Higiena pracy

Od kilku dni jestem, można rzec, pracownikiem miesiąca. Każdy klient, nim przekroczy próg, witany jest przeze mnie troskliwym „wypierdalaj”. By czułość nie została jednak rozpoznana z ruchu warg, wypowiadam to przez zaciśnięte zęby. Wobec nikogo nie zdradzam też chęci pomocy, którą zresztą i tak nie dysponuję, jak i mej obecności w ogóle. Mogą sobie łazić z 5 minut od ściany do ściany, ale póki sami nie podejdą, słowem się nie odezwę. Raczej zacznę kaszleć, by intruzów wypłoszyć. Ponieważ niewielu daje się przestraszyć, kaszlę ochoczo dalej, mściwie wyobrażając sobie, jak za kilka dni pożałują odwagi, w przerwach między kokluszem a najazdami potów.

Każdy człek to wróg dla mej krtani. Każdy telefon zaś to okazja do ponaigrawania się z naiwności dzwoniących w sposób iście diabelski, czyli nieodbieranie połączeń. Sprzątać też nie sprzątam, a ponieważ tylko ja to tam z reguły robię, salon zaczyna zarastać kurzem. Dodatkowo wszędzie zostawiam zużyte chusteczki do nosa. Wylęgarnia bakterii jak nic.

A na dokładkę dzisiaj wywiesiłam kartkę, że mam przerwę na jedzonko, następnie, gdy się skończyła, złośliwie podeszłam do szyby i zamieniłam karteczkę na informację, że z przyczyn technicznych punkt zamknięty na 2h. Problemy techniczne zostały oczywiście cudownym sposobem przewidziane dużo wcześniej, lecz, co ciekawe, wystąpiły całkiem na czas, zważywszy, że a) mój system głosowy istotnie się skończył, b) komp skonał, i to bez jakiejkolwiek ingerencji. Nawet nie próbowałam zgłębiać przyczyn ani reanimować złomu. Z jadowitym chichotem zostawiłam go w diabły, ciesząc się, że to ktoś inny będzie musiał się nim zająć.

Jaki z powyższej opowieści płynie morał?
Chory pracownik to zdecydowanie zmotywowany pracownik. Zrobi wszystko, by pójść do domu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *