Wiecie, co jest najgorsze we włosach pozaczaszkowych? Że są. I że odrastają. I że trzeba je wiecznie usuwać…
Nie cierpię golić niczego. Owszem, jestem świadoma, że istnieje też depilacja. Kiedyś nawet próbowałam – kupiłyśmy sobie z koleżanką wosk. Wieczorem każda komisyjnie w swoim domu nałożyła pierwszy plaster i z takim przyklejonym zdzwoniłyśmy się, obie zgodnie przerażone, zastanawiając się, co z fantem począć i jak to zdłubać, żeby tylko nie odrywać. Ostatecznie jednak zdecydowałyśmy, że mimo panującej awangardy (którą propagował w teledyskach ten jełop Nelly z wieczną raną na facjacie) tudzież mody na antykoncepcję pokazywanie się ludziom z aż tak wielkim plastrem na nodze nie byłoby najlepszym pomysłem, i ze łzami w oczach oraz rozdzierającym przekleństwem na ustach pozbyłyśmy się bibuły, pozostawiając na nogach zaledwie większość wosku. Włosów również.
Tym sposobem tron wrócił prędko do maszynek jednorazowych. Wiadomo, metoda szybka – lecz ma to do siebie, iż czynność trzeba powtarzać, oględnie mówiąc, często. No i nigdy nie nauczyłam się golić kolan. Za nic nie wiem, na czym to polega, bo macham tą golarką już na wszystkie strony świata, pod włos, z włosiem, w poprzek włosia; przy obmacaniu teren wydaje się czysty – a pod światło perkoz dwuczuby. Docinanie na sucho zaś skutkuje pręgami jak po starciu z jakimś średnio wykarmionym rysiem.
Cały czas noszę się więc z zamiarem sprawdzenia skuteczności elektrycznego depilatora. Noszenie owo trwa oczywista tyle, że gdybym przeliczała je na noszenie worków z ziemniakami, to obdzieliłabym nimi dwa razy całą Afrykę. Po doświadczeniach z woskiem po prostu nie potrafię skazać się na dobrowolne i, co najgorsze, w tym wypadku akurat nie raz a dobrze szarpane, tylko powoli maltretujące katusze.
Dlatego też dzisiaj nałożyłam sobie krem do depilacji. Pewnie siłę rażenia ma podobnie długotrwałą co maszynka, czyli do bani, no ale co mi szkodzi. Na razie przeprowadziłam próbę uczuleniową, czyli z premedytacją pacnęłam podwójną warstwę. I teraz szukam na sobie śladów sparszywienia: pęcherzy, plamistości, owrzodzeń, czyraków. Jak będzie trzeba, to złamany paznokieć też pod to podepnę. Wszak grzech zaniedbania paskudny jest. Zwłaszcza zaniedbania możliwości wymigania się od pracy.