Sposób na właściciela

Ostatnio nocowaliśmy z Zagadkowym na działce, co akurat nie byłoby niczym szczególnym, gdyby nie to, że trwał środek tygodnia i mój luby wstał o 6 i pojechał do pracy, a ja sobie zostałam, pozamykałam wszystko na cztery spusty – furtkę, drzwi od tarasu, które dają się otworzyć bez klucza tylko od wewnątrz, drzwi wejściowe, w które ów klucz wetknęłam – i spokojniutko zasnęłam z powrotem. Po tym, jak cudownym sposobem przejechałam całe miasto na rowerku stacjonarnym, wstałam nieco zmęczona i lekko zgrzana. Otworzyłam zatem drzwi, te bez klamki z zewnątrz, stanęłam w progu i zaczęłam chłonąć poranny krajobraz, rześkie powietrze oraz śpiew ptaków. Ponieważ było dość chłodno, postanowiłam pobawić się w pogodynkę i sprawdzić stan nieba. Wyszłam więc z błogim rozanieleniem i, by dodać sobie energii na dobry początek dnia, wystrzeliłam ramię i trzepnęłam drzwiami z radosnym rozmachem.

Dwa kroki później olśniło mnie maleńkim „o cholera…”.

Gapiłam się w te drzwi jak sroka w gnat i konstatowałam z mozołem, że chyba sobie odcięłam powrót do domu. Zaczęło mnie ogarniać mało sympatyczne uczucie swoistej klęski. Z jednej strony uspokajałam się, że niedługo przyjedzie tatko i swoimi kluczami uratuje mnie z opresji, ale z drugiej wcale mi się to nie uśmiechało, bo już widziałam te szyderstwa, połajanki i ogólnie wypominanie mi tego latami. Cóż było robić, trzeba było znaleźć rozwiązanie.

Traf chciał, że ze wszystkich okien uchylone było tylko takie maleńkie i w dodatku górne. Oczywiście dobre i to, tylko szkoda, iż dwa wielkie skrzydła boczne zamknęłam wcześniej bardzo pieczołowicie – na dwie klamki, górną i dolną. Zamknięcie polegało na ułożeniu klamek w poziomie, zatem należało je postawić do pionu.

Na szczęście pod oknem stał stół. Wlazłam więc na niego, wyciągnęłam z małego okienka siatkę na komary i jęłam manewrować z klamkami. Pierwszej od góry oczywiście gładko i posłusznie zmieniłam położenie, druga jednakże tkwiła za nisko. Złorzecząc wysokościom, wsunęłam całą rękę, łepetynę i jeszcze kawał cycka do środka, ale ani rusz dalej nie dosięgałam. Potrzebowałam alternatywnego aniżeli ręka sposobu. W trakcie skomplikowanego wyplątywania się spomiędzy ram okiennych i firanek postanowiłam przedłużyć sobie ramię. Zlazłam ze stołu i ruszyłam na poszukiwania pagaja. Jakiś czas temu ścinaliśmy kawał brzozy i zostały nam jeszcze poćwiartowane grube gałęzie; wybrałam jedną i kurcgalopkiem wróciłam do katorżniczej roboty. Czyli: ręka, konar, głowa, pół cycka. Trochę klamkę determinacją poruszyłam, ale skubana się uparła; przyszedł więc czas najwyższy na dokonania brutalniejsze. No i się zaczęła rąbanina drewnem jak młotkiem. Dobrze, że były to godziny poranne, bo gdyby ktoś z zewnątrz ów malowniczy obrazek oglądał, to by go uznał za wyjątkowo nieudolne włamanie połączone z pomieszaniem zmysłów, gdyż jednocześnie śmiałam się obłąkańczo, hałasowałam wściekle, podrygiwałam rytmicznie całą sobą i klęłam na czym świat stoi.

W końcu klamka nie zdzierżyła i padła, a ja z rozpędu omal nie stratowałam trzech butelek piwa i wiśniówki, które stały tuż przy oknie. Po chwili już byłam w środku, w dzikim pośpiechu otwierając drzwi główne oraz zacierając ślady zbrodni.

Po pół godzinie przyjechał tata. Całkiem bez kluczy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

65 odpowiedzi na „Sposób na właściciela

  1. ~przekora pisze:

    hehehe szczęściara!!

  2. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    Ja jak zwykle miałam nadzieje po tytule, ze będzie o seksie tym czasem Ty mi tu poranna gimnastyką zaczynasz… ;P

  3. genever@op.pl pisze:

    no proszę, w obliczu problemu, pełna mobilizacja! i jak poszło szybko! może szkoda, że cię nikt nie widział, sfilmowałby może..? heh.., tyle atrakcji z rana;)

    • ~Czerwona pisze:

      A wiesz, dziwne, ale poczułam się dość klaustrofobicznie, mimo że w sumie byłam na wolności… Może dlatego, że telefon też został w domku. I mój komp 😉 Ale przynajmniej już wiem, że jak idziemy się przejść do lasu, to okna należy zamykać – bo dość łatwo je sforsować 😉

      • genever@op.pl pisze:

        łatwo? w sumie tak, bo wystarczy gałąź, samozaparcie i dobra motywacja;) a ty miałaś komplet, więc po-szło!!! 😉 dobra myśl przewodnia! ha ha;) życiowa bardzo! właśnie jestem na etapie „inne usra”;)

  4. ~hanibal pisze:

    Sposób na blondynkę. :D:D

    • ~Czerwona pisze:

      A Ty znowu o tych blondynkach ;P

      • ~hanibal pisze:

        A co w tym złego?:P I czemu by nie?:P

        • ~Czerwona pisze:

          Nic w tym złego. Ale wypominać mogę. Bo czemu nie? ;P

          • ~hanibal pisze:

            Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, spryciulo. :PLepiej pamiętaj o zapasowych kluczach, a nie mi blondynki wypominasz. 😛

          • ~Czerwona pisze:

            Jeszcze czego, wystarczy, że muszę pamiętać o właściwych ;P Poza tym sam zacząłeś, ja tu słowem o blondynkach pierwsza nie wspominałam, więc nie zgrywaj niewiniątka ;P

          • ~hanibal pisze:

            No to sobie przypomnienie zapisz. :POczywiście, żem niewinny. 😀 To Ty się przyczepiłaś, czemu tak nie lubisz blondynek?:P

          • ~Czerwona pisze:

            Ja do nich nic nie mam, bo jestem zdania, że to nie kolor włosów generuje charakter, co niektórzy próbują sugerować ;P

  5. ~magda pisze:

    Dobrze, że nie utknęłaś ze swoją głową, ręką i półcycem w oknie. Klnąć, rzecz jasna, na całą okolicę :DJa kiedyś wyszłam sobie spokojniutko do szkółki, uprzednio zakluczywszy mieszkanie i w świątyni nauki odkryłam, że nie mam kluczy. No i zaczęło się przeszukiwanie szkoły, boiska przed nią, drogi na przystanek, autobusu (w nadziei, że może akurat tym samym jechałam rano:) telefony do MZK z pytaniem, czy nie znaleźli przypadkiem kluczy, no takich z breloczkiem w mumię, noo!, telefon do rodziców, ponury powrót do zakluczonego domu, rzucenie okiem na drzwi i odkrycie kluczyków wetkniętych w zamek. Do dzisiaj nie wierzę, że nikt się wtedy nie włamał. I codziennie rano sprawdzam, czy aby na pewno mam główkę na karku.

    • ~Czerwona pisze:

      Mi się po tym zdarzeniu śniło, że wiozłam laptopa tramwajem i gdy wysiadłam, okazało się, że zapomniałam go zabrać ze sobą… W życiu się tak nie spociłam jak w tym śnie. Na jawie zresztą też. Parę razy zdarzyło mi się zapomnieć o zamknięciu drzwi. Natomiast zapomnieć o otwarciu już tylko ten jeden jedyny. sama nie wiem, co gorsze 😉

      • ~magda pisze:

        Zawsze noszę komórkę w kieszenie spodni, więc jeśli zdarzy mi się ją przełożyć do torebki, też dostaję cholery i przetrząsam nerwowo cały świat. odnajduję ją, odkładam na miejsce i po chwili cały cyrk odbywa się ponownie.

        • ~Czerwona pisze:

          Ja bardzo rzadko noszę w spodniach, ponieważ spodnie noszę dość obcisłe (o dziwo udaje mi się takie dostać) i telefon by mi przeszkadzał, no i wyglądał dziwnie. Dlatego bez torebki się nigdzie nie ruszam. Chyba że jestem na działce 😉 Dlatego tam muszę się zacząć pilnować, bo teraz miałam w odwodzie odsiecz (chociaż nie do końca uposażoną, ale jednak), a co by było, gdyby rodzice np. wyjechali na wakacje, a okno było zamknięte…

          • ~magda pisze:

            Mi wybrzuszenie w kieszeni nie przeszkadza, choć rzeczywiście wygląda cokolwiek dziwnie.Klucze pod wycieraczką?

          • ~Czerwona pisze:

            Nie da rady, przy furtce do ogrodu nie ma wycieraczki 😉 Chyba żeby zakopywać 😉

  6. ~brasil pisze:

    Tak kiedyś miałam u mnie w domu, tylko że sąsiedzi wezwali policję…

  7. Ken_G pisze:

    Ha, i zawsze to lepiej takie sceny w samotności urządzać niż potem przy zapominalskim tacie ;)))

    • ~Czerwona pisze:

      No i właśnie :) Zwłaszcza że tata by się nawet na działkę nie dostał, chyba że by przelazł przez płot. A wszak pierwszej młodości nie jest (ani tata, ani płot ;))… Więc że by szału dostał, to pewne 😉

  8. Forever_alone pisze:

    I niech ktoś teraz śmie powiedzieć, że kobieta to słaba płeć :) ALe powiem Ci, że to chyba jakaś plaga na kobiety bo ja tez kiedyś się do własnego domu włamywać musiałam :)

    • ~Czerwona pisze:

      Faceci pewnie by znaleźli na to wytłumaczenie 😉 Ale oni się nie znają, zawsze możemy powiedzieć, że to dla zdrowia robimy :) Wiesz, mięśnie gimnastykujemy itd 😀

  9. tubycie pisze:

    Moja wyobraźnia mnie kiedyś zabije ;DNo super, super, gratuluję oddwagi… Wybrałaś walkę, a mogłaś spokojnie usiąść przed domem, wystawiać twarz do słońca i z dumną miną udawać, że zatrzaśnięte drzwi są Ci zupełnie obojętne i właściwie nawet tego nie zauważyłaś. Hm, lepsze to, czy gdyby tata zastał Twój tyłek ugrzęzły w małym okienku?… hm, hm… 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Myślę, że reakcja mojego taty byłaby gwałtowniejsza, gdyby sam wszystko musiał odkryć. Zaczęłoby się od progu, którego przekroczyć by nie mógł. A tak, nawet gdyby znalazł mój tyłek bez reszty w oknie, to przynajmniej by wiedział, że nie siedzę jak lordówna, nie spoczęłam na laurach i staram się szkodę naprawić. Wierz mi – tak by było zdecydowanie lepiej dla mnie 😉

  10. wiedzma_lysagora_blog_onet pisze:

    w angli klamki otwieraja sie do gory ;/ a ja ciagle nie zakopalam zapasowego klucza w ogrodzie ;(

  11. ~Mela pisze:

    Najważniejsze że jakoś do środka się dostałaś, przy wydatnej pomocy gałęzi co prawda, ale co tam 😉

  12. ~Katia pisze:

    Ty to jesteś agentka 😀 Ja za to w domu mam gerdę, którą jak się zamknie z zewnątrz na 2 razy to od środka nie otworzysz – do dziś nie wiem po jaką cholerę taka funkcja. Natomiast jeszcze w erze braku komórek (co ewentulane wołanie o pomoc utrudniało) zdarzyło mi się mojego tate tak zamknąć w domu dwa razy. Skończyło się rozkręceniem zamka i psioczeniem na moje gapiostwo 😉

  13. LittleWitch pisze:

    Jesteś bohaterką! 😉 Brawo!Oczami wyobraźni przedstawiłam sobie całą te radosną sytuację, ale szkoda, że nikt tego nie nagrał!

  14. ~Żona Grafika pisze:

    Jaki z tego morał? Cycki kobietą w takich sytuacjach są zbędne 😉 Gratuluję zwinności :)

  15. ~stara pisze:

    Ja tez tak miałam , śmiecie i klucze i trzask drzwiami, a pewnego dnia śmiecie, papieroski i trzask drzwiami. a w środku młody w łóżeczku, więc dookoła domu i przez okno- wysoki parter,

    • ~Czerwona pisze:

      O rety, ale w takiej sytuacji to już adrenalina za nas myśli, a wtedy wszystko jest możliwe, nawet wdrapanie się na 10 piętro pewnie…

  16. ~baba pisze:

    no i masz! baba -ups-kobieta -to jednak potrafi/wszystko!/ .Jestem z nas dumna,pozdrawiam,ps.trochę mi tu bruździ Chmielewska-tym bardziej pozdrawiam

    • ~Czerwona pisze:

      W chwilach dziejowych – zawsze ;)No cóż, Chmielewska to dla mnie guru, więc całkiem możliwe, jak tak, to dla mnie komplement największy, zatem – tym bardziej re-pozdrawiam :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *