Buszujący w Anglii

3 lata temu pojechałam do Londynu z ambitnymi marzeniami o spędzeniu tam 3 miesięcy wakacji w luksusach i napływie gotówki. Rzeczywistość oczywiście nie sprostała oczekiwaniom, w związku z czym pierwsza podłapana fucha okazała się jednocześnie ostatnią. Przyznać jednak trzeba, że była to fucha niebanalna.

Z racji zawodu pośredniak wybrał mnie. Miałam sobie ładnie skosić trawniczek w 3 godzinki – i do domu. Na miejscu jednak okazało się, że po pierwsze zleceniodawca-właściciel posesji nie powiadomił o tym pomyśle swoich najemców, w związku z czym gdy przyszłam, zbaranieli i z niedowierzaniem pokazali mi „trawniczek”, który – i tu po drugie – był zgoła kryjówką słoni, a nie trawniczkiem – mierzył bowiem metr dwadzieścia, obficie kwitł na żółto i trawy w nim się nie uświadczyło, nawet przy bujnej wyobraźni. Po trzecie zaś – ciachać go miałam kosiarką spalinową, której nawet odpalić nie umiałam. Podczas moich żałosnych prób zaciągnięcia linki wysłaniec pośredniaka zadumał się bardzo, obdzielając mnie powątpiewającymi w powodzenie imprezy uwagami, z których nie zrozumiałam ani słowa. Mowę ciała miał jednak na tyle wyrazistą, że porzuciłam linkę i z upakowaną w głowie wizją wyślizgującego się z rąk zarobku ochoczo zareklamowałam do pomocy kolegów. Pan się zgodził, co rozpoznałam wyłącznie po kiwnięciu głową, i poszedł, a ja w oczekiwaniu na chłopaków wdałam się w miłą dyskusję z tubylczą Litwinką, która dziwiła się, że niepełnoletnich zatrudniają (bez komentarza).

Gdy faceci jednym palcem włączyli kosiarkę, na taras zleciał się nagle cały dom. Mieszkańcy poustawiali sobie krzesełka i urządzili bez mała kino z atrakcjami w postaci czynnego włączenia się w nasze starania w sposób wielce irytujący, mianowicie wytykający nam niedociągnięcia, o tam np., w tamtym końcu. A my zasuwaliśmy – chłopacy powoli przedzierając się przez chaszcze, ja zaś zbierając po nich słomę grabiami bez rączki, bo tylko takimi dysponował dom (a raczej takie znaleźliśmy w gąszczu po skoszeniu pierwszego pasa i w trakcie rozważań, czy nasze paznokcie w razie czego będą się nadawały na zastępstwo). Naharowaliśmy się jak dzikie woły, zwłaszcza że słońce świeciło jak oszalałe i gorąco było wściekle. Ostatecznie jednak jakoś daliśmy zielsku radę, chociaż na mój gust wszystko i tak należałoby przejechać spychaczem i przekopać paskudztwo, bo że w tym trawa nie urośnie, to pewne. Chyba że ktoś za ozdobę uważa szczecinę z resztek suchej paszy.

Wreszcie nadszedł czas zemsty za dostarczenie darmowej rozrywki. Ponieważ pośredniak rozkazał nam odpad wsadzić do folii i wystawić przed dom, z uciechą przemaszerowaliśmy świeżutko wysprzątaną kuchnią i przedpokojem, z 10 razy każdy, i upstrzyliśmy wszystko znakami swej obecności, zwieńczając dzieło wielkimi worami, które z mściwą satysfakcją ćpnęliśmy na froncie tuż koło furtki.

Po kilku dniach zjawiliśmy się po odbiór wypłaty. Wydano nam całe 50 funtów w papierku (byłoby mniej, ale na szczęście nie mieliśmy grosza przy duszy dla rozmienienia – chociaż raz ubóstwo się przydało), które natychmiast poszliśmy spożytkować w Lidlu. Gdy przyszło do płacenia, wyciągnęłam z dumą pieniądze, a pan w kasie chyba ich nie poznał, bo obmacał je starannie i w końcu z podziwem przyznał, że takich sum to się u nich często nie widuje. Prawie wtedy pękliśmy z upojenia sukcesem.
Do dziś żałuję, iż niestety jedynym.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

82 odpowiedzi na „Buszujący w Anglii

  1. ~ciemna pisze:

    ja bym im te zielsko wywaliła, niechcący oczywiscie, na środku salonu ;P

    • ~Czerwona pisze:

      I tak się ładnie porozwalało, a po co sobie dokładać roboty :) Zresztą dali nam po kubku herbaty, więc nie chcieliśmy być niewdzięczni :)

      • ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

        no tak a skąd wiesz, ze Oni wam czegoś tam nie dolali za bumelkę w czasie pracy … kochana nie wierz obcokrajowca ;P

        • ~Czerwona pisze:

          Nie wiem, ale nawet gdyby, to na pęcherze nie pomogło 😉 No i graliśmy jeszcze potem w kalambury do 1 w nocy, jak codziennie, więc chyba przeszło ulgowo. Chociaż gdyby mi wódki dodali, to bym się nie obraziła :) Tzn. wtedy, wtedy to alkohol był towarem deficytowym, podobnie jak cholernie drogi papier toaletowy :)

          • ~ciemna pisze:

            to Ty dziękuj Bogu, że jesteś niepaląca bo być te 50 eurasów wydała na papierosy w dodatku z wielkim bólem serca 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Funtów, kochana, za euro to nawet tego bym nie miała… Poza tym ja wtedy byłam jeszcze uzależniona od chipsów, więc generalnie i tak cierpiałam… 😉

          • ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

            no to kochana ja bym się pakowała i brała kasę w kielnię i do Polski siup – wiesz ile być chipsów miała – jeszcze takich z biedronki 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Nie mogłam, bo wpłaciliśmy kaucję za mieszkanie i gdybyśmy wyjechali wcześniej, to byśmy ją stracili, a bez tej kasy nie mieliśmy za co kupić biletów i kółko się zamykało :)

          • ~ciemna pisze:

            to sąsiadom trza było trawniki wyplewić, gdzie Twój instynkt bizneswoman 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Naszymi sąsiadami byli Polacy ;D Poza tym nie dysponowałam kosiarką, tamta była od pośredniaka…

          • ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

            To mogłaś tę pięćdziesiątkę odpowiednio zainwestować… dzisiaj miałbyć łasną firmę” rżnięcie Czerwonej” czy ”Czerwona nozycoręka ” jak by na kosiarkę nie stykło 😉

          • Czerwona pisze:

            Kochana, nie „rżnięcie Czerwonej”, tylko „Czerwona rżnie”! Mała rzecz, a jaką różnicę robi 😀

          • ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

            ”Czerwona Cię zerżnie – tanio, szybko i profesjonalnie” 😉

          • Czerwona pisze:

            „Rżnij z Czerwoną – busz nie ma szans!” :) Coby troch ich do pomocy zapędzić :)

          • ~ciemna pisze:

            To musisz ofertę o depilację rozszerzyć 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Dobrze, oprócz koszenia będzie wyrywanie :)

  2. tubycie pisze:

    Dlaczego jedynym? Ogłosili w mediach, żeby „Uważać na Czerwoną”? 😉

  3. ~anka pisze:

    trzeba było mu tą kosiarka po sandałach przejechac, niechcący;) ale jestem z ciebie dumna! już cię widzę filigranowa kobietkę przy spalinówce, z reszta grabi w dłoniach, spocona od wysilku…, heh, zdjęc nie masz? hi hi hi;)

    • ~Czerwona pisze:

      Eks zrobił zdjęcie tych worów, ale to już dla mnie chyba nie do odzyskania, a szkoda… Ale wiesz, praca gó.wniana, jednakże dzięki temu mieliśmy co jeść. Gdyby nie mój zawód i przytomność umysłu, to zęby w ścianę, więc tym bardziej byłam z siebie dumna :)

      • ~anka pisze:

        no też jestem pełna podziwu, że się podjęliście i wam się udało! ale że twój zawód biologa, tak? skojarzył im się z koszeniem trawnika, to też o czymś świadczy;) znaczy się o tych z pośredniaka;)

        • ~Czerwona pisze:

          Teraz pewnie już wszyscy biolodzy po mnie są spaleni, zwłaszcza płci żeńskiej 😉 Wiesz, nie mieliśmy wyboru, bo nam bida zaglądała w oczy, jak również groźba, że zostaniemy tam na zawsze, np. na ławce w parku 😀

          • ~anka pisze:

            właśnie nie są! oni powinni być pełni podziwu dla biologów z Polski!!! stara, takiego samozaparcia to na pewno nie widzieli. rozumiem, że potrzeba była wielka, ale i czyn taki sam!!!

          • Czerwona pisze:

            Hahaha, no może, tylko czemu nie odezwali się więcej? My tam byliśmy potem jeszcze 1,5 tygodnia… Może się bali, że wszyscy biolodzy z Polski będą chcieli gotówki i nie będą mieli jak wydać 😉

          • ~anka pisze:

            myślę, że jak zobaczyli jak biolodzy z Polski się cenią, postanowili sami dokonać reszty zmian w ogródku, ha ha ha;)

          • ~Czerwona pisze:

            Zwłaszcza że i tak najgorszą robotę za nich odwaliliśmy ;P Zresztą zarobek podzielił się na 3 osoby, więc sprawiedliwie rzecz biorąc i tak byliśmy stratni 😉

          • ~anka pisze:

            no właśnie, co tam stratni! patrz jakie masz wspomnienia! oni też was na pewno wspominają, tylko od innej strony, znaczy się od tej z której nie mieliście wydać, ha ha ha;)

          • ~Czerwona pisze:

            Chyba masz rację, na pewno nas wspominają, bo raz, że kiedy dawali zlecenie, to sami nie wiedzieli, jak ten „trawniczek” wygląda w rzeczywistości, a dwa, że wyglądali przy tej wypłacie na tak zdegustowanych, że chyba nigdy wcześniej im się coś takiego nie przytrafiło :)

          • ~anka pisze:

            no widzisz;) zawsze można znaleźć plusy;) ale trawniczek pewnie to już sobie robią sami, ze względu na koszty oczywiście;) ha ha ha;)

          • ~Czerwona pisze:

            No pewnie, przecież najgorszą robotę już odwaliliśmy! Poza tym nie ma nas tam już 😉

  4. ~hanibal pisze:

    Czerwona, gdzie się nie pojawisz robisz zamieszanie. :DZaczynam się do tego przyzwyczajać. :)Gdzie jedziesz następnym razem za chlebem?:D

    • ~Czerwona pisze:

      Właśnie! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam, szlag, miałam kupić chleb, a teraz tak mnie buty obtarły, że nie ruszę się z domu, przynajmniej nie tak daleko… Uch, no ale chyba będę musiała. Bo mogłabym w sumie kupić rano, w sklepiku blokowym, ale raz, że musiałabym wtedy wcześniej wstać, a dwa, że on jest w całości, a mi się nie chce kroić. I dlatego teraz pokonam znacznie dłuższą drogę, byle tylko rano oszczędzić sobie czasu 😀 I masz rację, przydałby się rower, żeby za tym chlebem jeździć, a nie chodzić ;P Ej, ale jaki zamęt, to nie ja wymyśliłam ten trawnik!

      • ~hanibal pisze:

        Ty jesteś jednak ostro zakręcona i leniwa skoro nawet chleba Ci się nie chce kroić. :PSiejesz terror i zniszczenie, taki ładny busz chcieć niszczyć. 😛

        • Czerwona pisze:

          To nie była chęć, tylko nóż na gardle ;P Ja tam do buszu nic nie mam, gdyby to ode mnie zależało, to by sobie rósł dalej ;P Ej, wcale nie jestem leniwa, przecież zaraz ruszę tyłek i pójdę do sklepu, który jest dalej! Wypraszam sobie! ;P

          • ~hanibal pisze:

            A powinien byc na chlebie. :PI jak tam twój tyłek, już wrócił za sklepu?:D

          • Czerwona pisze:

            Nie na, a w :) Nie no, kroję chleb stosunkowo często, ale jak jestem sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem, to taki krojony i ciemny się wolniej starzeje, na czym mi najbardziej zależy :) Teraz rozumiesz? ;P Tyłek dawno wrócony, i całe szczęście, bo potem taka rąbanina z nieba naszła, że grad się sypał jak z dwururki!

          • ~hanibal pisze:

            Ty mieszkasz w Polsce czy na biegunie?:P

          • ~Czerwona pisze:

            Jeśli na biegunie, to chyba większość miast polskich tam mieszka :) Wyjrzałbyś chociaż raz przez okno, ewentualnie włączył tv, to byś wiedział ;P

          • ~hanibal pisze:

            Wybacz, ja non stop w piwnicy ten bimber pędzę, nie wiem co się na świecie dzieje. 😛

          • ~Czerwona pisze:

            A to do użytku własnego czy na sprzedaż? Bo jak do własnego, to wybaczam :)

          • ~hanibal pisze:

            Własnego. 😛 Nie wszystko jest na sprzedaż. 😀

          • ~Czerwona pisze:

            Ach, czyli propagujesz altruistyczne częstowanie za darmoszkę? 😀

          • ~hanibal pisze:

            Wybacz, że jeszcze będę od siebie opłatę pobierał. 😛

          • Czerwona pisze:

            Od siebie? Ale po co? Żeby ćwiczyć silną wolę? Zbierasz na wakacje? 😀

          • ~hanibal pisze:

            Jestem studentem. 😀 Chyba nie muszę rozwijać myśli?:P

          • ~Czerwona pisze:

            Ach rozumiem. Zbierasz na ksero ;P

  5. ~magda pisze:

    A roboczą nieletnich? :DDobrze, że nie miałaś więcej sukcesów, bo jeszcze byś w tej Anglii zasmakowała i została kolejną Polką Na Emigracji.

    • ~Czerwona pisze:

      Nie wiem, ale ja wtedy miałam 21 lat :) Chociaż jeśli przyjmują po wyglądzie – to tak, roboczą nieletnich 😉 Hm, no ja osobiście żałuję, że nie było ich więcej, biorąc pod uwagę, ile kasy w tym wyjeździe utopiłam… Ale nie żałuję. Przynajmniej poznałam Londyn z wielu stron. Chociaż po cichu zazdroszczę Zagadkowemu, że jemu się ta sztuka udawała 2 lata. Uwielbiam to miasto…

  6. monia.londyn@onet.eu pisze:

    niezla historia:) ja tam bym sie bala odchodzic bez wyplaty siejac takie zniszczenia wokolo:) i zostalas w koncu cale trzy miesiace bez tych luksusow?

    • ~Czerwona pisze:

      Nie, ale magiczna liczba „3” się utrzymała – tyle że w tygodniach :) My też się baliśmy, zwłaszcza że nic nie podpisaliśmy ani oni nam, ale okazało się, że jednak Angole są prawdomówni. Tzn. nawet nie Angole, tylko jacyś imigranci z dziada pradziada, bo to byli ciemnoskórzy i Hindusi 😀

      • monia.londyn@onet.eu pisze:

        no to rzeczywiscie! magiczna liczba 3 tez dobrze, przynajmniej wyjechalas z poczuciem niedosytu, co powoduje, ze lubisz to miasto. duzo ludzi nie lubi Londynu i woli wyprzec wspomnienia o nim z pamieci. ja tam calkiem lubie to tymczasowo „moje miasto”

        • ~Czerwona pisze:

          Może masz rację, chociaż w sumie zazwyczaj źle to miasto wspominają chyba ci, którym się nie powiodło, a ja nie mogę powiedzieć, żebym zaliczyła tam sporo sukcesów 😉 Ale może to kwestia tego, że dwa razy tam byłam i zawsze była piękna pogoda, co mnie zdecydowanie nastraja pozytywnie do tego miejsca 😉

  7. zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

    Ale za to będzie co opowiadać wnukom 😉 Ty to tych histori dla wnuków masz jak zdążyłam zauważyć całe tomy, więc będziesz z pewnością tą bardziej lubianą babcią :-))

    • ~Czerwona pisze:

      Toś mnie postarzyła ;D Na razie mi starczy, że opowiadam je Wam, i vice versa. Zresztą każdy ma ich tomy, tylko nie każdy się do tego przyznaje :)

  8. Nabu pisze:

    Ja od zawsze wiedziałam, że Ci Anglicy to są kompletnie nie do życia i nie warto z nimi robić interesów ;).

  9. ~Mela pisze:

    Zemsta jest słodka 😉 Ale czy oni naprawdę nie mieli nic ciekawszego do roboty tylko Was oglądać? 😉

    • ~Czerwona pisze:

      No dzięki, przecież my jesteśmy ciekawi 😉 Nie wiem, może chcieli się czegoś nauczyć? Może też szukali pracy, hahaha 😉

      • ~Mela pisze:

        No na pewno, ale wśród tej trawy, zielska, kosiarki kiepska widoczność chyba 😉 najlepiej to się praktycznie uczy 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Woleliśmy im nie proponować, bo jeszcze by nam pieniądze podebrali za współudział… Konkurencję trzeba trzymać krótko 😉

          • ~Mela pisze:

            Ech, materialiści… 😉 Krótko? A nie lepiej jak najdalej od siebie? 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Jak się ma do wyboru mieć za co żyć a nie mieć, to każdy staje się materialistą 😉 Krótko to nie to samo co blisko 😀

          • ~Mela pisze:

            Zawsze można żyć, hm… miłością na przykład 😉 Jak trzymasz kogoś krótko, to raczej musi być blisko, to przecież z oddali się nie da trzymać 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Niewątpliwie, miłość to najbardziej dochodowy interes 😉 Można trzymać z oddali. Np. przywiązując ofiarę do kaloryfera ;D

  10. Ken_G pisze:

    Kino se zrobili? No wiesz, może dla kogoś to egzotyka – patrzeć na osobę pracującą? Ale fajnie ich pożegnaliście, zapamiętali na pewno :)))

    • ~Czerwona pisze:

      A może po prostu nas pilnowali, żebyśmy nic z tych chaszczy nie wzięli, może liczyli na jakieś skarby zakopane? 😉

      • Ken_G pisze:

        A no tak, przecie tam mogło być coś ukryte ;))) Nawet jakaś wypasiona bryka, co ją pozarastały chwasty i chwaściki i o niej zapomnieli, kiedy zniknęła w tej dżungli :)))

        • Czerwona pisze:

          Wprawdzie niestety nie było, ale i tak się cieszyłam, że chociaż grabie znalazłam :) Chociaż kto wie, ziemi nie rozkopywaliśmy, a może tam ktoś diamenty ukrył… O my głupi, chyba tam wrócę 😉

  11. ~a pisze:

    bardzo ciekawy wpis, z niecierpliwoscia czekam na wiecej.–http://iqget.pl/ test iqhttp://iqget.pl/?re=ti test inteligencji

  12. ~Katia pisze:

    No to rządziłaś z tymi funciakami 😀 A zaszalałaś chociaż w tym Lidlu? :) Wiesz, kawiory itp.? 😉 Ja nigdy w Anglii nie byłam, jakoś mnie nie ciągnęło, a może po prostu to że tutaj miałam pracę wystarczało.

