym po spełnieniu?

… nie spełnić się?

Może marzenie chroni po prostu przed utratą wiary w sens czegokolwiek, co robimy i czemu się przyglądamy? Wszak musiałoby być bardzo smutnym uczuciem: nie chcieć niczego więcej.
Tyle że przecież ryzyko praktycznie nie istnieje. Zawsze chcemy. Chociażby – powtórzenia.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

66 odpowiedzi na „Cel, pal, marz

  1. monia.londyn@onet.eu pisze:

    moze marzenia to te cele ktorych nigdy nie dalo sie osiagnac? czy marzenia powstaja zatem jako produkt uboczny? a morze marzenia to takie elementy ktorych spelnienia nie do konca chcemy? fajnie gdy pozostaja w swiecie fantazji, ale przeniesione w rzeczywistosc przynioslyby wiecej klopotu niz pozytku? marzenia bowiem nie zawieraja opcji planowania i strategii oraz synhronizacji czasowej…

    • ~Czerwona pisze:

      Nie wiem, czy ktokolwiek, marząc, zastanawia się nad skutkami ubocznymi… Więc może właśnie dlatego to są tylko marzenia, masz rację :) Tylko… jak to rozpoznać? Chociaż w sumie czy w ogóle jest sens? Zapewne każdy czuje szóstym zmysłem, co jest marzeniem, a co nie. Dla mnie marzeniem są podróże dalekie. I to marzeniem cyba na zawsze zostanie, niezależnie od tego, ile zwiedzę. To się dopiero nazywa marzenie wielokrotnego użytku! 😉

      • monia.londyn@onet.eu pisze:

        marzenie wielokrotnego uzytku:) fajowe. mam takie samo:)

        • Czerwona pisze:

          To chyba większość z nas je ma 😉 A dokąd teraz byś chciała pojechać?

          • monia.londyn@onet.eu pisze:

            napewno do Indii. tam zawsze mnie ciagnie, a polnocnych nie widzialam w ogole. poza tym do Ameryki Poludniowej bym chciala bardzo bardzo,szczegolnie do Meksyku, ale to raczej nierealne. z bardziej realnych Paryz, ogolnie Francja i Hiszpania. No i Portugalia i Jamajka, Maroko, Egipt, Nepal, Wietnam, Kambodza… starczy? :) a w ogle najlepiej to dookola swiata po prostu;) narazie kurna do Pl lece. musze bank jakis obrobic:)

          • ~Czerwona pisze:

            Jamajka to cel Zagadkowego, łącznie z Kolumbią, mamy zaproszenie od jego znajomych, ale wiadomo – między zaproszeniem a wyjazdem przepaść ogromna. Głównie pieniężna i czasowa, wszak na taką podróż trzeba mieć też sporo dni wolnych… I już abstrahując od wydatków, to kto ma możliwość, żeby tyle urlopu wziąć? Heh. No ale obaczym, może kiedyś… :) Z moich marzeń, prócz Bora Bora i Madagaskaru, które są kompletnie nierealne, to jeszcze Paryż, Hiszpania, Finlandia i nade wszystko – Szwajcaria! Niech mnie ktoś nauczy grać na giełdzie czy coś… 😉

  2. Ken_G pisze:

    No tak, nieraz w sumie spotkałam się z tym, że marzenie spełnione to już tylko wykonany plan, nie marzenie. I zgodzę się, że gonienie króliczka jest czasami przyjemniejsze niż schwytanie go. Ale jednak spełnić marzenia, może nie wszystkie, ale choć jedno, dwa… Byłoby pięknie i wcale nie straciłabym zachwytu dla dalszego życia. Dalej byłoby pięknie marzyć :)))

    • ~Czerwona pisze:

      Zawsze można podzielić marzenia na małe i duże, spełniać sobie te mniejsze, a te duże uznawać za coś pięknego w swej niedostępności… Tylko… co by to mogło być? Większe zarobki? ;D

      • Ken_G pisze:

        Większe… bumbsy. Wiem, że jestem płytka, banalna i pusta jak makówka po wytrzepaniu maku, ale ostatnio tak mi brak cycków. Własnych, dodam ;)))

        • ~Czerwona pisze:

          Ale do czego Ci są potrzebne? 😉 Nie no, ja jestem decha totalna, żal mi czasem, bo też bym chciała się pochwalić biustem, a tu push-upy i push-upy… Ale co się będę dołować, takie mam i trudno. Grunt, że są… hm… wrażliwe ;P

          • Ken_G pisze:

            No bo fajnie by było je mieć. W sensie większe. Ostatnio byłam na zakupach i przymierzałam parę bluzek. W żadnej nie wyglądałam dobrze, bo sięgnęłam z przyzwyczajenia (rety! przez rok się przyzwyczaiłam, a całe życie w koszulkach) po te z dekoltem, a tu mi ubyło i żal wyglądał jeno zza poduchy. Tabletki mi sporo pomogły, zaczęłam w końcu pokazywać się w odważniejszych rzeczach, a teraz… Nie wiem co się stało, może organizm przywykł i wraca do odwiecznego stanu. I wracają stare kompleksy. Cycate mnie nigdy nie zrozumieją, a „ziomki” wiedzą w czym rzecz, ale potrafią jakoś przejść nad tym do normalności. A ja jak jakaś nastolatka, której pryszcz na nosie wyskoczył ;)))

          • ~Czerwona pisze:

            Ja stwierdziłam, że przytyłam ogólnie, ale niestety widać to tylko w udach (nawet nie łydkach, uch!), ramionach i pasie, grrr… Wprawdzie i tak lepiej się z tym czuję, zdrowiej, chociaż pewnie to zwykły tłuszcz, no bo skąd by miały być mięśnie, z tego całodziennego siedzenia w pracy?… A wiesz co mi się marzy? Taki ciuch bez pleców. Tylko do niego bym chyba musiała sobie kupić przyklejane cycki, bo co mi po tym, że tył seksowny, jak przód do bani. Ciężkie to życie 😉

          • Ken_G pisze:

            Oooo tak, dokładnie! Ja mam jeszcze problem z bluzkami na szyję, trzeba odpiąć ramiączka od stanika, a wtedy… pac! na brzuch! ;))) No bo czego mają się trzymać? Nieraz się zastanawiałam jak sobie z tym radzą biuściaste kobiety. Przyklejają sobie stanik do biustu, żeby im nie zleciał, czy to jakaś nieznana płaskiej oczywistość? Wszystko mogę wytrzymać, czasem po prostu mam napady poczucia niesprawiedliwości, że trzeba cały czas kombinować. Nie możesz sobie po prostu kupić bluzki jakiej chcesz czy seksi stanika, bo trzeba najpierw się zastanowić czy nie spłaszczy, czy będzie pasować, czy nie zdemaskuje moich małych tricków… Ech, te babskie kombinacje ;)))

          • ~Czerwona pisze:

            A ja mam problem z bluzkami czy kieckami bez ramiączek, nawet ze stanikiem typu push-up mi to-to zjeżdża, podczas gdy wszystkie biuściaste babki noszą to ot tak i wszystko się trzyma. Ja nie wiem, żeby głupi biust miał tyle funkcji… 😉

          • Ken_G pisze:

            Tak ;))) A wczoraj moja cycata koleżanka powiedziała (słuchając moich żali): „No ale czemu narzekasz? Przecież i tak nie chcesz mieć dzieci, to po co ci biust?” Wrrr! Myślałam, że padnę!

  3. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    Marzenie to takie cuś o czym myślisz non stop ale wiesz, ze nie spełni sie nigdy i dlatego jest marzeniem … jak np plany na bycie katorka.. marzyć wolno 😉 w przeciwym razie byłby to plan na zycie a one są nudniejsze 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Kurcze, najpierw długo się zastanawiałam, co to u licha jest katorka… Taka mała katorga? ;D Czyli marzenie jednak musi byc niedostępne? W sumie… może musi być niedostępne w danej chwili, nie żeby z definicji być nieosiągalnym całe życie…

      • ~ciemna pisze:

        jak dla mnie to ono musi być mało realne z załozenia bo po marzyć np o kinder kanapce jak wystarczy ubrać buty i zejsć do sklepu … musi być nieosoągalne inaczej nie ma sensu sobie głowy zawracać .. się katogrować tak 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Trzeba jakoś odgraniczyć marzenie od pragnienia, które może być bardzo… hm, nie tyle, że prozaiczne, bo budowa domu też jest prozaiczna ;), ale właśnie takie na wyciągnięcie ręki i w sumie drobne. Zresztą wszystko zależy od sytuacji marzącego, ja np. kiedyś marzyłam o walkmanie, pamiętam to do dziś 😉

          • ~ciemna pisze:

            gorzej ja marzyłam o czerwonym a dostałam biały i załamana była.. wtedy zroumiałam, ze to o czym marzymy cześto jest dalekie od tego co otrzymujemy .. i klops bo marzenie w sumie spełniona a że niedokładnie to nikt reklamacji nie dawał na to 😉

          • Czerwona pisze:

            Bo to trzeba wszystko obwarowywać, żeby było takie, sr.akie i owakie. A na końcu się okazuje, że o czymś zapomnieliśmy, i los właśnie to przydziela :)

          • ~ciemna pisze:

            uuu to w planowaniu mężą trzeba mieć wszystkie, nawet najmniejsze szcególiki pod uwagę ;P bo skończyć z facetem z istotnym defektem to cieżko, jeszcze na całe zycie lub przynajmniej dio rozwodu ;P

          • ~Czerwona pisze:

            Zawsze możesz sobie organizować „delegacje”, z dala od męża ;D A najlepiej to męża wcale nie planować, będzie prościej :)

          • ~ciemna pisze:

            i koniecznie w obecności innego.. dla bezpieczeństwa na obczyxnie 😉

          • ~Czerwona pisze:

            To ile ty ich chcesz mieć, poligamistko? 😉

          • ~ciemna pisze:

            wliczając zgony, rozwody i kochanków ;)?

  4. zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

    Cel to taki konkret, łatwo ułożyć plan do jego realizacji. Marzenie ma w sobie więcej magii, gdybania, takiego trochę rozleniwienia pragnieniem … to tak na mój rozum było ;-))

    • ~Czerwona pisze:

      Mi marzenie jakoś dziwnie kojarzy się z słońcem połyskującym w fali krystalicznie czystego morza gdzieś na Hawajach 😉 Masz rację, cel oznacza jakąś determinację, marzenie to coś bardziej relaksującego, aczkolwiek przecież wielu ludzi jedno z drugim łączy, i te marzenia spełnia, podobno… Hm…

  5. ~w-i-a--ra pisze:

    bo marzenia trzeba widzieć jako plany :) wtedy się zrealizują! cel to za mocne słowo :) buziaki… kocham Cię i tęsknię :( PS mam już harrego 😀

    • ~Czerwona pisze:

      Ale plany też zazwyczaj biorą w łeb, i to nawet zwyczajne, więc co dopiero marzeniowe… Nie wiem, może trzeba robić swoje i… nie myśleć za dużo, czy to cel, plan czy marzenie 😉

  6. ~anka pisze:

    pół życia powtarzam sobie, żeby marzenia dostosować do życia, a nie życie do nich, bo wtedy nic się nie uda. myślę, że niektóre marzenia trzeba spełniać, inne zostawić dla wyobraźni.a jeśli chodzi o fakt „schodzenia do portfela” można gdybać, gdy portfel jest pełny i niczego nie brakuje, kiedy zabraknie, myślisz tylko o portfelu, bo prozaicznie z pustym żołądkiem nie da się myśleć o samorealizacji i być ponad to. spełnić się? każdy by chciał, byc kimś, robić coś.., ale kiedy życie staje okoniem, trudno pozbyć się myśli, że ktoś wybrał ci inną drogę. gdyby każdy człowiek się spełniał tak jak chciał, bylibyśmy wszyscy cholernie szczęśliwi. albo nudni, a szczęście okazałoby się tak normalne i zwyczajne, że aż nieszczęśliwe;) buziak!

    • ~Czerwona pisze:

      To prawda, ja chciałam tylko z gąszczu życzeń wyodrębnić marzenie, to takie jakieś najważniejsze, ale normalnie nie mam takiego! I to jest dla mnie szokujące, bo chcę tylko jakichś rzeczy, może dużych typu dom itd., ale to wszystko jest marzeniem niemal każdej osoby, więc czy można je nazwać marzeniem, skoro jest takie… nieindywidualne? Wiem, mam problemy 😉 Dobra. No to marzę o tym Bora Bora i o odkryciu nowego gatunku roślinnego 😉 O tym spokojnie mogę marzyć, bo się akurat raczej nie spełni ;)))

      • ~anka pisze:

        hmm.., więc przeszkadza ci to, że przyziemne (znaczy się z posiadaniem rzeczy) i nieindywidualne marzenia masz? hi hi hi;) nie martw się, to przecież takie marzenia pchają nasze życie do przodu;) mnie zawsze marzyła się Norwegia, odkąd jest Barczysty mogłam tam pojechać, bo jego przyjaciel tam jest i nawet nas zapraszał luzzz.., i co ja? stchórzyłam. powiedziałam, że nie chcę. wolę, żeby to marzeniem zostało, bo co potem? o czym będę marzyć? więc teraz dalej marzę, podziwam zdjęcia, a poza tym marzy mi się 2 pokojowe mieszkanie, ot i proza zycia. Bora Bora zwiedź a może jednak natkniesz się na jakis okaz… 😉 buziak!

        • Czerwona pisze:

          Ha, jak łatwo powiedzieć,, „zwiedź Bora Bora”, jak już tam jechać, to z luksusami typu chatka w morzu itd, a to kosztuje, liczyłam, że średnio 20tysiaków na łebka same koszty podróży, a co z żarciem itd… 😉 Masakra. Też se marzenie wybrałam, tzn. miejsce, co nie? Ty chociaż masz bliżej 😉 Ale przecież jak pojedziesz do Norwegii, to i tak wszystkiego naraz nie zobaczysz. Zostanie jeszcze coś z marzenia, oj zostanie, mówię Ci :) A jak masz szansę – kurcze, no jedź! Tzn. teraz może chwilowo nie, ale z dzieciaczkiem, możesz mu wtedy dać nadzieję, że marzenia się spełniają :)

          • ~anka pisze:

            dasz radę! sprzedawaj te telefony komu popadnie zbieraj prowizję i chodu na Bora Bora! tam ciepło, będziesz koksy z palm zbierać i mace robić, mąkę weźmiesz naszą, woda będzie wokół domku;););) a koszty podróży jeszcze.., a nie mozna tam nielegalnie jakoś, wpław? hi hi ih;) a co do Norwegii, wiem, że obszar do zwiedzania ogromny, choc mnie interesują głównie Lofoty, i jakoś tak mi sie myśli, że jak postawię nogę na ziemi Wikingów, to potem wszystko będzie inaczej… 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Haha, za moją sprzedaż telefonów to bym chyba pieszo musiała tam iść, i potem po wodzie, jak Jezus 😉 Zresztą wiadomo, jak to jest – gdybym już miała te 20 tysięcy zł, to pewnie bym je wydała na bardziej prozaiczne rzeczy, albo zbierała dalej, niż jechała na Bora Bora dla własnego kaprysu 😉 Tak to z nadprogramową kasą bywa – im jest jej więcej, tym bardziej żal wydawać na głupstwa, cyferki na koncie tak ładnie wyglądają… 😉

          • ~anka pisze:

            ale to brak cyferek sprawia, że tak dobrze się marzy, bo jak sama piszesz dużo cyferek wyhamowuje wszystkie pragnienia;)

          • ~Czerwona pisze:

            No może nie wszystkie, ale na pewno wprawia w stan rozterki 😉 Dlatego jak wygrywać, to tylko miliony! Chociaż teraz nawet tysiączek nadprogramowy by mnie ucieszył… Co ja gadam zresztą. Mnie każde 20zł cieszy! 😉

          • genever@op.pl pisze:

            mnie tak samo;) każda nadprogramowa kasa to jak dar niebios;) o tysiączkach to nawet nie marzę;) choć mam coraz większą motywację żeby w totka grać;)

  7. ~magda pisze:

    Marzenie ma prawo się spełnić, ale musi zależeć w dużej mierze od szczęścia.

  8. ~hanibal pisze:

    Życie byłoby smutne bez marzeń. W końcu po to się żyje, żeby je spełniać. Ja po to żyję.

    • ~Czerwona pisze:

      A ja nie mogę tak powiedzieć, ponieważ, jak widać w poście, dopiero zgłębiam, czym one są. A nie mogę powiedzieć, że żyję dla czegoś nieokreślonego. Chociaż w sumie… w sumie to każdy żyje z niewyjaśnionych powodów i dla niewyjaśnionych powodów, więc w sumie… No ok, to też żyję dla marzeń, a co 😉 I tym pokrętnym sposobem wyszło na Twoje 😉

      • ~hanibal pisze:

        Tak zakręciłaś, że żeby wyszło. Bo w to przyjemniej wierzyć, nie?:)Wg mnie marzenia staja się celami. Jak mam marzenie to dążę do realizacji.

        • ~Czerwona pisze:

          No właśnie nie zawsze. Tzn. marzenie tkwi sobie i ciągle chcielibyśmy, ale przecież nie za wszystkim dążymy za wszelką cenę. Po prostu chcemy tego, ale jak się nie spełni, to dziury w niebie nie będzie. A cel to coś, czemu metodycznie podporządkowujemy działania. Więc marzenie może być celem, ale nie musi :)

          • ~hanibal pisze:

            Owszem, ale przyjmując jakieś marzenie wiesz na wejściu, czy jest ono realne, do spełnienia, czy kosmiczne, nieosiąglane.:) A Twoje działania lub ich brak potwierdzają, że zaklasyfikowałaś już marzenie jako cel lub nie.:)

  9. ~Katia pisze:

    Wiesz, to chyba też jest trochę tak, ze jak spełnisz jedno marzenie, od razu może pojawić się drugie :)

    • ~Czerwona pisze:

      Zwykle się pojawia, ale jakby tak się zastanowić, to dziwne jest spełnić coś, o czym się marzyło np. całe życie. To tak, jakby teraz już tylko śmierć została 😉

      • ~Katia pisze:

        No coś w tym jest… Czyli wychodziłoby na to, ze umrę na Alasce 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Och, Alaska… Podobno w lipcu na Alasce jest wybuch sezonu wegetacyjnego, wszystko kwitnie i jest bosko… Aj aj, tyle jest miejsc… A swoją drogą zobacz, podróż życia to chyba najczęstsze i najbardziej uniwersalne marzenie, prawda?

  10. brasilla@vp.pl pisze:

    Ja muszę nawet sobie pomarzyć (czytaj:pofantazjować) przed snem, żeby spokojnie zasnąć, a co dopiero gdy nie śpię. Bez tego żyć się nie da :)

    • ~Czerwona pisze:

      No tak, ale fantazjowanie niekoniecznie jest marzeniem, takim marzeniem w sensie czegoś wielkiego, yeah i wow 😉 A już fantazjowanie przed snem to w ogóle ;P

      • ~brasil pisze:

        Jak to nie wielkiego? Właśnie że to jest yeah i wow 😛 a Ty miałaś iść spać zaraz po powrocie z pracy 😛

        • ~Czerwona pisze:

          Zależy, co przy tym robisz 😉 No miałam, ale nie poszłam, bo musiałam zrobić zamówienie telefonów i tak mi potem zeszło… :)

  11. ~Mela pisze:

    Bez marzeń życie straciłoby sens. Zawsze jest wiara w to, że trzeba próbować je spełniać, bo może… Myślę, że one jakoś się dzielą na te mniejsze i większe, spełnialne i nie… :)

    • ~Czerwona pisze:

      A może to nie one się dzielą, tylko my je tak dzielimy? Może ich częstotliwość spełniania zależy od tego, czy naprawdę w to wierzymy… Chociaż w sumie przecież niektórym niedowiarkom też się spełniają… No cóż, dobrze przynajmniej, że można sobie marzyć za darmo :)

      • ~Mela pisze:

        My raczej nie, może bardziej okoliczności, czynniki zewnętrzne dzielą. Mowi się, że wiara czyni cuda, ale to nie do końca prawda, więc samą wiarą nic się nie zdziała. W każdym razie, można próbować, należy próbować, tym bardziej że jak mówisz to nie kosztuje, można stracić co najwyżej złudzenia, ale to w sumie też niedobrze, kurczę… 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Haha, widać lepiej marzenia, skądinąd fajne, są niewdzięcznym tematem do filozofowania 😉 Albo inaczej – wdzięcznym, bo nigdy nie można dojść do jednoznacznego wniosku, a w sumie filozofowie nie po to filozofują, żeby osiągnąć constans, tylko żeby namącić we wszystkim. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Aczkolwiek odnoszę je głównie po własnym filozofowaniu, więc może nie powinnam jednego z drugim identyfikować 😉

          • ~Mela pisze:

            Teraz to pojechałaś, haha 😉 Trzeba mieszać, żeby wszystko się ładnie ułożyło, wymieszało i konsystencja dobra była,potem można tym marzeniem ozdobić najwyżej 😉 To nalezy identyfikować, bo niby dlaczego Twoje filzowowanie ma być inne od innych… 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Coś w tym jest. Mieszać, żeby się przedrzeć przez wierzchnią, zaskorupiałą warstwę i nagle voila! dno garnka odkrywa nam prawdę ;)Hm, czasem obiekty niezidentyfikowane są znacznie bardziej intrygujące.. 😉

          • ~Mela pisze:

            Ale dno tak się raczej pejoratywnie kojarzy, a tu popatrz… ;)Nooo, ja myślę, że one właściwie zawsze są najbardziej intrygujące 😉

  12. ~Studentka pisze:

    Marzenie to niedziela myśli. Marzenia trudno sprecyzować, chcemy je spełnić, i chyba nie do końca jednak chcemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *