Zauważyłam onegdaj dziwną zależność, która sadystycznie trwa do dziś. Mianowicie kiedy tylko nabywam do ubrania coś grubego, wełnianego, wypasionego i wprost na Sybir, to słuszność zakupu potwierdza od razu w kolejnych dniach niesłabnący żar z nieba oraz susza wydmuchująca wilgoć z najbardziej nawet niedostępnych zakamarków.
Ponieważ jednak owo sprzężenie obejmuje również sytuacje odwrotne (a dodatkowo znów mam dni wolne, co tylko efekt potęguje), czuję się zobligowana do wygłoszenia komunikatu, który być może uratuje niejedno istnienie (np. fryzury na włosach lub tuszu na rzęsach), tudzież przysporzy nowych:
Otóż w związku z tym, iż kupiłam sobie parę japonek, będzie to bardzo romantyczny weekend przy wtórze kropli uderzających o szybę. Zatem – ku chwale Ojczyzny!