    • Czerwona pisze:

      Tak, kupiliśmy sobie dwa piwa i polędwiczkę krojoną 😉 Oczywiście w międzyczasie również zapasy mleka, płatków i zupek chińskich 😉 Paskudztwo, 3 tygodnie takiego żarcia… A za 4 funty kupiłam sobie kolczyki. Po prostu musiałam 😉

  13. LittleWitch pisze:

    Różowiutko się u Ciebie zrobiło ;-)Jak słyszę ‚Anglia’ to mi się coś w żołądku przewraca.. 3 miesiące pracy przy zielsku (tzn. kwiatach) tam to była niezła szkoła życia.. i niestety nie w dobrym tych słów znaczeniu…O losie!! Dobrze, że to już mam dawno za sobą i prawie zapomniałam! Trauma niemal 😛

    • Czerwona pisze:

      No, gdybym ja miała tak zarabiać na życie, jak tego jednego dnia, to też prędzej bym skonała… Straszliwa robota. Niemniej wtedy nam znacząco pomogła i byliśmy za nią mocno wdzięczni :)

  14. ~Tamara pisze:

    ..i zapewne byl to ….hindus…oryginalny europejczyk i anglik…..cha..cha…cha

  15. ~Marta pisze:

    Nie rozumiem Twojego podejscia do pracy. Nie dosc, ze ktos daje Ci zarobic to Ty jeszcze masz pretensje (pomine juz brak znajomosci jezyka), wyreczasz sie znajomymi i robisz burdel w czyims domu w akcie zemsty. Malo tego, ze robisz… jestes z tego dumna!Nie wspomne tez o jednoznacznej ocenie uczestnikow pikniku. Moze i ktos proponowal Ci pomoc ale skad moglas wiedziec…Zenada!

    • Czerwona pisze:

      Widzisz, ja nie napisałam, że nie znam języka, bo gdybym nie znała, to raczej bym żadnej pracy nie dostała, nie dogadałabym się z mieszkańcami ani nie dałabym rady zaoferować nikogo do pomocy. Po prostu w Anglii mieszka tyle narodowości, że nie sposób każdy dialekt zrozumieć i każdy, kto tam był, to wie. Tym bardziej, że to nie był rdzenny Anglik, tylko również imigrant. Strasznie bebłał. Dodatkowo nie wiem, czy zauważyłaś, ale ja się nikim nie wyręczałam, tylko walczyłam o zarobek, który inaczej by przepadł, a był nam wszystkim niezbędny i oczywiście sprawiedliwie podzielony. Tym bardziej zatem pretensji żadnych mieć nie mogłam i nie miałam! Zresztą sama też się naharowałam, spróbuj może grabić samymi grabkami bez rączki, to się przekonasz. Poza tym ogólnie opis należy traktować z przymrużeniem oka, przecież to oczywiste, że nie wywaliłam im tego zielska na środku domu. Zawsze wszystko bierzesz tak dosłownie? Na rany, nie zazdroszczę, w takim razie nudne masz życie…

  16. ~BUBA pisze:

    Bo jedzenie tanie w Anglii i po prostu jakby za 50 funtów zrobić zakupów, to wózek zawalony na maxa:) Ja kiedy byłam w Southampton w Anglii, to używałam niskich cen, raj dla zakupocholoczek:)

    • Czerwona pisze:

      Gdyby tak zawsze zarabiać, to by było życie… Ale niestety był to wyczyn jednorazowy. No i nie jestem pewna, czy chciałabym resztę życia poświęcić zbieraniu na klęczkach skoszonych chwaściorów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *